Cała medycyna w 365 dni

Opublikowano: 30 listopada, 2023Wydanie: Medicus (2023) 12/2023Dział: 6,8 min. czytania

Taxa lekarska i sposoby wywabiania plam po lekach. Zapisany w gwiazdach czas, gdy ludzie będą odczuwać bolenie nóg i ucisk w piersiach. Rady: jak wykryć, że ser był moczony w moczu i przygotować leczniczą kąpiel parową na głowę. Nie ma praktyczniejszego wydawnictwa niż kalendarz! W czasie, gdy wszyscy myślą o kupnie nowego na 2024 rok, my zaglądamy do używanych 70, 150 czy nawet 200 lat temu.

Dla lekarzy-pionierów

Trudno sobie to wyobrazić, ale Kalendarz Lekarski, który ukazał się w Krakowie w 1946 roku miał niemal… 900 stron i kalendarzowe informacje o datach były tam najmniej ważne. Pierwsze powojenne wydawnictwo tego typu powstało, bo było medykom bardzo potrzebne. Chodziło o uzupełnienie na rynku zasobu książek lekarskich, bez których praktykujący lekarze tuż po wojnie byli w bardzo trudnym położeniu. Nie mówiąc o studentach medycyny.

Nic dziwnego, że najgrubszym, około 400-stronicowym rozdziałem był dział: „Rozpoznanie i leczenie w alfabetycznej kolejności schorzeń”, a 200 stron zajmował alfabetyczny spis ważniejszych leków. Powojenne kompendium zawierało także cenne informacje o częstych zabiegach lekarskich, np. transfuzji krwi. Były tam też wskazówki farmakologiczne, a nawet wyliczono, co powinna zawierać podręczna torba lekarska, i radzono jak dbać o przyrządy.

Kolejne rozdziały informują o okresie wylęgania i zaraźliwości chorób zakaźnych, odnoszą się do dietetyki i porad kosmetycznych. W tym specjalnym, branżowym kalendarzu, z którego korzystali medycy blisko 80 lat temu, zamieszczono nawet sposoby wywabiania plam po lekarstwach! Dziegieć? Woda z mydłem lub olejek terpentynowy, energiczniej zadziała benzyna lub spirytus. Jod? Plamy zwilżyć roztworem cyjanku potasu, amoniaku lub tiosiarczanu sodu. Rezorcyna? Rozcieńczonym roztworem kwasu cytrynowego.

Za treściami, które w pierwszym powojennym wydawnictwie znaleźli lekarze i studenci medycyny, stali specjaliści. Jednym z nich był, jeszcze wówczas nie profesor i nie z Lublina – doc. dr Stanisław Lebhardt. Opracował on w kalendarzu dział dotyczący położnictwa. Późniejszy szef I Katedry i Kliniki Położnictwa i Chorób Kobiecych, dziekan Wydziału Lekarskiego i prorektor Akademii Medycznej w Lublinie pracował wówczas w Krakowie.

Arszenik na drogę

Szczypanie sutek, szarpanie za włosy w miejscach czulszych lub puszczanie strumienia eteru na górną część klatki piersiowej – to jedne z metod zebranych w rozdziale „O ratowaniu w przypadkach pozornej śmierci z omdlenia lub uduszenia w ogóle pochodzących”, jakie znalazł użytkownik Kalendarza Lekarskiego na 1870 rok. Publikacja XIX-wiecznej Izby Lekarskiej wydana została w Warszawie, a wydrukowana w Dreźnie.

Uwagę zwracają rady jak rozpoznawać zafałszowaną żywność, jakie walory powinny mieć świeże produkty spożywcze, napoje. Autorzy zapewniają, że wykrycie kwasu moczowego w serze nie będzie trudne, a pozwoli na wykrycie fałszerzy, którzy zamiast sprzedawać ser limburski, zwykły ser wkładają do moczu, by uzyskać specyficzny smak oryginału. Przestrzegają też przed producentami delikatnych serów, którzy przed daleką wysyłką zamówienia skrapiają wyrób wodą z arszenikiem, by w ten sposób uchronić go przed robakami. Lekarze w 1870 roku

nie powinni być też zdziwieni, że pacjenci chorują po świeżym twarogu, gdyż ten może mieć w składzie tarte kartofle i mączkę. Bo chyba małe były szanse, że krajowi producenci mleka wzorują się na pomysłach z Francji, gdzie fałszowano zdrowy napój prosto od krowy rozcieńczając go wodą i dodając dla niepoznaki roztarty mózg cielęcy. Ale widać autorzy Kalendarza Lekarskiego uznali, że medycy (a było ich wówczas w guberni lubelskiej 48) powinni znać i takie metody.

Taxa w rublach

Trudno dziś stwierdzić, czy rozdział zawierający cennik porad i czynności lekarskich był przejawem korporacyjnym, czy zaglądali także do niego pacjenci. Ale dzięki temu wiemy, że 153 lata temu za każdą wizytę w mieście i na przedmieściach doktorom medycyny płacono od 1 i pół do 2 rubli, lekarzom medycyny od rubla do półtora rubla.

