Potrzebny łut szczęścia
Z Agatą Sadowską, rezydentką z Kliniki Położnictwa, Perinatologii i Chorób Kobiecych USK 4 w Lublinie, która zdała państwowy egzamin specjalizacyjny z najwyższym wynikiem w Polsce, rozmawia Anna Augustowska.
- Wynik egzaminu był zaskoczeniem?
Był! Co prawda, wychodząc z sali tuż po, miałam przeczucie, że prawdopodobnie udało mi się zdobyć wymaganą liczbę punktów do zwolnienia z części ustnej, ale aż tak wysokiej punktacji się nie spodziewałam. To było moje pierwsze podejście do PES. Aby go zdać, należy uzyskać 60% poprawnych odpowiedzi; przy 75% jest się zwolnionym z egzaminu ustnego. Odpowiedziałam pozytywnie na 113 spośród 120 pytań. Zdecydowałam się na sesję jesienną, która w tym roku odbyła się w październiku. Uczestniczyło w niej 92 lekarzy z całej Polski.
- I wszystkich Pani pokonała! Trudno było?
Szczerze? Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że było trudno albo bardzo łatwo. W trakcie przygotowywania się do egzaminu przerobiłam tysiące pytań, które w ciągu ostatnich lat pojawiły się na testach PES z położnictwa i ginekologii. Mogę chyba stwierdzić, że ten egzamin był na wysokim poziomie trudności, ale nie pojawiły się zaporowe zagadnienia czy też bardzo szczegółowe pytania dotyczące sytuacji niespotykanych w codziennej praktyce. Ucieszyłam się, że było mało pytań z uroginekologii, a z kolei pytania z diagnostyki prenatalnej i patologii ciąży po prostu mi podeszły. Jest to również ta dziedzina, którą się bardzo interesuję i dlatego odpowiedzi na te pytania znałam z praktyki i doświadczenia zdobytego w gabinecie USG w naszej klinice, a nie tylko z wiedzy książkowej.
- Czyli trwająca pięć lat rezydentura bardzo pomogła?
Zdecydowanie tak. Tu pragnę podziękować prof. Bożenie Leszczyńskiej-Gorzelak, mojej kierownik specjalizacji, za to, że żadnego mojego pytania nie pozostawiła bez odpowiedzi, za możliwość konsultacji trudnych sytuacji klinicznych, a także za przekazaną wiedzę. Szczególne podziękowania chciałabym skierować także w stronę prof. Elżbiety Poniedziałek-Czajkowskiej oraz dr. Piotra Dziducha, z którymi pracuję na co dzień. Pomoc wszystkich doświadczonych doktorów naszej kliniki, zawsze chętnych do dzielenia się swoją wiedzą, była i jest dla mnie bezcenna.
Chcę tu dodać, że spełnienie wszystkich wymaganych warunków do uzyskania tytułu specjalisty jest trudne.
Podam przykład: w czasie szkolenia specjalizacyjnego lekarz rezydent powinien odebrać 100 porodów przebiegających siłami natury. W praktyce jest to coraz trudniejsze, bo rodzi się coraz mniej dzieci. Ponadto w USK 4 jest wielu szkolących się lekarzy. Mamy tu przecież trzy prężnie działające kliniki ginekologiczne! Przytłacza też ilość źródłowej literatury, którą powinniśmy przyswoić do PES. Jeśli mam być absolutnie szczera, jest to w zasadzie niewykonalne.
Na wynik testowej części egzaminu składa się nie tylko wiedza. Trzeba mieć szczęście i trafić na swoją dobrą formę. W trakcie nauki bardzo o to dbałam, m.in. nie zarywałam nocy. Pomogły mi też joga, pilates oraz właściwa dieta, o którą w samej końcówce było już niestety dość trudno.
- W takim razie czy test rzeczywiście sprawdza wiedzę przyszłego specjalisty?
W jakiejś części na pewno. Jednak każdy z nas wybiera wąską dziedzinę, w której z biegiem czasu osiąga poziom zaawansowany. Uważam, że specjalizacja z położnictwa i ginekologii jest bardzo szeroka i wszyscy rezydenci stają przed wyborem dziedziny, która jest najbliższa ich sercu. Mnie ta praca nauczyła przede wszystkim pokory i większej empatii zwłaszcza dla pacjentek, które doświadczyły trudnej sytuacji.
- Jest Pani mamą dwóch synków (7 i 5 lat). Jak udaje się pogodzić pracę w szpitalu, dyżury, naukę do PES i jeszcze pisanie doktoratu?
Tylko dzięki wsparciu najbliższych! Mąż, moi kochani rodzice i teściowie w ostatnich miesiącach przed egzaminem przejęli sterowanie domem i w większości opiekę nad dziećmi. Miałam dzięki nim luksusowe warunki do spokojnej pracy i przyswajania wiedzy. W klinice także spotkałam się z ogromnym wsparciem. To, jak widać, przyniosło efekty!
- Zawsze chciała być Pani lekarzem ginekologiem?
Tylko przez moment moje plany dotyczyły kardiologii, a później pediatrii. Ale był to naprawdę moment. Natomiast zawsze od dziecka chciałam być lekarzem. Po studiach poszłam za głosem serca, czyli związałam się z położnictwem i ginekologią. Bliski jest mi świat kobiet, lubię swoje pacjentki i lubię z nimi pracować. Praca jest naprawdę moją ogromną pasją. Chyba tylko dlatego udaje się to wszystko pogodzić.
Obecnie kończę pisać pracę doktorską. Badałam możliwy wpływ czynników wzrostu, głównie z podrodziny FGF19, w patogenezie cukrzycy ciążowej oraz nadciśnienia w ciąży. W najbliższym czasie chciałabym się zająć także dalszym szkoleniem warsztatu ultrasonografinczego, a swoją przyszłość wiążę z dziedziną mi najbliższą – z perinatologią oraz jeśli wszystko się uda, także z kliniką, w której obecnie pracuję.