Każdy może być Aniołem dla zwierzaka

Opublikowano: 10 maja, 2024Wydanie: Medicus (2024) 05/2024Dział: 7,3 min. czytania

Z Katarzyną Gryglicką-Redą, rezydentką z Kliniki Endokrynologii SPSK Nr 4 w Lublinie, działaczką na rzecz bezdomnych kotów, rozmawia Anna Augustowska.

  • Słuchając o Pani wrażliwości na los zwierząt i zaangażowaniu w ratowanie bezdomniaków, nie mogę nie zapytać: dlaczego nie weterynaria?

Dobre pytanie i… celne. Nie ukrywam, że przed maturą przeżywałam prawdziwe rozterki: medycyna czy weterynaria? I wtedy wygrała weterynaria. Dwa lata studiowałam ten kierunek na uczelni w Krakowie, w Uniwersyteckim Centrum Medycyny Weterynaryjnej UJ-UR.

Jednak im dłużej trwała ta nauka, tym mocniej nabierałam przekonania, że realia pracy lekarza weterynarii to nie dla mnie. Zaczęłam sobie coraz wyraźniej zdawać sprawę, że nie dam rady psychicznie. Usypianie zwierząt, szczególnie tych, które ludzie przyprowadzają, aby je uśpić, bo są nimi znudzeni albo nie dają sobie z nimi rady, bo nagle ktoś ma alergię, bo komuś brakuje czasu na spacery, bo musi wyjechać, bo umarł właściciel… Poza tym zwierzaki w Polsce nie mają ubezpieczenia, w związku z tym kiedy zachorują, najprościej je wyrzucić albo zlecić eutanazję. Nie na tym miałaby polegać moja rola. Wycofałam się.

  • Nie żałuje Pani?

Zdecydowanie nie! Kiedy dostałam się na wydział lekarski, nawet przez moment nie miałam wątpliwości, że jestem na swoim miejscu. Wróciłam do Lublina, skończyłam studia i wiem, że medycyna to moja pasja. Mama, która jest lekarzem, zawsze mówiła i mówi, że praca lekarza to najpiękniejszy zawód na świecie. Myślę podobnie. Teraz jestem w trakcie specjalizacji z endokrynologii i tej dziedzinie medycyny chcę się poświęcić.

  • Ale Pani życie to nie tylko medycyna…

Może zacznę od tego, że w moim rodzinnym domu zawsze były zwierzaki – tworzyły razem z nami naszą rodzinę. Były psy i były koty. Zawsze w zgodnym stadle. Moim ukochanym kotem, z którym się wychowałam i który żył aż 20 lat, był kocur Madej. Do dzisiaj go wspominam. Od dziecka miałam też przezwisko „kocia mama”, chociaż największym kociarzem świata jest mój tata. Do niego jak do nikogo innego dosłownie lgną wszystkie koty.

  • Trudno więc, żyjąc w takim otoczeniu, gdzie szanuje się i rozumie zwierzaki, mieć do nich inny stosunek, prawda?

Kiedy więc kilka lat temu na Facebooku trafiłam na wpis dziewczyny, która szukała chętnych do pomocy w odłowieniu bezdomnej kotki, aby ją wysterylizować, bo stale rodziła kociaki, które ginęły w fatalnych warunkach – zgłosiłam się. I tak działałyśmy kilka lat, ratując kolejne mioty i starając się, w miarę naszych możliwości, szukać im domów i dbać o sterylizację i kastrację wielu bezdomnych kotów w Lublinie. Problemem były też koty chore, ranne, porzucone i błąkające się, głodne… Ich leczenie i ratowanie zaczęło przekraczać nasze możliwości i wtedy zdecydowałyśmy się na założenie fundacji.

  • Kim są osoby tworzące fundację?

Jesteśmy grupą ludzi z Lublina, którzy połączyli swoje siły, by ratować koci świat. Jako „Kocie Anioły” działamy już od 2 lat, a naszym głównym celem jest ograniczenie bezdomności kotów w Lublinie i w województwie lubelskim, chociaż nieraz pomagamy również kotom z innych rejonów Polski.

Sformalizowanie działalności na pewno pomaga, ale… stale potrzebujemy wsparcia. Koszty leczenia i sterylizacji to nie są małe wydatki. Mamy oczywiście zaprzyjaźnione gabinety weterynaryjne, które czekają na uregulowanie rachunków, jednak nie jest to komfortowa sytuacja. Dodam, że jesteśmy praktycznie jedyną fundacją w Lublinie, która nie odmawia pomocy kotom po wypadkach, np. komunikacyjnych. Niestety, często dostajemy telefony z klinik, że trafił do nich taki kot i że jesteśmy ostatnią deską ratunku. Staramy się nie odmawiać, chociaż koszty leczenia są nieraz ogromne – zwykle konieczne jest leczenie operacyjne, którego koszt często przekracza nasze możliwości: nieraz to kilka, czy nawet kilkanaście tysięcy złotych. Do tego dochodzi znalezienie odpowiedniego domu tymczasowego, który podoła opiece nad „kotem specjalnej troski”. Nie ukrywam, że jest to także duże obciążenie psychiczne. Takich kotów aktualnie mamy pod opieką 6. Część z nich to koty nieadopcyjne. Wiemy, że będą pod naszą opieką dożywotnio. Przykładem jest kotka, która przyjechała do nas z grupą innych kotów ze schronu z Ukrainy – jest całkowicie dzika (jeszcze nikomu nie dała się dotknąć) i bez zębów, w związku z czym absolutnie nie ma możliwości, by poradziła sobie jako koteczka bezdomna.

