Z życia pacjenta
Epidemia
Załapałem się na grypę. Robiłem wszystko, żeby jej nie mieć. Wieczorem piłem imbir z kurkumą i cytryną. Rankiem, na czczo pół łyżeczki cynamonu na łyżeczce miodu i też z cytryną, tak więc nic, poza biegunką, nie powinno mnie było dopaść. I mimo to złapałem. Całe szczęście, że na samym początku epidemii, w połowie stycznia, więc w aptekach były jeszcze lekarstwa i po kilku dniach wróciliśmy z Violą do życia. Chociaż kaszel trzyma mnie do dzisiaj.
A propos powrotu do życia: na paczkach rumuńskich papierosów wykryto taki oto napis: „Palenie prowadzi do powolnej śmierci w męczarniach”. Napis ten sugeruje, że niepalący umierają szybko i w dobrym nastroju. Szczerze mówiąc, w jednym z Listów do Hrabiego napisałem, że z jednego powodu opłaca się Jaśnie Wielmożny Panie żyć w naszym kraju, że jak człowiek umiera, to mu nie żal. Chociaż ja mam obecnie bardzo silną motywację do życia chcę zobaczyć, jak Karol Nawrocki po objęciu urzędu prezydenta, w ciągu jednego miesiąca obniży o 33 procent wydatki na prąd.
Swoją drogą uwielbiam wyszukiwać takie perełki jak napis na rumuńskich papierosach. Pamiętam, że za czasów słusznie minionych, które według Jarosława Kaczyńskiego i kiboli jeszcze nie minęły, była instytucja o nazwie LOK czyli Liga Obrony Kraju.
Liga Obrony Kraju prowadziła między innymi kursy na prawo jazdy. W biurze Ligi w Szczytnie na Mazurach wisiał napis następującej treści: „Piję alkohol albo prowadzę samochód”, co sugerowało, że jeśli nie masz auta to musisz pić. I chyba stosowano tam to hasło zbyt dosłownie, bo rzadko kto w tym biurze był trzeźwy.
Zostańmy w tamtych czasach jeszcze przez moment. W Olsztynie w środku miasta, mniej więcej pięćset metrów od ratusza jest więzienie, zbudowali je kiedyś Prusacy, żeby miejscy rajcowie wiedzieli, co ich czeka za przekręty. W latach 70. przed tymi murami przechodził co roku pierwszomajowy pochód, który zatrzymywał się dwieście metrów dalej. Tam stała trybuna, z której towarzysze witali inteligencję robotniczą miast i wsi. Żeby mur nie psuł świątecznego nastroju rozmiłowanych w socjalizmie działaczy, przyozdobiono go słynnym za towarzysza Gierka hasłem: „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”. I te prorocze słowa przez dwa dni cieszyły oczy mieszkańców, którzy robili sobie przy nich pamiątkowe zdjęcia.
A z kandydatami na prezydentów jest mniej więcej tak jak z wędkarzem, który złapał złotą rybkę i patrząc na nią, krzyknął: „Jezu, złota rybka, niech mnie piorun trzaśnie!”. I złota rybka, patrząc po chwili na kupkę popiołu, powiedziała do siebie: „Co się dzieje, to już dzisiaj piąty?!”.
Krzysztof Daukszewicz