Moda i medycyna
Koszula, spodnie, gorset, surdut, pościel, pieluchy. Wszystko powinno być z wełny, najlepiej wielbłądziej. Majtki też. Choć – jak uważał XIX-wieczny autor Wełniarstwa – majtki są niezbędne jedynie w pewnych okolicznościach. W czas nadciągających zimowych podmuchów sięgamy do prozdrowotnego systemu niemieckiego doktora, który dzielił swoje zainteresowania między praktykę lekarską, propagowanie higieny a nauki przyrodnicze.
Od wielu miesięcy przypominamy tu dawne praktyki, terapie i zalecenia lekarskie. Chyba jeszcze nigdy nie pojawił się autor zajmujący się odzieżą. Była krytyka gorsetów i butów z wąskimi noskami, ale doktor Gustaw Jäger daje konkretne wytyczne modowe, kierując się zdrowiem użytkownika. Swój system sprawdzał na sobie, co nie jest takie oryginalne, ale także prowadził systematyczne badania na uczniach i żołnierzach.
„Jestem zmuszony wypowiedzieć wojnę różnym miłym rzeczom, których mężczyzna wcale nie używa: krochmalonym spódnicom, płóciennym gorsetom, białym i czarnym pończochom, białym krochmalonym sukniom, w których organizm siedzi jakby pod kloszem! Mam nadzieję, że kobiety zgodzą się na koszulę wełnianą, takie same pończochy, gorset, spódnicę i suknie zapięte po szyję i podszyte na piersi flanelą, bo wówczas i one będą mogły korzystać z dobrodziejstw” – pisze Gustaw Jäger w Wełniarstwie. Odzież prawidłowa jako ochrona zdrowia.
Poradnik ukazał się w Niemczech w 1880 r. Autor, wówczas 48-letni lekarz po studiach w Tybindze, miał ciekawe życie zawodowe. Po ukończeniu medycyny wyjechał do Wiednia i zajął się praktyką lekarską. Głosił idee reformy ówczesnej służby zdrowia, nawet założył w tym celu czasopismo. Był darwinistą, popularyzował naukę, pisząc artykuły do gazet, ale także w praktyce. Powstanie w Wiedniu małego zoo i publicznego akwarium to jego inicjatywy.
Złowoń, owoń, zdrowoń
Polskie wydanie Wełniarstwa ukazało się sześć lat po premierze na rynku niemieckim, a tłumacz korzystał już z czwartego wydania książki doktora. Cała idea i praktyka Wełniarstwa oparta jest na obserwacji, że ludzki organizm wydziela substancje. Szkodzi nam nadmiar tłuszczu i wody.
„Wełna bardziej odpowiada wymaganiom higieny niż tkaniny wyrabiane z drzewnika (len, konopie, bawełna), które zatrzymują brud i nasiąkają nim. Wełna przepuszcza brud wychodzący z naszego ustroju i pozwala mu swobodnie się ulatniać. Przekonawszy się o wyższości wełny, zacząłem zastępować bawełniane podszewki surdutów flanelą. Za każdym razem, kiedy wracałem
do nieprzerobionego surduta, czułem jakiś niepokój, złe samopoczucie, miałem napady gniewu, bóle głowy, katary, które były skutkiem wstrzymanego wydzielania się złowoni” – relacjonuje lekarz, który oprócz wspomnianej złowoni identyfikuje: owoń, zdrowoń, własnolek czy własnojad.
Im bardziej obcisłe ubranie, im mniej powietrza przepływa między ciałem a odzieżą, tym lepiej. Złowonie ciała nie powinny się wydostawać górą, by nie były wdychane. Podstawowy zestaw gwarantujący zdrowie składa się z zapinanej pod szyją koszuli wełnianej, surduta, skarpetek i obcisłych spodni, tak zwanych rycerskich, z elastycznej dzianiny wełnianej, najlepiej trykotu.