  • Kto obok Pani tworzy Fundację Kocie Anioły?

Prezeską naszej fundacji jest Dominika, z zawodu farmaceutka, Julia prowadzi koci hotel koło Lublina, poza tym jest Beata, Aneta, Ewa i ja, czyli fundatorka i członek zarządu. Oczywiście nie można zapominać o wszystkich wolontariuszach i osobach prowadzących domy tymczasowe dla naszej fundacji. Bez nich nie dawalibyśmy rady.

Naszą działalność wspierają także moi rodzice, a także mój mąż Mateusz, który nieraz bezpośrednio uczestniczy w nagłych kocich interwencjach. Rodzice bez wahania przyjmują koty często bardzo chore, takie którym nie znalazłybyśmy domu. Takim kocurkiem był Feluś znaleziony pod Markuszowem, miał złamany kręgosłup, prawdopodobnie po potrąceniu przez samochód. Musiał być przewlekle cewnikowany i chodzić w pieluszkach. Rodzice bardzo się poświęcili opiece nad Felusiem, dbali o niego jak o niemowlę, niestety jego historia nie skończyła się happy endem. Feluś nie reagował na leczenie, było coraz gorzej i ostatecznie po rozmowie z weterynarzami musieliśmy zdecydować o eutanazji. Cieszę się jednak, że dzięki nam zaznał w swoim krótkim życiu miłości i ciepła – czasem to jedyne, co możemy kociakom zapewnić i taka jest także nasza rola. Ostatnio w domu rodziców było aż 12 kociaków (z jednego miotu), wszystkie z kocim katarem, wszystkie wymagały podawania antybiotyków i zakraplania oczu. Mama dzielnie podjęła się tego wyzwania. Kociaki wyleczyła i wszystkie znalazły domy!

  • Rozumiem, że część ratowanych kotów trafia do hoteliku, a co dalej?

Staramy się znaleźć im domy, nawet tymczasowe – i to największe wyzwanie, bo takich domów zawsze jest za mało. Koty dzikie, po sterylizacji i pod warunkiem, że są zdrowe, często wypuszczamy do ich środowiska. W idealnym świecie dla każdego złapanego przez nas kota powinno być miejsce, by mógł powoli się oswajać, a następnie znaleźć dom. I w to wierzę, że w przyszłości tak to będzie wyglądać, ponieważ miejsce kotów nie jest na ulicy, są to zwierzęta udomowione i tak należy je traktować. Niestety na obecną chwilę realia są inne, a ogrom bezdomności jest przerażający. Dlatego najważniejszą metodą walki z tą sytuacją są akcje sterylizacji.

  • Jak można pomóc fundacji? Co każdy z nas mógłby zrobić?

Ogromnym wsparciem są darowizny – każda kwota ma znaczenie, bo pozwala przede wszystkim regulować rachunki w gabinetach weterynaryjnych. Przyjmujemy także oczywiście dary w postaci karmy, żwirku czy akcesoriów dla kotów. Poza tym jeśli ktoś lubi koty, to zachęcamy, by zostać naszym domem tymczasowym – wystarczy tylko miejsce w domu i trochę czasu, a całą resztę: karmę, żwirek, opiekę weterynaryjną my zapewniamy. No i na koniec najważniejsze, czyli adopcje – oczywiście zachęcam do adopcji naszych mruczków – ich historie, zdjęcia oraz opisy charakteru można przejrzeć na naszej stronie internetowej czy na Facebooku. Zachęcamy także do odezwania się do nas – często na podstawie opisu sami dobieramy odpowiedniego kota pod charakter i oczekiwania danej rodziny.

Naszym marzeniem jest, aby udało się nam pomóc wszystkim kotom, które tego potrzebują, aby udało się je wyleczyć, znaleźć kochające i odpowiedzialne domy. Gdybym mogła jeszcze dodać moje życzenie – to chciałabym, aby ludzie sterylizowali swoje koty. Pokutuje przekonanie, że sterylizacja jest wbrew naturze, czasem nawet niektórzy weterynarze sugerują, że kotka czy suczka przynajmniej raz przed sterylizacją powinna mieć dzieci. Jest to z medycznego punktu widzenia całkowita bzdura, bazująca na uprzedzeniach i tradycyjnym myśleniu. I sprawia, że wciąż rodzą się niechciane później zwierzaki skazywane na bezdomność i okrutny los.

  • A Pani ukochany kot to…

To kocur Ambroży. Ma już 10 lat i jest niekwestionowanym królem naszego domu.


Fundacja Kocie Anioły

Kontakt
mailowo: anioly.kocie@gmail.com
przez nasz profil na Facebooku
przez nasz profil na Instagramie