Grillowanie pacjenta
Wiele szpitali wita dziś swoich pacjentów misyjnym hasłem: Salus aegroti suprema lex esto. Swoją drogą, przysięga lekarska mówi tylko o tym, by mieć na względzie dobro chorych. A mieć na względzie to jednak nie to samo, co stawiać dobro chorego jako prawo najwyższe.
Czym jest więc dzisiaj dobro chorego i gdzie jest jego moralny środek ciężkości? Pół biedy, kiedy ten dylemat dotyczy jedynie lekarza i pacjenta. Ale dobro chorego ma teraz coraz więcej właścicieli. To jeden z najbardziej wyświechtanych frazeologizmów minionego ćwierćwiecza. Dobro chorego gości na sztandarach i transparentach niesionych dziarsko przez lekarzy i pielęgniarki ulicami stolicy. Nie brak go na ustach zatroskanych polityków od lewa do prawa, którzy jakby zapomnieli, że przez lata skąpili publicznego grosza na poprawę zdrowia i losu rodaków, wykręcając się innymi wydatkami. Co więcej, dobrem chorego szermują zarówno obrońcy życia poczętego, jak również strażnicy prawa kobiety do decyzji o donoszeniu ciąży.
Dobro chorego doczekało się wielu manifestów i deklaracji, przepojonych emfazą, pustosłowiem i hipokryzją. Zręczni czarodzieje politycznej propagandy nie ustają w wysiłkach, aby wmówić nam, że dobro chorego to także dobro społeczeństwa. Bo społeczeństwo ubogie i na dorobku nie może zapewnić każdemu wszystkiego bezpłatnie i natychmiast. Zdrowie rodem z maksymy poczciwego Hipokratesa wciąż nie jest u nas kategorią polityczną. Nikt nie przegrywa kolejnych wyborów z powodu zaniedbań, czy zaniechań w ochronie zdrowia. Żaden polityk ani dyrektor szpitala nie składa dymisji, kiedy w szpitalu, który od dawna robi bokami z powodu piramidalnych długów, umiera młody człowiek w oczekiwaniu na wyniki badań laboratoryjnych, do wykonania których zabrakło odczynników, bo dyrekcja od ponad roku zalegała z płatnością ich dystrybutorom.
Nie każde życzenie pacjenta, którego realizacji niekiedy od lekarzy czupurnie się domaga, rzeczywiście musi służyć jego dobru. Zdarza się, że chory domaga się czegoś, co może wręcz zaszkodzić jego zdrowiu. Bywa, że prosi o coś, co jest złe samo w sobie.
Podobno zdrowia i życia nie można przeliczyć na pieniądze. To prawda. Nie każda nowa technologia jest realnie dostępna. Nie każda będzie prawdziwą pomocą. Zdarza się, że horrendalnie kosztowna terapia, choć przedłuża choremu życie, jednocześnie zamienia je w koszmar pełen bólu, gniewu i rozpaczy dla niego i otoczenia. Taka bezrefleksyjna zaciekłość, płynąca z chęci zastosowania wszystkiego, co możliwe, dla ratowania życia i zdrowia, ostatecznie okazuje się jedynie przekleństwem.
Jeśli ktokolwiek ma ochronić prawdziwe dobro pacjenta, musi otoczyć opieką jego godność, zachowując jednocześnie w pamięci, że sam jest człowiekiem i pomagając innym nie może sprzeniewierzyć się samemu sobie.
Marek Stankiewicz
stankiewicz@hipokrates.org