Każda rezydentura kiedyś się skończy
z Andrzejem Miturskim, lekarzem medycyny, który od 4 lat jest rezydentem w Klinice Położnictwa i Patologii Ciąży PSK 1 w Lublinie, rozmawia Anna Augustowska
- Trudno się z Panem umówić, ciągle Pan zajęty. Praca w szpitalu to nie jedyne Pana miejsce pracy?
– Niestety, nie. Praca w szpitalu szalenie angażuje i gdyby była dobrze płatna, czas wolny poświęcilibyśmy tylko na szkolenie zawodowe, a nie na pracę w miejscach dodatkowych. Nie da się tego uniknąć przy płacy w wysokości 2200–2400 zł na rękę dla lekarza rezydenta. Ostatnio czytałem, że nawet 60 proc. młodych ludzi w Polsce otrzymuje pomoc finansową od rodziców. Ja też bez takiej pomocy nie byłbym w stanie funkcjonować samodzielnie. A przecież rezydentury to etaty ministerialne, które powinny pozwolić na spokojny przebieg kształcenia. Tymczasem proszę mi wskazać miejsce w Warszawie, gdzie w czasie dwutygodniowego, obowiązkowego do specjalizacji kursu zakwateruję się i wyżywię za 1200 zł? Przecież pozostałe 1200 zł musi mi „zostać” do przetrwania w Lublinie. Nikt nie chce brać pieniędzy od rodziców! Ileż można? Dlatego właśnie dużo pracujemy i staramy się utrzymać sami, staramy się założyć rodzinę, wybudować dom, posadzić drzewo… chcemy się usamodzielnić. Niestety, realia są takie, że życie bez kredytu i zobowiązań finansowych wydaje się dziś niemożliwe.
- Jeden z rezydentów napisał, że pracuje po 300 godzin w miesiącu od 4 lat. Przepracowanie i zmęczenie to nie jedyny powód czerwcowego protestu. Chodzi o pieniądze?
– Tych 300 godzin miesięcznie, to nie przesada a realia młodego lekarza. Jest mi niezwykle przykro komentować propozycję ministra Radziwiłła ws. podwyżki 3,75 zł/h, gdzie średnia płaca rezydenta jest na poziomie 77 proc. średniej krajowej. Nie da się bez emocji komentować uwłaczających propozycji dla polskich lekarzy. Czyżby rząd realizował słowa Ludwika Dorna o „braniu lekarzy w kamasze”? Jesteśmy przepracowani, przemęczeni i głodni właściwego szkolenia. Chcemy też, aby nasi mentorzy otrzymywali właściwe wynagrodzenie za wykonywaną pracę i za odpowiedzialność, którą dźwigają ucząc młode pokolenia lekarzy.
Minister sam postulował o dwie średnie krajowe dla lekarzy szkolących się i trzy średnie krajowe dla specjalisty i czas, by spełnił ten postulat! Widzimy na co dzień, jak nisko opłacane są wszystkie zawody medyczne, stanowiące trzon polskiej ochrony zdrowia. Chyba czas to zmienić? Według WHO 6,8 proc. PKB jest minimalnym poziomem finansowania systemu ochrony zdrowia, który zapewnia obywatelom bezpieczeństwo. Tymczasem u nas PKB w wysokości 6 proc. PKB ma nastąpić dopiero za 10 lat, a przez najbliższe trzy lata nakłady te mają być nawet mniejsze niż teraz! A przecież nawet te zapowiadane 6 proc. PKB nie wystarczy na finansowanie tego, czym dysponujemy dzisiaj. Połowa oddziałów już wypracowała kontrakt i zaraz stanie. Tylko posłowie ze swoimi pensjami trzymają się w czołówce światowych wynagrodzeń. Czy lekarz uczący się, bądź lekarz specjalista, by dorównać tej wspaniałej pensji poselskiej, musi pracować w trzech miejscach pracy i w dodatku w nocy? Odnoszę wrażenie, że nadmierna praca i przemęczenie lekarzy jest dla rządzących krajem na rękę z prostego powodu. Nie widać niedoboru lekarzy, ponieważ lekarze zajęci pracą na „kilku frontach” są tak przemęczeni, że nie mają sił ani czasu na domaganie się lepszych warunków pracy.
- Ciężka praca, nisko opłacana ale… może to wkrótce zaprocentuje, bo chyba nic nie jest tak ważne dla lekarza jak nabranie doświadczenia?
– To prawda, tylko dlaczego kosztem zdrowia? W ostatnich tygodniach słyszeliśmy o przypadkach ciężkich zachorowań, a nawet śmierci lekarzy z przepracowania. Poza tym aby podnieść kwalifikacje trzeba opłacić prywatne kursy specjalistyczne, te mimo wysokiego poziom nie gwarantują zdobycia umiejętności manualnych, które są ważne dla lekarzy zabiegowców. Nie wszystkie też są organizowane przez Uniwersytet Medyczny w Lublinie. Musimy jeździć do innych miast, a nawet za granicę. A to kosztuje.
- Naczelna Rada Lekarzy poparła żądania Porozumienia Rezydentów – co Pan o tym sądzi?
– Cieszę się, że postulaty młodych lekarzy znalazły zrozumienie w Naczelnej Radzie Lekarskiej. Liczę również, że Lubelska Izba Lekarska „zaadoptuje” Porozumienie Rezydentów i udzieli wsparcia młodszym członkom Izby. Pamiętajmy, że w tym momencie rozmawiamy o rezydentach, ale każda rezydentura kiedyś się kończy… I pojawia się kolejny problem – niepełnych zatrudnień i etatów dla specjalistów, które nierzadko są niższe niż etat rezydenta. Porozumienie Rezydentów stworzyło fundamenty nie tylko dla porozumienia naszej grupy zawodowej, ale też całego środowiska ochrony zdrowia. Istnieje potrzeba wsparcia rezydentów przez specjalistów, kierowników specjalizacji, ordynatorów i profesorów.
Co prawda dzięki działaniom lekarzy z Porozumienia Rezydentów, którzy zostali w końcu dopuszczeni do działania w komisji trójstronnej, komisji ds. kształcenia, komisjach senackich, komisjach zdrowia i wielu innych, jest szansa na zmiany w kształceniu, jednak bez wsparcia obecnych specjalistów nie będzie to możliwe. Nie będzie również możliwe właściwe szkolenie specjalizacyjne bez dodatkowego wynagrodzenia dla kierowników specjalizacji i bez przestrzegania programu specjalizacji. Ujawnienie pytań z PES-u i LEK-u, czy umożliwienie zdawania PES-u w ostatnim roku trwania specjalizacji to kolejne postulaty, które powinny zostać spełnione. Nie wspomnę nawet, że należy pilnie uregulować, oprócz poważnych podwyżek, także czas pracy lekarzy i umowy dyżurowe.