Dzień z pracy lekarza POZ
PONIEDZIAŁEK
Kiedy piszę te słowa, nie mamy jeszcze ministra zdrowia i z tego, co słyszę, chętnych na to stanowisko brak. Znowu pewnie czekają nas ciekawe czasy (jak w chińskim przekleństwie). Przez ponad 30 lat pracy przeżyłam już tyle pomysłów, że pewnie nic mnie nie zaskoczy, ale pożyjemy, zobaczymy.
Od 1 listopada mamy nowe zasady wypisywania recept i nowy bałagan. Farmaceuci też muszą się nauczyć, a niektórzy uczą się wolno i co chwila awantura. Odsyłanie do lekarza rodzinnego o zmianę refundacji chyba nigdy się nie skończy. Koledzy specjaliści innych dziedzin bez problemu mogą pisać leki na refundację, jaką uznają za wskazaną przy danej chorobie, i na „S”. Ale często tego nie robią i farmaceuci odsyłają do nas. Jeżeli mamy w dokumentacji medycznej uzasadnienie do wskazanej refundacji, to często przepisujemy te recepty (chociaż powinniśmy odesłać do kolegów w celu poprawienia). Gorzej, jeżeli uzasadnienia nie mamy.
Niedawno koleżanka napisała kartkę do diabetologa z pytaniem, jaką pacjent miał hemoglobinę glikowaną przed włączeniem leku. Diabetolog dopisał na tej samej kartce: 6,98 z komentarzem do pacjenta: „ciekawe, co teraz doktor zrobi?”. Nie napisze leku na refundację, bo nie ma wskazań – hemoglobina powinna być powyżej 7,5. Pytanie, czy kolega diabetolog naprawdę tego nie wiedział, a żarciki z lekarza rodzinnego wydawały mu się zabawne? Pacjentowi do śmiechu nie było, kiedy dostał lek na 100% zamiast za darmo.
Lekarze POZ mają do zapamiętania kilkakrotnie więcej CHPL-i i wskazań refundacyjnych niż każdy inny specjalista, bo rozpoczynamy i kontynuujemy leczenie pacjentów ze wszystkich dziedzin, a każdy specjalista tylko w swojej dziedzinie. Przy kontrolach refundacji przez NFZ najczęściej zwracamy „nienależną refundację” z własnej kieszeni. Dlatego dla dobra naszych pacjentów powinniśmy współpracować i przekazywać sobie rzetelne informacje.
Przynajmniej na leki psychotropowe można pisać tylko e-recepty, bo tylko tak możliwa jest kontrola tego, co bierze pacjent i czy nie jest uzależniony. Papierowe recepty to w dzisiejszym czasie powinien być wyjątek, tylko w sytuacji niedostępności internetu.
Od 1 listopada mamy nowy zakres badań dostępnych u lekarza rodzinnego i dalsze rozszerzanie koordynacji, tym razem o nefrologię. Moje wątpliwości budzi tylko realna dostępność do tomografii komputerowej tętnic wieńcowych jako badania odrębnie kontraktowanego, na które możemy kierować. Kilka miesięcy temu mąż koleżanki wykonywał takie badanie w jednym z lubelskich szpitali i zrobili mu całkiem szybko, ale na opis czekał 2 miesiące i otrzymał go z adnotacją: wydany tylko ze względu na awanturę zrobioną przez żonę. Czyli bez awantury byłoby jeszcze później? A pacjentów ze wskazaniem do wykonania tego badania jest w naszych przychodniach bardzo dużo.
Kolejna możliwość to wykonanie w ramach budżetu diagnostycznego poziomu immunoglobulin. Ma to ułatwić rozpoznawanie alergii, szybkie wdrożenie leczenia i zmniejszyć kolejki do alergologów. Problemem jest czas lekarza rodzinnego – czas na śledzenie tych nowości i czas na ich realizację. Koledzy specjaliści innych dziedzin też wielokrotnie słyszą o tym, co teraz można zrobić w POZ, i odsyłają do nas po skierowania na badania np. echo serca czy holterem EKG, zamiast wydać skierowanie. Skierowania na badania wydaje każdy z nas w ramach swoich kompetencji i kiedy uzna, że jest taka potrzeba. Lekarz rodzinny kieruje w ramach własnej umowy z NFZ, a lekarz specjalista innej dziedziny w ramach własnej umowy. Każdy z nas wykazuje te świadczenia w rozliczeniach z NFZ i dostaje środki finansowe, jakie przewiduje umowa. Nie realizujemy nawzajem zleceń na badania, chyba że podpisaliśmy taką umowę.
Na koniec historyjka pacjenta, który przyszedł z prośbą o „wypisanie zaświadczenia do ZUS”, które umożliwi mu dostanie pieniędzy. Pacjent po protezowaniu stawu biodrowego, ma 66 lat i jest samodzielny, ale „pani z ZUS” mu doradziła, że jak dostanie zaświadczenie, że jest niezdolny do samodzielnej egzystencji, to dostanie 500 plus. Śmiać się czy płakać? „Pani” chce dobrze, a ja źle, bo zaświadczenia nie dałam.
Wioletta Szafrańska-Kocuń
Wiceprezes ORL w Lublinie