Diagnoza wstępna
Ponad 16 lat uczestniczymy w ubezpieczeniowym systemie finansowania świadczeń zdrowotnych i pamiętam, jak wiele zmian wprowadzanych było w czasie jego trwania. Rzeczywiście, w kilku dziedzinach nastąpiła poprawa, jak choćby w kardiologii inwazyjnej, czy w opłacalności niektórych zabiegów ortopedycznych. Natomiast ogólna kondycja finansowa szpitali nie zmieniła się istotnie. Wielość zmian i ich skomplikowanie były powodem snucia podejrzeń, czy nie są one po to, aby upłynął czas zanim zarządzający szpitalami i lekarze zorientują się, jaki jest najlepszy sposób uzyskiwania najwyższego finansowania.
I tak co kilka lat sytuacja się powtarzała. Jedynie pacjenci na tym zyskiwali i mamy dzisiaj np. raczej wystarczającą bazę dla chorych wymagających stentów kardiologicznych, leczenia udarów mózgu czy dla chorych onkologicznych. Dla lekarzy zaczynających pracę przed 1990 rokiem, przejście do systemu ubezpieczeniowego jawiło się jako właściwa droga do naprawy ówczesnej służby zdrowia i opieki nad chorymi. Dzisiaj wiemy, że w tym nowym systemie urodziło się szereg patologii, jak fikcyjne zatrudnianie lekarzy dla zdobycia kontraktu, „spijanie śmietanki”, czyli kontraktowanie tylko opłacalnych świadczeń jednocześnie ze zrzucaniem leczenia powikłań na szpitale publiczne, wykonywanie drogich badań diagnostycznych w jednostkach publicznych dla potrzeb opieki prywatnej i wiele podobnych działań.
Pytanie, czy pacjenci na tym korzystali? Odpowiem – niektórzy niewątpliwie tak, przynajmniej w zakresie czasu oczekiwania na otrzymanie świadczenia. Natomiast osobnym problemem był niewłaściwy, moim zdaniem, przepływ środków finansowych za wykonaną usługę. A jak będzie z funkcjonowaniem ochrony zdrowia w najbliższej przyszłości, tego chyba nie są pewni zarówno zarządzający, jak i pracownicy szpitali. Entuzjazmu nie widać, bo pojawia się skompromitowane w przeszłości określenie „finansowanie budżetowe”, kojarzące się z niedoborem finansowym, brakiem konkurencyjności, a w konsekwencji zahamowanym postępem. Na dodatek projekt rozporządzenia do znowelizowanej ustawy o świadczeniach zdrowotnych, finansowanych ze środków publicznych, budzi niepokój zwłaszcza w odniesieniu do szpitali I stopnia (powiatowych) i posiadających dodatkowo dobrze funkcjonujące oddziały specjalistyczne, jak i szpitali II stopnia, ale o ograniczonym profilu posiadanych oddziałów specjalistycznych. Projekt rozporządzenia wskazuje bowiem, jakie oddziały mają posiadać szpitale w poszczególnych stopniach. Takimi przykładami w naszym województwie są np. szpitale w Puławach, Kraśniku, Radzyniu, Lubartowie, Tomaszowie Lubelskim a także Szpital Neuropsychiatryczny w Lublinie i szpital w Łęcznej. Zmniejszenie finansowania dodatkowych oddziałów w tych szpitalach niewątpliwie spowodowałoby ograniczenie ich działalności i zaprzestanie działania. Najgorsze byłoby, gdyby w ten sposób ograniczony został dostęp pacjentów do świadczeń. Stąd nie dziwi, że pojawiają się w prasie artykuły komentujące zapowiadane zmiany o tytułach „Nie wszystkie oddziały w sieci szpitali” lub „Małe szpitale nie są już piękne”. Może nieco uspokaja wydane oświadczenie Ministerstwa Zdrowia, według którego „do pierwszego poziomu sieci, na ogólnych zasadach, będą mogły zostać zakwalifikowane nawet placówki z dwoma oddziałami szpitalnymi” lub „dyrektor oddziału wojewódzkiego NFZ będzie mógł zakwalifikować do sieci również podmiot, który nie spełni ogólnych kryteriów kwalifikacji”. Natomiast dyrektor oddziału wojewódzkiego NFZ posługiwać się będzie kryterium zabezpieczenia właściwego dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej na terenie danego województwa, a szpital będzie mógł udzielać świadczeń ambulatoryjnych zgodnych ze swoim profilem, bez potrzeby tworzenia nowych przychodni, by znaleźć się w sieci. Ostatecznie pozostanie też konkurs ofert na świadczenia dla szpitali prywatnych i będących w sieci w wysokości 15 proc. wydawanych dziś pieniędzy.
No cóż, celem propozycji wszelkich zmian, a tym bardziej założeń, powinna być poprawa systemu, ale nie dla samej satysfakcji rządzących lecz dla bezpieczeństwa pacjenta. Wczoraj usłyszałem od pacjenta: „…panie doktorze, czy te zapowiadane zmiany oznaczają likwidację kolejek do specjalistów?!”. Mam nadzieję, że ostatnio często używane powiedzenie „dobrze to już było” nie będzie miało odniesienia do tych zmian.
Janusz Spustek