To nie jest moje ostatnie słowo
Z dentystką Małgorzatą Bochenko z Komisji Kultury LIL o malarstwie i innych pasjach rozmawia Anna Augustowska.
- W październiku w Galerii Sztuki Nieprofesjonalnej w siedzibie LIL odbyła się Pani już dziewiąta indywidualna wystawa. I co ważne, każda z nich prezentowała odmienną technikę plastyczną. Czy to znaczy, że szuka Pani tej jedynej, idealnej?
Chyba nie tym się kieruję. To raczej ciekawość i chęć spróbowania, jak się odnajdę w nowym wyzwaniu. Inaczej maluje się akwarelą, a inaczej na szkle, jeszcze inaczej pracuje się przy malowaniu ikon czy techniką batikową. Nie mówiąc o ceramice, którą z radością odkryłam kilka lat temu, i o linorycie, do którego dopiero się przymierzam. Mam też apetyt na… szycie metodą patchwork. To bardzo interesujące i rozwijające doświadczenia i… nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.
- Jednak to malarstwo jest chyba Pani najbliższe?
Na pewno tej pasji oddaję się najdłużej. Rysuję chyba od zawsze. Po maturze (klasa biologiczno-chemiczna) miałam nawet moment wahania, czy zamiast stomatologii nie wybrać konserwacji zabytków. Ostatecznie stomatologia wygrała – i to na 36 lat! W końcu to też zawód, który wymaga zdolności manualnych. Ale gdybym dzisiaj dokonywała wyboru, raczej podjęłabym inną decyzję.
- Pamięta Pani swój pierwszy obraz – oczywiście poza dziecięcymi rysunkami?
To były zajęcia z plastyki, na które w ramach polonistycznych studiów na UMCS-ie uczęszczała moja siostra. Poszłam tam kiedyś z nią i – o dziwo – pozwolono mi wziąć udział w tych zajęciach. To był trochę skok na głęboką wodę, bo od razu zaczęłam malować oleje. Byłam zachwycona. Do dzisiaj mam obrazy, które wtedy namalowałam – pejzaż i portret narzeczonej Artura Grottgera. Kurs się skończył, a ja zaczęłam malować w domu. Traktowałam to jako relaks po pracy.
I tak już zostało – rysowaniem zajmowałam się po godzinach. Byłam samoukiem. Nie chodziłam na zajęcia i nie uczestniczyłam w kursach prowadzonych przez profesjonalistów.
- I odkrywała Pani kolejne techniki plastyczne?
Nie tylko odkrywałam, ale nawet tworzyłam własne, a raczej modyfikowałam. Tak było, kiedy zainteresowałam się ikonami. Uprościłam tę skomplikowaną technikę. Tradycyjnie ikony maluje się przy użyciu tempery jajowej, czyli farby przygotowanej na bazie żółtka wzbogaconego piwem, werniksem lub winem, zmieszanego z odpowiednim pigmentem. Ja stosuję współczesną technikę i maluję farbami olejnymi i akrylowymi.
Podobnie było, kiedy postanowiłam malować batiki. To bardzo pracochłonna technika malarska polegająca na nakładaniu wosku i na kąpieli tkaniny w barwniku, który farbuje jedynie miejsca niepokryte warstwą wosku. Czasem skracam ten proces i maluję część wzoru bezpośrednio na płótnie bez wielokrotnego zanurzania tkaniny w farbie. Dlatego też podkreślam, że maluję „w stylu” ikony i batiku.
- A malowanie na szkle?
Inspiracją była wymiana okien w moim domu. Nagle miałam bardzo dużo szyb, które zamiast wyrzucić, postanowiłam zamalować. Wystarczyło kupić farby witrażowe…
- Opowiedzmy o ceramice – skąd ten pomysł?
Jakiś czas temu odkryłam pasję całkiem inną niż malarska – ceramikę. Z wielką radością zaczęłam chodzić do pracowni ceramicznej, gdzie uczyłam się pracy z gliną. To wspaniały relaks, chociaż technika nie jest łatwa i wymaga sporej dozy cierpliwości. Trzeba też liczyć się z możliwością zaskakujących efektów po wyjęciu pracy z pieca. I to zarówno na plus, jak i na minus, ale właśnie to jest w ceramice ekscytujące.
- Nie ukrywam, że Pani prace ceramiczne są zachwycające i że czekamy na wystawę!
Nie mówię nie, ale to trudne zadanie – także logistycznie. Samo spakowanie i transport ceramiki to prawdziwe wyzwania. Nie mówiąc już o prezentacji. Te prace wymagają przestrzeni, pokazuje się je inaczej niż wiszące obrazy.
- Wspomnijmy o jeszcze jednej pasji – o sztuce pisania limeryków.
To po prostu frajda, zabawa słowem, jedna z literackich zabaw, w której obowiązują ścisłe zasady. Ta wyjątkowa forma literacka wcale nie jest łatwa. Chociaż należy do tzw. lekkiej muzy, to jednak wymaga dyscypliny. Nie można rymować, jak się chce, tylko trzeba przestrzegać obowiązujących reguł: rym musi być zbudowany według wzoru aa, bb, a. Zgodnie z definicją limeryk to zabawny, absurdalny, często frywolny utwór poetycki napisany w sposób następujący: spośród pięciu wersów limeryku dwa pierwsze oraz ostatni rymują się i mają jednakową liczbę sylab akcentowanych. Tuż przed wybuchem pandemii, wiosną 2020 r. mieliśmy w Komisji Kultury LIL gotowy plan, aby zorganizować warsztaty z pisania limeryków, niestety COVID zniweczył ten pomysł.
Może trzeba pomysł przywrócić? Do zorganizowania warsztatów z pisania limeryków zachęcił mnie wynik Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Przychodzi wena do lekarza”, który zasadniczo ma dwie kategorie: poezję i prozę. Tylko raz utworzono też kategorię: limeryki. Miała być przyznana nagroda specjalna. I co się okazało? Organizatorzy konkursu zostali dosłownie zasypani tego rodzaju twórczością, i to tak bardzo, że jury nie podjęło się wyłonienia laureata w tej kategorii. Jako powód decyzji podano, że wszystkie nadesłane limeryki były bardzo dobre! Ja uważam, że w tej sytuacji należało zwycięzcę wylosować i nagrodę jednak przyznać.
- Gdzie w najbliższym czasie będzie można zobaczyć Pani prace?
Już w 2024 r. w lutym odbędzie się wystawa moich akwarelowych pejzaży. Zapraszam do Miejskiego Ośrodka Kultury do galerii „Za Szybą” w moim rodzinnym Świdniku.