Odeszli…
Bożena Zbytniewska-Markiewicz (1954-2015)
Mija rok od śmierci Mamy.
Była osobą wyjątkową, ukształtowała mnie i sprawiła, że zostałam lekarzem. Urodziła się 19.06.1954 w Poniatowej. Kiedy pierwszy raz poszła na wizytę do stomatologa jako dziecko, chciała nim zostać. Uczyła się więc bardzo sumiennie, mówiła mi, że nie obchodziły Ją wtedy żadne przyziemne sprawy, tak bardzo była pochłonięta nauką. Studiowała na Wydziale Stomatologicznym Akademii Medycznej w Lublinie w latach 1973-1978.
Od najmłodszych lat pamiętam tłumy pacjentów, jakie gromadziły się pod drzwiami Jej gabinetu stomatologicznego. Pamiętam wdzięczność pacjentów, ale też to, że nigdy nie narzekała na nadmiar pracy, która dodawała jej sił i dzięki której czuła się szczęśliwa. Kochała swoich pacjentów, mówiła:
„jak ktoś siada na fotel to tak jakby stawał się dla mnie kimś bliskim”. Często związywała się z nimi i opowiadała im o sobie, zdarzało się, że pacjenci wysyłali do niej pocztówki z podróży, dawali obrazy i inne rękodzieła. W pracy była bardzo dokładna i delikatna. Pracowała w przychodniach przy ul. Kompozytorów, Młyńskiej i Niepodległości w Lublinie. Leczyła też zęby niewidomym w Żułowie. Wracała od nich zmęczona, ale i radosna, gdyż także z nimi bardzo się zżyła. Często podejmowała się pracochłonnych, przez innych z góry skazanych na niepowodzenie prac, jeśli uważała, że może to pomóc pacjentowi.
Czego nauczyła mnie Mama? Na pewno wytrwałości w pracy i w dążeniu do celu, ale przede wszystkim życzliwości i wielkiego serca okazywanego pacjentom, wrażliwości na ludzką krzywdę i ból.
Córka
Ewelina Pyszniak