Pamiętnik znaleziony w szpitalnej szafce
27 grudnia
Póki telewizja jest jeszcze naszym, na razie tylko przymkniętym, oknem na świat, to oglądajmy, póki nie domkną. Oglądałem. Był przegląd szopek krakowskich. Może jeden z ostatnich. Przecież już mamy i pewnie długo będziemy mieli tylko jedną szopkę – ogólnopolską i w około 20 procentach prawie narodową. I nie od święta, tylko całoroczną. I nie tylko w Krakowie, nie tylko w telewizji, tylko w ogóle. A nowi wierni kolędnicy w odświętnych kominiarkach będą mogli w ramach tej szopki zapukać do nas butem nawet o 6 rano z nową obowiązkową kolędą i nakazowym przeglądem naszych domowych szop, szopek i całego domu przy okazji też. Nawet w lipcu.
1 stycznia
Nastał nowy rok i myślę, że czas zaprzestać w tym nowym roku tego segregowania, sortowania i dzielenia ludzi na TYCH i na NASZYCH. Na przykład WASZ-czykowski, czy NASZ? A jakie to ma znaczenie? Muszą być tego granice! No, chyba że chodzi o zagranicę!
6 stycznia
Święto Trzech Króli. Nie wróżę temu świętu dłuższego przetrwania, bo przecież król jest już tylko jeden i każdy z nas musi to sobie wbić do głowy. A jak nie, to mu wbiją. Może ktoś zapytać, jak ten król w pojedynkę da radę udźwignąć mirrę, złoto i kadzidło. Spokojnie. Z kadzidłem na pewno sobie poradzi, nie ma wyjścia, a przy złocie wielu mu chętnie pomoże robiąc dobrą mirrę do tej całej gry.
7 stycznia
Sąsiad o jakimś obecnym dostojniku państwowym powiedział – Maciarenko. Na wszelki wypadek nie pytałem o kim. Reszta sali też udawała, że nie wie. Cóż, życie zaczyna być sztuką pozoru, niestety. Więc pozorujmy, by przetrwać.
9 stycznia
Oglądałem cotygodniowy, kulinarny program pani Gessler – „KUCHENNE REWOLUCJE”. Średnia atrakcja. Przecież w telewizji już mamy codzienno-conocny, nowy,
atrakcyjniejszy program poświęcony wysmażaniu każdego sejmowego kotleta, narobieniu z wszystkiego niezłego pasztetu lub bigosu, prezentujący przepis na móżdżek po polsku, klops, kaszanę albo flaki, które wywracają się oglądającym. Program jeszcze nie ma tytułu, ale myślę, że najlepszy byłby – „KUCHCIŃSKIE REWOLUCJE”.
10 stycznia
Podobno odbyło się jakieś tajne, dyplomatyczne spotkanie polsko-węgierskie. Pewnie pod nowym hasłem „POLAK – WĘGIER DWA BRYTANKI”. A potem znów się okaże, że smycz trzyma kto inny.
12 stycznia
Sąsiad leżący na dostawce obok zwierzył mi się, że rozmawiał z lekarzem, który ma go pojutrze operować i zapytał, czy na pewno ten zabieg się uda. Doktor na to – „Na pewno się uda. Możemy się założyć o tysiąc pięćset złotych!”. Sąsiad się zastanawia. Ja bym się na wszelki wypadek założył. Czasy idą ciężkie, dla doktorów też, po co ryzykować.
14 stycznia
Dobrze nie jest. W morfologii czerwonych ciałek mam niedużo, za to białych sporo. Sąsiad spod okna mówi, że o zdrowiu to może świadczyć nie bardzo, ale bardzo dobrze o aktualnej, właściwej postawie politycznej, bo teraz ogólnie im mniej czerwonych, tym lepiej. Zgłupiał od tego leżenia?! Dobrze, że cukru w moczu nie mam, bo by mnie pewnie przekonywał, że tak słodko to mi
wcześniej nie było, a teraz będzie! Co się wyrabia z tym narodem?!…
20 stycznia
Podobno już w przyszłym roku nie będzie WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY, bo ma ją zastąpić już działająca równie wielka ORKIESTRA DORAŹNEJ POMOCY, w której główny dyrygent nie dość, że gra pierwsze skrzypce, to jednocześnie pogrywa na dudach, cymbałach i organach, w tym państwowych. Część wtóruje mu grając innym na nerwach, na zwłokę, na dysharmonii i na czas, część na fujarach i na nosie całej reszcie nieprzekonanych, inni wyznaczeni na bałabajkach i surmach bojowych, inni wskazani palcem tylko basują lub poPiSkują na wysokich nutach ale z mocnym zadęciem, inni wykorzystują struny głosowe, ale nie swoje, tylko głosujących. Reszta klaszcze PODPIERAJĄC SIĘ PIĘTĄ! Dobrze, że tylko jednym. A wszystko zgodnie z odgórną partyturą a raczej partiiturą. I tej orkiestry będziemy musieli słuchać, a może i zatańczyć, jak nam zagra. A kto się nie posłucha, albo spróbuje zatańczyć w drugą stronę, to niech pomyśli o puszce. I nie jak o obiekcie wrzucania, tylko wsadzania.
20 stycznia
Mam dosyć! Jak patrzę na te nowe orły naszej polityki, jak słyszę te szumne zapowiedzi wysokich lotów nad międzynarodowymi arenami i na politycznym niebie, te zapewnienia o wznoszeniu się ponad podziały, jak widzę to bojowe stroszenie piór, ten dumny łopot skrzydeł, to ostrzegawcze kłapanie dziobami i to nie dla jaj, tylko na poważnie, to myślę, że to nie orły, tylko orżły. I że znowu orżłą nas. A co do tych lotów, to sprawdziłem w słowniku wyrazów obcych, czym się różni awiacja od dewiacji. Trochę się różni. O bezlotach też przeczytałem. Oj, robimy sobie koło pióra! I to mocno!…
22 stycznia
Myślę, żeby się wypisać na własną prośbę. I nie tylko ze szpitala, ale w ogóle. Chyba że już nie ma o co prosić, bo podobno każdy bez proszenia w nowej rzeczywistości dostanie to, co chce. Tak?! To wszystkiego najlepszego!
Irosław Szymański