„Więc zbyteczne są gacie, kamizelka, podszewka w surducie, a nawet palto. Palto jest zbyteczne, chyba że mróz jest bardzo silny albo się jest w podróży. Ja nawet przy -12 stopniach C nie czuję potrzeby używania palta” – zapewnia autor, który dodaje, że jego przyjaciele z Polski i Rosji przy silnym mrozie, na jakim drżeli w futrach, zanim zostali wełniarzami, teraz zadowalają się lekkim paltem. „Żeby zmniejszyć ilość warstw odzieży w części brzusznej i pośladkowej, kazałem sporządzić kombinację koszuli z majtkami. Koszula majtkowa, szczególnie dla kobiet, jest bardzo praktyczna. Pozwoli zastąpić koszulę i majtki, by zmniejszyć ilość warstw od pasa w dół, bo razem z szeregiem spódnic zbytnio rozgrzewają tę część ciała, utrudniając przeziew” – wyjaśnia propagator wełniarstwa.
Rozprawia się też z męskimi spodniami, których szerokie na francuską modłę nogawki fatalnie wpływają, jego zdaniem, na zdrowie panów – są przyczyną „cienkich nóżek i okrągłych brzuchów”. Zaleca obcisłe spodnie, w których nie może powstać wznoszący się do góry prąd powietrza, zawierający wszystkie wyziewy zebrane po drodze i wychodzący na zewnątrz w sąsiedztwie z nosem i ustami. Krytyków wytykających brzydotę męskich nóg w obcisłym wynalazku zapewnia, że w spodniach higienicznych poprawią się one znacznie. Zwłaszcza gdy wszyscy się przyzwyczają do trykotów.
Złośliwość losu sprawiła, że prozdrowotną część garderoby zaakceptowano jako bieliznę, nazywając ją od nazwiska lekarza „jagiery” lub „jegiery”. Tak na kalesony mówi się w Wielkopolsce, ale nie tylko. W zbiorach Muzeum Warszawy jest obiekt opisany jako „kalesony męskie trykotowe, tzw. jegiery. Lata 30. XX w.”.
Tłumacz od grzybów
Nieczęsto się zdarza, by książkę zagranicznego lekarza przekładał na polski inny lekarz. Tak jest w przypadku Wełniarstwa. Publikacja ukazała się dzięki doktorowi Julianowi Steinhausowi. Był on o trzy dekady młodszy od Jägera. Studiował medycynę w Warszawie. Był też przyrodnikiem, z tym że jego fascynowały grzyby. Tłumaczył prace wielu innych lekarzy, opracował słownik angielsko-esperancki. Był koło 40, gdy na stałe wyjechał do Belgii.
W przedmowie do Wełniarstwa zwraca uwagę na to, że wiele ze spostrzeżeń Jägera było trafnych i inni rozwijali jego teorie. Choćby prymitywną wersję koncepcji feromonów. Z powodu ówczesnych możliwości nauki mogła to być jedynie opowieść o „związkach pożądania”. Jäger uważał, że lekarz po zapachu pacjenta może rozpoznać chorobę. A zdrowego człowieka wyróżniają lśniące jakby od tłuszczu włosy.
Zainteresował się substancją, którą nazwał antropiną, i choć to się w XXI w. nie spodoba – używał jej w homeopatycznych celach. W jednej z ówczesnych aptek można było kupić dziewięć rodzajów pigułek antropinowych, w których składzie był cukier przesiąknięty homeopatycznie rozcieńczoną substancją własnoleku. Na przykład te z antropiną pochodzącą od kobiety w średnim wieku, posiadającą wyjątkowo zdrowy żołądek, służyły do poprawiania smaku napojów dla mężczyzn, a także przy ostrych i chronicznych cierpieniach żołądkowych. Co ciekawe usuwały… nieprzyjemne następstwa podchmielenia, ale też migreny.
