Płynny chleb w ilościach higienicznych

Opublikowano: 10 maja, 2024Wydanie: Medicus (2024) 05/2024Dział: 7,7 min. czytania

Piwo to pokarm! Piwo to zdrowie! Zapewniali przedwojenni piwowarzy, powołując się na lekarskie opinie i artykuły. U progu sezonu majówkowo-działkowego sięgamy do dawnych publikacji, których autorzy wychwalają piwo jako pożywny napój. A nawet lek i wybawienie dla ludzi upijających się wódką. Goryczy do tego wybawienia dolewają kościelne organizacje trzeźwościowe i lekarze o odmiennych poglądach.

Piwo to napój niezbędny

„Strzeż swoje zdrowie! Nie pij wody, ani też innych napojów, które szkodzą zdrowiu! Najlepszym środkiem do gaszenia pragnienia jest znane piwo zwierzynieckie” – głosił plakat reklamujący tani miesiąc piwa, który obowiązywał w kwietniu 1931 roku w piwiarni Najmarkowej w Tyszowcach. W ramach promocji kufel kosztował nie 15 a 10 groszy. „Kto piwo pije, ten długie lata w zdrowiu żyje” – zapewniało hasło reklamowe, które dziś by nie miało szansy na zaistnienie w przestrzeni publicznej.

Dwa lata wcześniej o zbawiennym wpływie piwa zapewniali autorzy broszury „Piwo to zdrowie”, która ukazała się nakładem Centralnego Związku Przemysłu Piwowarskiego i Słodowniczego w Rzeczpospolitej Polskiej.

Piwo poprawia apetyt

„(…) każdy wie, zapewne z doświadczenia, że po dobrej szklance piwa szybko znikają codzienne troski i gorycze. (…) Są niezliczone wypadki neurastenji, przemęczenia lub przygnębienia, w których piwo oddaje znakomite usługi, a przede wszystkiem w nerwowem życiu nowoczesnych miast” – można przeczytać w branżowym wydawnictwie, w którym odwoływano się do autorytetu „wielu znamienitych lekarzy” polecających piwo jako napój leczniczy. Przykładem miał być najsławniejszy specjalista w sprawach przemiany materii prof. von Norden i jego współpracownik prof. Salomon, którzy mieli głosić, że piwo dla wielu pacjentów jest znakomitym środkiem pokrzepiającym i „ułatwiającym doprowadzenie innych pokarmów”.

Medycy mieli też ordynować piwo przy stanach wyczerpania i przy wielu cierpieniach nerwowych.

Trzeba włożyć sporo uwagi w lekturę, by w kilkunastostronicowym wydawnictwie znaleźć sformułowanie, że „jak we wszystkiem, tak i w spożyciu piwa należy zachować umiarkowanie”.

Piwo pobudza trawienie

Koronnym argumentem zwolenników tego trunku był fakt, że piwo zawiera mało alkoholu. Szacowano, że połowę tego, co słabe wino i 1/20 tego, co mocne napoje spirytusowe. W tym miały, zdaniem propagatorów piwa, tkwić jego nadzwyczajne korzyści dla zdrowia społecznego. We wzroście spożycia piwa upatrywali sposób na obniżenie nadmiernego i niebezpiecznego spożycia mocnego wyskoku.

U progu XX wieku doktorzy Leon Nencki i Henryk Nusbaum sugerowali w „Gazecie Lekarskiej”, że dobrze by było, by szerokie warstwy ludności odciągnąć od używania napojów obfitujących w alkohol, przedstawiając im napoje w alkohol uboższe.

A prof. Danilewski wraz z Główną Radą Lekarską w Petersburgu orzekł, że piwo, zawierające mniej niż 4 proc. alkoholu, uznać należy za napój nie tylko nieszkodliwy, lecz nawet pożyteczny ze względu na własności dietetyczne.

Piwo zwalcza alkoholizm

35 lat wcześniej niż piwowarzy spożyciem piwa zajmował się krakowski internista, Stanisław Ponikło, profesor UJ, którego był absolwentem i wykładowcą. Gdy opublikował „Kilka uwag o napojach wyskokowych w szczególności o piwie pod względem higienicznym”, miał też za sobą lata praktyki jako lekarz powiatowy i właśnie zaczynał wieloletnie kierowanie Krajowym Szpitalem Św. Łazarza w Krakowie.

Zwracał on uwagę na obowiązujące w jego czasach przepisy „przeciw nadużywaniu napojów wyskokowych w lokalach i handlach publicznych”. Zdaniem doktora zabraniały one klientom jedynie doprowadzania się do wysokiego stopnia upojenia, ale nie zapobiegały periodycznemu nadużywaniu, które uważał za szkodliwsze. Lekarz wytykał, że każdemu wolno dziesięć razy dziennie „odwiedzić handel” i wypić za każdym razem małą ilość napojów wyskokowych, nie wolno jedynie w lokalu publicznym się upić.

„Ustawa działa celem uchylenia zgorszenia publicznego na widok człowieka w okresie ostrego zatrucia wyskokowego, mamy tu raczej wzgląd moralny a nie higieniczny” – zauważał internista w swojej publikacji.

Ale on też uważał, że piwo jest napojem alkoholowym, choć także środkiem odżywczym pobudzającym akcję trawienia.

