Maluję tak, jak mi w sercu gra

Opublikowano: 7 listopada, 2023Wydanie: Medicus (2023) 11/2023Dział: 5,4 min. czytania

Z Izabellą Edeńską, lekarz stomatolog, pasjonatką fotografii i malarstwa, rozmawia Anna Augustowska.

  • Przyznam, że gdy pytałam o początki Pani twórczości plastycznej, nie takiej spodziewałam się odpowiedzi.

Zdziwiłam Panią opowieścią, że pierwsze rysunki wykonywałam już jako dorosła osoba? Tak było naprawdę. Wcześniej nie rysowałam, w szkole średniej na lekcjach plastyki mieliśmy język polski, bo tak decydowała nasza nauczycielka. Zaczęłam kupować kredki, a potem farby, dopiero gdy wyjeżdżałam z mężem i synem na wakacje, często do Rymanowa. Kiedy wszyscy ruszali na wycieczki w góry, ja rozkładałam blok i rysowałam. Potem wszystkie te dzieła darłam i nikomu ich nie pokazywałam. To była moja tajemnica. Minęło sporo czasu, zanim wreszcie się ujawniłam.

  • Czyli? Co takiego się wydarzyło?

Pochodzę z Radomia. Stomatologię studiowałam w Zabrzu. A po wyjściu za mąż dosyć długo mieszkaliśmy w Białej Podlaskiej, gdzie pracowałam, a także pełniłam funkcję konsultanta wojewódzkiego do spraw stomatologii. W 1989 r. przeprowadziliśmy się do Lublina. I to był przełom.

Nowo poznane sąsiadki z osiedla, gdzie wtedy mieszkaliśmy (dodam, że poznane na spacerach z psami), pewnego dnia zaprosiły mnie na wystawę malarską do siedziby Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych przy ul. Grodzkiej. Poszłam i… zostałam. Przy mocnym wsparciu męża, który naciskał, abym uczyła się warsztatu, nagle stałam się prawdziwą pasjonatką sztuk plastycznych. Z zapałem chodziłam na zajęcia, kompletowałam ekwipunek malarski, jeździłam na wystawy.

  • I ta pasja trwa już ponad 30 lat.

To prawda. Zaraziłam się malarstwem na dobre. W czasie zajęć w TPSP przez trzy lata brałam lekcje u Waldemara Figla, który uczył nas nie tylko rysunku i malarstwa, lecz także ikonopisarstwa. Przez szereg lat korzystałam też z zajęć prowadzonych przez artystę plastyka Macieja Bijasa w Domu Kultury „Grażyna” na LSM-ie. Od prawie 10 lat należę do Kazimierskiej Konfraterni Sztuki, co bardzo sobie cenię, i uczestniczę w organizowanych przez tę grupę warsztatach i wystawach. Przynależność do konfraterni to zaszczyt, nie można ot tak przyjść i się zapisać. Osoba już będąca członkiem grupy może wprowadzić kolejnego członka – czyli trzeba być docenionym jako artysta przez innych artystów.

  • Czyli trzeba mieć dorobek?

Zdecydowanie. Swoje prace wystawiałam na ponad 20 wystawach indywidualnych i kilkudziesięciu zbiorowych: w Lublinie, Łodzi, Warszawie, Nałęczowie, Ustroniu Śląskim, Zambrowie, Kraśniku, Józefowie i Klementowicach. Także w Kazimierzu Dolnym, wyjątkowo mi bliskim.

Szczególną wystawę indywidualną miałam dosłownie przed chwilą właśnie w Kazimierzu – w Domu Kuncewiczów.

Wernisaż odbył się we wrześniu, na zakończenie jubileuszowego pleneru fotograficznego, który od 10 lat organizuje Lubelska Izba Lekarska i w którym uczestniczę niemal od początku.

  • Bo fotografia to kolejna Pani pasja?