Antropina zwiększająca wytrzymałość przy chodzeniu, usuwająca uczucie zmęczenia i zbawienna przy chorobach nóg starców pochodziła od młodego człowieka, ówczesnego najsławniejszego w Europie szybkobiegacza. Były też pigułki z antropiną usuwającą zapalenia i zaflegmienia gardła oraz poprawiającą głos, ale tylko u mężczyzn, bo u kobiet wywołującą chrypę. Substancja pochodziła od znakomitej śpiewaczki. Jak wyglądało pobieranie antropiny, lekarz nie opisał w Wełniarstwie. Napisał za to, dlaczego rozcieńczanie substancji i homeopatia to dobry kierunek.
Klinem, czyli sierścią
Autorytety, na jakie powoływał się Jäger, by udowodnić, że mała ilość wina albo rozcieńczone wino pobudza i działa lepiej niż standardowy trunek, są dość zaskakujące.
„Spytajcie studentów, a oni odpowiedzą wam z doświadczenia, że upojenie, nudności wywołane przez podchmielenie przechodzą natychmiast albo przynajmniej zmniejszają się po wypiciu małej ilości tego samego napoju, który wywołał podchmielenie” – całkiem poważnie tłumaczy lekarz, przywołując niemiecką nazwę tych studenckich praktyk Hundehaar aujlegen, czyli przykładanie psiej sierści.
„Zwrot ten został przejęty od ludu, który leczy rany od pokąsania przez psa przykładaniem do nich sierści zwierzęcia, które pogryzło. I jest to zupełnie racjonalne: działanie stężonego
jadu psiego, który wraz z jego śliną dostaje się do rany, zostaje wstrzymane przeciwjadem, czyli rozcieńczonym specyfikiem tego samego psa” – dodaje Jäger.
Marznąć nie trzeba
Lekarskie wytyczne to nie tylko ubranie czy pigułki z antropiną. Gustaw Jäger zaleca też, jak mieszkać, gdzie i jak urządzić sypialnię. Główny postulat: trzeba dla zdrowia używać pościeli i materacy zrobionych wyłącznie z wełny, sierści lub pierza.
Na prześcieradła i powłoki brać jasną, naturalnie brązową flanelę, a nie biały kaszmir. Gdyby ktoś narzekał na estetykę, wyjaśnia, że wieczorem wszystkie koty są szare i kolor w sypialni nie jest istotny.
„Na lato wystarczy jedna cienka wełniana kołdra. Zimą dwie lub nawet więcej, zależnie od potrzeb indywidualnych. Marznąć nie potrzeba i niezdrowo, albowiem zupełnie błędne jest mniemanie, jakoby to miało hartować, uczerstwiać ustrój” – pisze w swojej książce, w której zapewnia też, że łagodny, delikatny zapach wełny wielbłądziej działa jak środek nasenny.
„Ogrzewa w chłodne dni i chroni przed upałem. A przy tym oddycha i jest bardzo zdrowa dla naszej skóry. W świecie mody docenia się jednak nie tylko techniczne właściwości wełny wielbłądziej, lecz także jej charakterystyczny, naturalny kolor” – czytamy na stronie Domodi, współczesnym internetowym słowniku mody tworzonym przez influencerów, stylistów, artystów.
W ofercie współczesnych producentów, oprócz odzieży z wielbłądziej wełny, jest pościel. Poduszki, zagłówki, kołdry, pledy. Lista zalet tych wyrobów długa jak u XIX-wiecznego niemieckiego doktora.
Janka Kowalska
W tym samym roku co polskie tłumaczenie Wełniarstwa ukazała się książka Kilka słów o wełniarstwie podług Prof. Dr. Med. G. Jaegera, którą napisał Juliusz Panzer, były asystent doktora. Była to reakcja na wykład ośmieszający, jego zdaniem, idee doktora, towarzyszący zorganizowanej w Łodzi Wystawie ubiorów i potrzeb domowych. Ilustracja pochodzi z tej publikacji.