Wierszem mówię o sobie

Opublikowano: 2 października, 2023Wydanie: Medicus (2023) 10/2023Dział: 6,2 min. czytania

Z Małgorzatą Stokowską-Wojdą, lekarką rodzinną, autorką tomików poezji, rozmawia Anna Augustowska.

  • Lekarka rodzinna, pasjonatka ultrasonografii i… poezji – tak kilka lat temu przedstawiłam Panią w rozmowie dla „Medicusa”. Dzisiaj bym to zmieniła: lekarka i poetka, sędzia w Sądzie Lekarskim LIL.

Zgadzam się. Z całą pewnością na pierwszym miejscu jestem lekarką. Nie zawaham się przed określeniem „lekarką z powołania”. Wychowałam się w gabinecie lekarskim mojego taty – Andrzeja Stokowskiego, który przez wiele lat prowadził Ośrodek Zdrowia w Obszy – wsi w pobliżu Puszczy Solskiej. To były inne czasy, inne realia. Byłam dzieckiem, ale pamiętam furmański kożuch, w którym Tata jeździł zimą saniami na wizyty domowe. Mieszkaliśmy nad Ośrodkiem Zdrowia. Tata rzadko spał całą noc. Do pogotowia w Biłgoraju było 40 km. Przed laty, po kiepskich drogach, zwłaszcza zimą, była to spora odległość. Nie zapomnę, jak pewnej mroźnej styczniowej nocy odbierał poród na saniach na podwórku przed domem, bo nie było czasu, by kobietę wnieść do środka. Urodziły się piękne zdrowe bliźniaki. Decydując się na studia medyczne, dokładnie wiedziałam, co mnie czeka. Moim najważniejszym mentorem jest Tata. Nauczył mnie blokad dostawowych, tego, że bezmyślność jest grzechem niewybaczalnym i że chcieć to móc mimo przeciwności.

Zawsze chciałam leczyć ludzi tak jak Tata. I tak się stało. W II LO im. Hetmana Jana Zamoyskiego chodziłam do klasy biologiczno-chemicznej, a po maturze studiowałam na lubelskiej Akademii Medycznej, marząc o specjalizacji z pediatrii. Jednak przebywając na oddziale hematologii dziecięcej, zdałam sobie sprawę, że to nie będzie najlepszy wybór, bo emocjonalnie nie dawałam rady… Ukończyłam więc specjalizację z interny. Jestem też specjalistą medycyny ogólnej i rodzinnej. Pracuję w Łaszczowie koło Tomaszowa Lubelskiego, prowadząc poradnię podstawowej opieki zdrowotnej. Co istotne, w pracy cały czas pomaga mi Tata. Cenię to wyjątkowo, bo nie jest łatwo znaleźć chętnych lekarzy do pracy „na rubieży”.

  • Jest jeszcze coś, co bardzo wyróżnia tę praktykę…

Oczywiście ultrasonograf! Bo moją pasją jest ultrasonografia! Od ponad 30 lat moi pacjenci mają możliwość korzystania z tego rodzaju diagnostyki w przychodni. Badam pacjentów bez odsyłania ich do innych ośrodków, co znacznie przyśpiesza diagnostykę, a mnie po prostu daje ogromną satysfakcję, mimo że badanie usg jest czasochłonne, a w POZ cierpimy na niedoczas. Do ultrasonografii mam stosunek emocjonalny.

  • Powiedziała Pani nawet, że poezja jest bardzo bliska

Uważam, że różnica między poezją a ultrasonografią jest jedna: żaden obraz poetycki na ekranie wyobraźni nie jest obarczony artefaktem. Sądzę, że poezja jest bardzo bliska ultrasonografii. W zależności od mocy nadawczej głowicy, częstotliwości wiązek ultradźwięków i sposobu ich ułożenia obraz tego samego obiektu na ekranie będzie inny. Obraz wiersza na ekranie wyobraźni czytelnika też zależy od przeżywanych właśnie emocji, nastroju i indywidualnej wrażliwości. Ten sam wiersz u wielu ludzi generuje wiele obrazów.

  • Tu się zgodzę – tym bardziej że przede mną leży drugi, jeszcze ciepły tomik poezji Pani autorstwa i jak się okazuje, inaczej rozumiemy niektóre z zawartych w nim

I tak powinno być – każdy czytelnik powinien znaleźć swoją interpretację. Ten tomik to moje drugie poetyckie dziecko – po wydanym kilka lat temu tomiku „Ultrasonografia wiersza”, teraz jest tomik pt. „Nauki nieścisłe”, który zawiera wiersze z kilku ostatnich lat i jest owocem moich przemyśleń i doznań związanych nie tylko z osobistymi przeżyciami, lecz także z czasem pandemii i wojny w Ukrainie. Chociaż oczywiście nie tylko.