Piwo orzeźwia

„(…) ilość alkoholu zawarta w piwie obok pokaźnej ilości maltozy i ciał proteinowych, istot par excellence odżywczych, (…) musi mniej energicznie, zatem mniej szkodliwie działać na ustrój; (…) napoje wyskokowe używane podczas jedzenia, mniej podniecają, trudniej upajają i znacznie słabiej ukazują swoiste zgubne działanie na tkaniny ustroju. (…) Piwo jest napojem wyskokowym względnie najhigieniczniejszym, rozumie się w higienicznej ilości używane” – pisał w 1894 roku doktor Ponikło, który tłumaczył czytelnikom, że najgorsze jest używanie wyskoku na czczo, gdy „żołądek jest próżny i gdy w pełnym zgęszczeniu alkohol może być wessany wprost do krwi”.

Internista wpadł na pomysł i przebadał bakteriologicznie piwa butelkowe i beczkowe. W pilzneńskim z jednego z browarów w Krakowie znalazł 30 hodowli drożdży i kilkadziesiąt hodowli prątka siennego (bacillus subtilis). Piwo tego samego typu, ale z innego lokalu, miało w próbce „36 hodowli drożdży i pokaźną ilość hodowli kokków i prątków”. Adresów nie podał, ale ocenił, że lepiej wypadły piwa pasteryzowane.

Dyrektor szpitala chciał naprawiać świat i napisał, jak umożliwić ludowi dostęp do higienicznego, odżywczego i taniego piwa, przy jednoczesnym utrudnieniu używania wódki. Zabronić sprzedaży wódki w fabrykach i ich sąsiedztwie.

Piwo to pokarm

„Słód i sole w piwie nie są efektem specjalnych zabiegów piwowara. Pochodzą od ziarna pszenicy czy jęczmienia, branego do warzenia piwa. Słód nie jest pierwiastkiem trwałym, z każdym dniem jego ilość się zmniejsza. Zaletą, jaką ma mieć piwo, jest znajdujący się w jego popiele fosforan potażu, sól wchodząca w skład naszej krwi i mięśni. Jej nadmiar męczy serce i powoduje ospałość i ociężałość” – zbijają argumenty zwolenników piwa autorzy broszury dowodzącej, że wino i piwo to po prostu alkohol i cytują anonimowego uczonego lekarza, że więcej korzyści przynosi dla zdrowia i ciała ludzkiego jeden smaczny talerz kaszy, aniżeli beczka piwa.

Za publikacją „Wymówki ludzkie” z 1933 roku stoi amerykańska Akcja Apostolska działająca na terenie Polski. Walka o trzeźwość była jedną z jej misji. Poglądy były jednoznaczne: nad wszelkimi zaletami piwa bierze górę jego szkodliwość. Tłumaczenie proste: alkohol w piwie, chociaż brany małymi dawkami, z biegiem czasu sprowadza skutki takie jak gorzałka.

Piwo to napój hygieniczny

Doktor Władysław Sterling, neurolog i psychiatra, na dekadę przed radykalnymi opiniami chrześcijańskich działaczy trzeźwościowych, podzielał takie stanowisko. Zareagował artykułem na zmiany w przepisach o ograniczeniu sprzedaży napojów alkoholowych. W 1921 roku w Sejmie dopuszczono do zupełnie wolnego obrotu napoje alkoholowe zawierające do 4 proc. alkoholu. Wcześniej było to 2 i pół proc.

Oburzony lekarz podnosił zgubność takiej decyzji, tłumacząc, że bagatelizowanie spożycia „płynnego chleba”, jak niektórzy nazywali piwo, jest błędem. Wskazywał, że zawiera ono oprócz alkoholu szkodliwy chmiel oddziaływujący ujemnie na układ nerwowy i drożdże piwne wywołujące „nadmierną fermentację przewodu pokarmowego”.

Wspominał o specjalnej postaci choroby serca, tak zwanego serca piwnego, opisanej w Bawarii, gdzie mieszkańcy piją po kilka litrów piwa dziennie. A tamtejsze Ministerjum Sprawiedliwości wyliczało, że co ósme przestępstwo jest popełniane na tle alkoholizmu.

Piwo gasi pragnienie

Argumenty zwolenników picia piwa, którzy chcieli, by dzięki niemu wieśniacy i robotnicy zrezygnowali z gorzałki oraz radykalna postawa przeciwników każdego napoju wyskokowego ścierały się w przestrzeni publicznej XIX i XX-wiecznej Polski. Tymczasem zainteresowani – najubożsi mieszkańcy wsi – wcale nie pili tak dużo wódki. Powszechnie odurzali się eterem. Kuzyn Władysława Sterlinga, doktor Seweryn Sterling,

popularyzator higieny i oświaty sanitarnej oceniał, że w latach 90. XIX wieku w Królestwie użycie anodyn, jak nazywano eter, było na wsiach sprawą codzienną. Obaj kuzyni studiowali na Wydziale Lekarskim Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, Seweryn był działaczem społecznym, drukował w „Zdrowiu” alarmistyczne artykuły, w których zwracał uwagę między innymi na opilstwo eterowe. Zauważał, że w dni świąteczne czy targowe, co drugi klient składów aptecznych w małych miasteczkach żądał anodyny. Kupowali chłopi, chłopki, osoby starsze i wyrostki.

W okresie międzywojennym najczęściej się tak działo na terenach wsi województwa śląskiego. Historycy powołują się na badania, w których 90 proc. dzieci szkolnych przyznawała się do picia eteru, znajomości jego smaku i działania. Eter konsumowany zamiast lub obok wódki podczas zabaw tanecznych, wesel czy na stypach był środkiem odurzającym, ale też domowym lekiem przeciwbólowym. Handlowano nim też pokątnie, klienci nazywali takie miejsca „kapliczkami”.

Janka Kowalska

Śródtytuły to hasła reklamowe z „Piwo to zdrowie”. W tekście wykorzystałam dane z wydawnictwa Instytutu Historii PAN „Margines społeczny Drugiej Rzeczypospolitej”.