Z fotografią było inaczej niż z rysowaniem – zdjęcia robiłam od dziecka. Głównie rodzinie, przyjaciołom, podczas świątecznych spotkań, wakacji, podróży. Kiedy w Lubelskiej Izbie Lekarskiej Dariusz Hankiewicz w 2012 r. zorganizował pierwszy plener dla lekarzy, którzy chcieli nauczyć się warsztatu i poznać tajniki fotografii artystycznej czy reporterskiej, natychmiast się zapisałam. I to była wspaniała decyzja. Te spotkania, zawsze w Kazimierzu Dolnym, to nie tylko szkoła warsztatu, lecz także okazja do spotkania przyjaciół. Po powrocie z kolejnego pleneru już tęsknię za następnym.

  • Ponad 20 wystaw indywidualnych i kilkadziesiąt zbiorowych, 30 lat malowania i niemal całe życie z aparatem foto.. Gdzie w tym wszystkim miejsce na stomatologię?

To z całą pewnością także moja pasja. Chociaż gdy kończyłam liceum, nie bardzo wiedziałam, czy chcę studiować stomatologię. Trochę uległam najbliższym, głównie starszemu bratu Stefanowi, który po prostu kazał mi jechać z Radomia do Zabrza, gdzie stomatologię studiowała nasza cioteczna siostra. Uległam tym sugestiom. Poza tym w rodzinie panowała medyczna atmosfera: byli lekarze, pielęgniarki i położne; jedna z bliskich mi ciotek, Anna Makowska była profesorem stomatologii i cieszyła się wśród nas autorytetem. I tak zostałam dentystką. Lubię ten zawód, bo lubię ludzi. Wiem, jak rozmawiać z przestraszonym pacjentem, aby rozładować stres, co mówić do dzieci, sadzając je na dentystyczny fotel. Lubię żartować, to pomaga.

Początkowo sądziłam, że stomatologia zachowawcza jest nie dla mnie, ale życie pokazało inaczej. Chociaż dzisiaj wybrałabym zdecydowanie protetykę.

  • Wróćmy jeszcze do malarstwa. Ulubieni mistrzowie, styl malowania?

Trudne pytanie, bo mam w sobie dużo niezależności i maluję tak, jak mi w sercu gra. Nie ulegam wpływom i nie czuję takiej potrzeby. Oczywiście cenię wielkich. Najbardziej fascynuje mnie malarstwo Salvadora Dali i Pablo Picassa. Podziwiam Olgę Boznańską. Pewnie mogłabym wymieniać jeszcze długo.

  • Ulubiona technika malarska?

Nie wiem. Naprawdę. Początkowo to były olej i akwarela, potem akryl, a teraz stosuję technikę mieszaną. Mam już w sobie tyle odwagi, aby się nie wahać, i coraz częściej w jednej pracy łączę kilka różnych technik. Efekt jest zaskakująco pozytywny. A dla mnie w malarstwie najważniejsza jest radość, którą mi daje malowanie, a nie technika. Najbardziej cenię sobie te chwile, kiedy mogę po prostu malować.

Ważne natomiast jest, gdzie maluję. Zdecydowanie najważniejsze jest malowanie w naturze – nie w pracowni, nie w studio. Dlatego o ile to tylko możliwe, ustawiam sztalugi gdzieś w plenerze i maluję tak, jak widzę, jak czuję w danym momencie. To najcudowniejsze chwile.

Nie mam też jednego ulubionego tematu – są portrety, są pejzaże, całe cykle o górach, po których zawsze dużo chodziłam, i przepiękne Roztocze. Są też prace abstrakcyjne. Ostatnio maluję dużo kogutów. Jadę do zaprzyjaźnionych gospodarzy, którzy hodują około 100 kur, i podziwiam to ptactwo, maluję ich kolorowe pióra. A na prezenty dla bliskich i przyjaciół od lat maluję… bociany. Sama już nie wiem, ile tych bocianich portretów rozdałam.

  • Jakieś plany na najbliższą przyszłość?

Wiosną pojechać na Roztocze i malować pofalowane, przepiękne wzgórza pocięte wąskimi zagonami. To niezwykle malowniczy widok, przypominający wzorzystą, pasiastą tkaninę. I może już pora pomyśleć o pierwszej, indywidualnej wystawie fotograficznej? Ale tego jeszcze sobie nie obiecuję.