Tomik zawiera 30 utworów. Powstał dzięki współpracy z moją córką Kamilą, która przygotowała projekt okładki, a także z Pawłem Podlipniakiem, którego pomoc przy redakcji wydania i ułożeniu wierszy w całość jest nieoceniona. Paweł jest też autorem posłowia.

  • Mam wrażenie, że ten tomik w porównaniu z pierwszym jest chyba mniej medyczny?

To prawda, jest w nim mniej nawiązań do medycyny. Dodam, że na początku moim zamiarem było stworzenie cyklu wierszy na wzór ikebany, kompozycji tylko o kwiatach. I takie wiersze znajdują się w tomiku, m.in.: „Nasturcje”, „Gerbery”, „Kwiat kasztanowca”, „Mlecz”, „Dziewanny”. Ostatecznie ten zamysł uległ zmianie i ma szerszą kompozycję. Wiersze, które bezpośrednio odnoszą się do tego, „co za oknem”, to przede wszystkim „Niedziela 27.02.22” i „SARS a la parilla. Sarsaparilla”.

  • Ja bym jeszcze dodała „Ewolucję”.

O tym, że „przerwa na kawę” jest wypychana z języka „przerwą kawową”? Lubię obserwować, jak zmienia się język. Nie zawsze po mojej myśli.

  • Słuch językowy zapewne bardzo się przydaje w publicystyce?

Zdecydowanie tak! Przez wiele lat pisałam do miesięcznika „Praktyka Lekarska”. Pisywałam też na stronę internetową Porozumienia Zielonogórskiego, „Gazety Lekarskiej”, „W Praktyce Lekarskiej i dla Służby Zdrowia”. Byłam w redakcji gazety dla pacjentów pt. „Zdrowie dla Każdego”, gdzie publikowałam medyczne teksty edukacyjne.

Wiersze z pierwszego tomiku trafiły do Internetu na stronę Salonu Literackiego. Nie ukrywam, że ilość kliknięć bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.

A ostatnio oddałam się jeszcze jednej, zaskakującej dla mnie samej twórczości – napisałam bajkę.

  • I nie był to pomysł na udział w konkursie literackim „Lekarze dzieciom”?

Pomysł i inspirację przyniosło życie – napisałam bajkę pt. „O Witku, Smoku, opodeldoku i Wietrze z Bloków” dla mojego wnuka. Nawet się nie spodziewałam, że to taka frajda. Jest już zamówienie na ciąg dalszy. Bajkę wydaliśmy domowym sposobem. Ma 63 strony i licznych bohaterów, bo to historia szkatułkowa.

  • Nie ukrywam, że historia smoka Gwizjusza, który zaprzyjaźnia się z bardzo dzielnym Witkiem, naprawdę wciąga – nawet dorosłego Kolejny talent?

To się dopiero okaże. Wiersze pisałam od dziecka – zawsze do szuflady i czytali je tylko najbliżsi, dwie, trzy osoby. Zadebiutowałam późno, po 50. roku życia, właśnie tomikiem pt. „Ultrasonografia”. Wydaje mi się, że upublicznienie własnej twórczości wymaga dojrzałości i odwagi. Poezja jest ekshibicjonizmem emocjonalnym i potrzebowałam czasu, aby się tym dzielić z innymi. Musiałam dorosnąć, nabrać dystansu.

Z bajkami chyba będzie łatwiej – tym bardziej że czeka na nie mój najcudowniejszy czytelnik.

  • Wróćmy jeszcze raz do poezji, która jest, jak Pani mówiła, opisywaniem swoich przeżyć, ale też opisywaniem świata?

To prawda. Niektóre osoby dziwiły się, jak można pisać wiersze o duszności, obrzęku płuc czy afazji… Można. Mnie otacza świat ludzi chorych, ich dramaty, cierpienie i to wszystko, co niesie ze sobą chorowanie i moja rola – lekarza, kogoś, kto ma nieść ulgę, pomagać, być z pacjentem. Z racji wykonywanej profesji duszność i afazja są taką samą częścią mojego świata jak pejzaż, który mnie zachwyca, miłość, radość czy strach. Moje wiersze to rodzaj transmisji tego, co przeżywam i co czuję.

  • Już wiemy, że możemy czekać na kolejne A wiersze?

Zbieram siły po ciężkim przeżyciu, jakim jest nagła śmierć mojego Męża. Być może powstaną wiersze dla Sławka… Dzisiaj jeszcze tego nie wiem.