Jeśli lekarz leczył jednocześnie kilku chorych jednej familii i w jednym domu, należała mu się za leczenie drugiego, trzeciego pacjenta tylko połowa kwoty pobranej od pierwszego. Podobnie było, gdy był wzywany na pensję czy do zakładu, ale jeśli nie był tak zwanym lekarzem rocznie umówionym. Nocna wizyta była leczona podwójnie.

Operacje poważne, ratujące życie, wymagające wysokich umiejętności lekarza kosztowały 30-60 rubli. Najtańsze: otwieranie ropni czy puszczanie krwi wyceniano na 3-10 rubli. Do tego dochodziła opłata za bandaże czy jednorazowe instrumenta.

Udzielanie pomocy lekarskiej podczas porodu zwyczajnego: od 5 do 8 rubli, ale porodu bliźniąt: 6-10 rubli.

Dzięki ogłoszeniom, jakie wydrukowano w kalendarzu dla medyków, możemy się zorientować, jak kształtowały się wówczas ceny. Pudełka z narzędziami chirurgicznymi do operacji ocznych kosztowały od 9 do 37 rubli; lupa lekarska od 50 kopiejek do 3 rubli; mikroskop zwyczajny od 5 do 10 rubli.

Warszawski Instytut Leczniczy dla Chorych Syfilitycznych i Skórnych brał za dzienny pobyt chorego rubla i 50 kopiejek. Za jednoosobowy pokój w instytucie płaciło się 3 ruble. W cenie była: pomoc lekarska, leki, kąpiele, wyżywienie, służba, światło i opał. I dyskrecja, którą zapewniano pacjentom.

Maj: płaszcz hiszpański

Gdy kalendarze z 1870 roku leżały bezużyteczne od lat dwudziestu, w Poznaniu ukazał się Kalendarz zdrowia dla chorych i zdrowych, któremu patronował Sebastian Kneipp. Z okładki patrzył na użytkownika sympatyczny bawarski proboszcz z Bad Wörishofen, zwolennik i propagator hydroterapii, urozmaiconej i pełnej diety oraz ziołolecznictwa.

Wydawnictwo mające pretensje do wyznaczania trendów w dbaniu o zdrowie i walki z przypadłościami było adresowane do zwykłego Kowalskiego. Dziś powiedzielibyśmy, że to produkt marketingowy, bo kalendarz na 1891, a potem na 1892 rok zawierał zachętę do kupowania poradników księdza Kneippa, a nawet instruował, jak udać się na kurację do wielebnego. Że wielebny nie ma nic wspólnego z profesjonalną medycyną, autorzy kalendarza nie wspominali. Przy każdym miesiącu czytelnicy publikacji wydanej przez Księgarnię Katolicką w Poznaniu znajdowali zalecenia księdza Kneippa, które miały poprawić ich stan. Jeśli praktyki były powiązane z daną porą roku, to ciekawe, jakie były ich skutki, bo we wrześniu zalecano chodzenie boso. „Chodzenie boso ściąga w bardzo delikatny sposób krew z głowy do nóg, hartuje ciało, polecane jest wszystkim bez wyjątku. Boso trzeba chodzić po mokrej trawie, kamieniach, po podłodze” – czytamy w kalendarzu.

Na styczeń proponowano „polewanie górne”, które wzmacnia, ogrzewa, luzuje i wydziela niezdrowe soki. Na luty „polewanie kolan”, które ogrzewa i wzmacnia oraz ściąga krew z głowy i z piersi w dolną część ciała. Maj to czas stosowania płaszcza hiszpańskiego: „podobnego do szlafroka tylko długiego, dzięki czemu można owinąć całego pacjenta. Mokry ma działać na cały owinięty nim organizm, luzując. Polecany w febrze. Stosowany od 1,5 godziny do dwóch, gdyby chory w tym czasie usnął, nie trzeba go budzić” – sugeruje bawarski duchowny.

Kosa zawadzi familie

Na koniec zaglądamy do pięknie zatytułowanego, XVIII–wiecznego Rzymskiego i Ruskiego Kalendarza, w którym Święta Roczne i Biegi Niebieskie, Aspekty i wybory dla porządku Kościoła Bożego: Gospodarzom dla siania i szczepienia, chorym dla poratowania zdrowia, zdrowym dla traktowania spraw i dzieł poważnych na każdy dzień położone. Na Rok od Narodzenia Pańskiego 1731.

Trudny w lekturze z racji stosowanej czcionki i ustępów po łacinie posiada Prognosis Generalną, gdzie autor zapowiada, że sądząc z zaćmień Słońca i Księżyca mają panować w owym roku: „osobliwe kwarantanny, bolenie nóg, duszność w piersiach i insze z zimnych humorów pochodzące paroxyzmy, osobliwie w jesieni, a najbardziej między pospólstwem”.

„Śmierć swoją kosą zawadzi familie” – czytamy na zakończenie fragmentu zatytułowanego „Choroby”, który jak nic zapowiadał 292 lata temu sezon grypowy.

Janka Kowalska