Kleinur, czyli islandzkie faworki
Dzisiaj proponuję kulinarną wyprawę na… Islandię, która intryguje nie tylko naturą i krajobrazami ale także kuchnią: chleb wulkaniczny pieczony przez dobę pod ziemią, zupa rybna z mleczkiem kokosowym, krem z homara, czy baranie łby gotowane po usunięciu futra i mózgu i serwowane jako superdelicje świąteczne. Nie, nie, oczywiście tego nie będę proponował jako nowości do wprowadzenia do codziennego jadłospisu. Podobnie jak hákarl, czyli cokolwiek zgniłego rekina (a zresztą, gdzie go tu nabyć). Podobnie jak pylsura, czyli islandzkiego hot doga z prażoną cebulką i pysznymi sosami, serwowanego z bezalkoholowym islandzkim maltem.
O tradycyjnej kuchni islandzkiej krążą legendy. Kiedyś położenie wyspy i ograniczone możliwości transportu, zmuszały Islandczyków do zjadania wszystkich części ryb i zwierząt żyjących na wyspie. Oczywiście podstawą były ryby, które solono, suszono i wędzono. W XV wieku suszona ryba była nawet walutą na Islandii. Dzisiaj jednak nie rybę proponuję ale karnawałowy deser, czyli faworki po islandzku. Grube i puchate, lekko chrupiące, nie „chudziutkie”, jak nasze. I równie dobre, a może nawet lepiej smakujące na następny dzień. Nazywają się kleinur. Ich wykonanie jest bajecznie proste.
Składniki:
- 250 g mąki pszennej
- 20 g masła sklarowanego i roztopionego
- 1 łyżeczka amoniaku – płaska
- 1 średnie jajko
- ⅓ łyżeczki sody spożywczej
- 100 ml kwaśnego mleka lub maślanki (może być domowy kefir)
- 2 łyżeczki cukru
- 1 łyżeczka kardamonu świeżo utartego lub zmielonego
- Olej do smażenia lub smalec (ja preferuję ten drugi rodzaj tłuszczu) i cukier puder do posypania.
Wykonanie:
W jednej misce wymieszać wszystkie suche składniki, w drugiej wszystkie mokre, oprócz masła, wymieszać łyżką, na końcu dodać masło i leciutko rękoma wyrobić ciasto. Wałkować na posypanej mąką stolnicy na grubość 2–3 mm, wycinać paski, jak na polskie faworki, w środku robić nacięcie i wywinąć jeden z końców – zupełnie tak samo, jak faworki klasycznie polskie, smażyć na rozgrzanym tłuszczu z dwóch stron na rumiano, wyjmować na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, przekładać na talerz i obficie posypać cukrem pudrem. Jeść kiedy dobrze przestygną i zapach amoniaku ulotni się. Pyszne są również chrupiące (!) następnego dnia.
Dariusz Hankiewicz