Żeglowanie to wolność

Opublikowano: 26 października, 2016Wydanie: Medicus (2016) 11/20163,7 min. czytania

z Katarzyną Próchniak, rezydentką chirurgii ogólnej, kapitanem jachtowym, pasjonatką żeglarstwa, rozmawia Anna Augustowska

  • Żagle to przede wszystkim wiatr we włosach?

Katarzyna Próchniak– To przede wszystkim wolność. Uczucie, które ma na wodzie inny wymiar niż na lądzie. Byłam w drugiej klasie lubelskiego liceum (III LO im. Unii Lubelskiej), kiedy po raz pierwszy to poczułam. Zaczęłam wtedy jeździć nad Zalew Zemborzycki, gdzie odbywały się kursy żeglarskie organizowane przez Yacht Club Politechniki Lubelskiej. Chyba od razu złapałam bakcyla i do dziś żeglowanie jest moją wielką pasją. Wcześniej przez kilka lat uprawiałam jeździectwo konne, dużo pływałam – kartę pływacką wyrobiłam sobie już w drugiej klasie podstawówki, ale żadna inna dyscyplina sportu nie porywała mnie tak jak żeglarstwo. Dzisiaj, po 15 latach uprawiania tego sportu, mam patent kapitana jachtowego, który uprawnia mnie do pływania zarówno po wodach śródlądowych, przybrzeżnych, jak i po morzach.

 

  • To pozwala na samodzielne dowodzenie załogą?

– Od kilku lat organizuję własne wyprawy. Z grupą przyjaciół (ale na rejs zapraszam tylko tych, którzy mają pewne cechy charakteru, bo nie oznacza to, że muszą mieć patenty żeglarskie. Tu liczą się predyspozycje osobowościowe, bo na łodzi jednak jest ciasno i trzeba umieć odnaleźć się w grupie) – czarterujemy łódź i ruszamy w rejs. Teraz szykujemy taką wyprawę do Chorwacji, będzie to moja podróż poślubna i plener poślubny w jednym, oczywiście w gronie najbliższych przyjaciół.

 

  • Rejs życia jeszcze się nie odbył?

– Hm… mam na koncie kilka żeglarskich szlaków: do najwspanialszych zaliczam rejs po Norwegii, podziwianie fiordów, lodowców, bliskie spotkanie z reniferami, które w naturze okazały się dużo mniejsze niż je sobie wyobrażałam.

Pływałam też po Morzu Śródziemnym, byłam na rejsach po Morzu Północnym, ale do bardziej ekscytujących wypraw zaliczam rejsy na słynnych polskich żaglowcach: Pogorii, Fryderyku Chopinie i Kapitanie Borchardcie. Rejs życia… z całą pewnością jeszcze przede mną.

 

  • Żeglowanie to także udział w zawodach?

– O tak, w czasie studiów wiele razy brałam udział w Akademickich Mistrzostwach Polski w Żeglarstwie. To wspaniała przygoda! I co za widok, kiedy startuje ok. 100 łódek w klasie Omega. Są emocje! Teraz, kiedy wyrosłam z lat studenckich, biorę udział w żeglarskich mistrzostwach dla lekarzy.

 

  • Musimy koniecznie porozmawiać także o drugiej pasji.

– Czyli o chirurgii! To i pasja, i droga życia. Zawsze chciałam być lekarzem i zawsze chirurgiem. Nie ukrywam, że w dużej mierze zdecydował o tym przykład mojego Taty, który jest chirurgiem. Od dziecka widziałam, jaką radość i satysfakcję daje mu praca chirurga. Pewnie dlatego decydując się na studia lekarskie nie miałam większych problemów z podjęciem decyzji o wyborze specjalizacji. Ta pasja sprawdza się już w praktyce – zaczęłam na studiach, kiedy zdecydowałam się pojechać do Berlina na staż i tam pracowałam na oddziałach chirurgii a teraz już od niemal 3 lat będąc rezydentką samodzielnie dyżuruję w lubartowskim szpitalu. Moim kolejnym celem jest chirurgia onkologiczna, konkretnie chirurgia piersi.

 

  • A co z opinią, że kobiety, „te słabe istoty”, nie powinny brać się za chirurgię?

– Mam całkowicie inne zdanie – zresztą w Berlinie widziałam wiele kobiet chirurgów, które były doskonałe w tym, co robiły. Bo bycie chirurgiem to przede wszystkim kwestia charakteru a nie płci. To także umiejętność pracy w grupie, która to cecha pięknie łączy się z żeglarstwem, które jest doskonałą szkołą życia i współpracy z ludźmi.

 

  • Łatwo jest godzić tak odpowiedzialną pracę z żeglowaniem?

– Myślę, że potrafię. Oczywiście na długie np. wielotygodniowe rejsy nie mogę już sobie pozwolić. Medycyna jest zaborcza, poza tym nikt nie dałby mi tyle urlopu. Z drugiej strony nie mogę też sobie pozwolić na zbyt ryzykowne wyprawy. Każda kontuzja – nie tylko ręki – to przerwa w pracy. Tak więc teraz planuję wyprawy po spokojnych akwenach, które przede wszystkim cieszą i relaksują. W niedalekiej przyszłości razem z mężem planujemy zakup jachtu, który pozwoli nam na żeglowanie po Zalewie Zemborzyckim, bo to wielka frajda mieć niemal pod domem taką możliwość.