Karateka z gitarą

Opublikowano: 14 października, 2024Wydanie: Medicus (2024) 10/2024Dział: 5,2 min. czytania

Z ortopedą Tomaszem Kleczkowskim pasjonatem muzyki, gitarzystą, kompozytorem, wokalistą, mistrzem Karate Kyokushin, rozmawia Anna Augustowska.

  • Zastanawiam się, jak to stało, że to medycyna porwała Pana bardziej niż muzyka, bo przecież…

… bo przecież kiedy jako niespełna siedmioletnie dziecko usłyszałem płynący z radia tranzystorowego utwór „El Condor Pasa (If I Could)” w wykonaniu duetu Simon & Garfunkel, wpadłem w autentyczny zachwyt i zastygłem osłupiały z otwartą buzią, zadziwiony, że można tak pięknie śpiewać. Potem dostałem cymbałki i bez trudu, zawsze ze słuchu, wygrywałem na nich szkolne piosenki typu „Stary niedźwiedź mocno śpi”, czy melodie do popularnych kreskówek pt. „Reksio” czy „Gucio i Cezar”. I tak, od dzieciństwa do tej pory – ciągnie mnie tam, gdzie słychać muzykę.

  • Ale to medycyna jednak pociągnęła Pana najbardziej. Zamiast pójść do szkoły muzycznej, młody wielbiciel muzyki rozpoczął studia na wydziale lekarskim Akademii Medycznej w Lublinie?

Tak się stało, bo nigdy nie brałem pod uwagę innego zawodu. Tata był lekarzem, mama pielęgniarką oddziałową i zapewne te medyczne klimaty, w których dorastałem, miały wpływ na moje decyzje, chociaż muszę to podkreślić, ojciec ostrzegał mnie przed ciężkimi medycznymi studiami i uprawianiem zawodu lekarza. Ale to nie poskutkowało. Od 30 lat pracuję w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Lublinie. Nie ukrywam, że oprócz spełnienia zawodowego, ortopedia jest moją wielką pasją.

  • Dodajmy, że najbardziej ortopedia stawu Czy stąd nazwa autorskiego projektu muzycznego Mr Knee?

Rzeczywiście w tej nazwie łączy się i ortopedia i muzyka, ponieważ jedna z technik kompresji dźwięku podczas masteringu nosi nazwę „the knee”. Jednak początki tego projektu, o którym wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, sięgają moich nastoletnich lat. Bo obok słuchania i zachwyt muzyką, postanowiłem sam zacząć grać, a z czasem też komponować własne utwory. Byłem samoukiem, grałem ze słuchu, a pierwszą gitarę akustyczną wziąłem do ręki, mając 15 lat. Chciałem nauczyć się piosenek, jakie mi się wtedy podobały, m.in. „Stairway To Heaven” czy „Wish You Were Here”. W tamtych czasach młodzieniec z gitarą śpiewający przy ognisku wzbudzał duże zainteresowanie, szczególnie płci pięknej. © Starałem się też napisać coś własnego. Tak powstał utwór „Run My Hero”, który wykrzykiwaliśmy z kolegami na podwórku. Wtedy nawet nie marzyłem, że jeden z utworów z tamtych czasów – „Piosenka o Środkowcu”, zmieniony na „The Middle One” znajdzie się po 40 latach na pierwszym miejscu Listy przebojów Radia Lublin. Granie ze słuchu skończyło się w momencie, kiedy usłyszałem transkrypcje gitarowe utworów Jana Sebastiana Bacha. Trzeba było nauczyć się nut i pojawiła się pierwsza gitara klasyczna.

  • Studia trochę ostudziły tę pasję?

Medycyna jest zaborcza. Gitara musiała ustąpić miejsca nauce, zdobywaniu kolejnych stopni specjalizacji i absorbującej pracy. Jednak w wolnych chwilach starałem się grać i trochę śpiewać. A kiedy już udało mi się „osiąść na swoim”, kiedy miałem więcej czasu i co ważne pojawiły się możliwości nauki gry w Internecie (teoria muzyki i lekcje profesjonalnej gry na instrumencie) wróciłem z zapałem do muzyki i co ważne, kupiłem swoją pierwszą elektryczną gitarę i bardzo szybko syntezator gitarowy, dokupiłem interfejs, zainstalowałem w komputerze DAW i zacząłem nagrywać. Z czasem na poddaszu mojego domu powstało małe studio nagraniowe. Komponując, czerpię inspirację oczywiście z super grup: Pink Floyd, King Crimson, Marillion… a moje utwory ilustruję teledyskami realizowanymi wg własnych pomysłów. Na moim kanale YouTube mam ich kilkanaście. Dodam, że w dwóch moich utworach pojawili się inni zaproszeni muzycy: trębacz z zespołu Raz Dwa Trzy – Tadeusz Kulas oraz klasyczny pianista Tomasz Kowalczyk.

  • Występuje też pan z zespołem Red Tramps?

Od kilku lat jestem gitarzystą w tym zespole. Nagraliśmy wspólnie już dwie płyty: Nature i Inside. To energetyczna, rockowa muzyka odmienna od tej, którą sam komponuję. I to jest dla mnie bardzo rozwijające [o zespole pisaliśmy w „Medicusie” – wydanie VI-VII, 2024 rok; od red.].

  • Opowiedzmy o karate – to kolejna pasja, która Panu towarzyszy od lat?

Zainteresowałem się różnymi wschodnimi sztukami walki (między innymi Tae Kwon Do czy Ju-jitsu) już jako nastolatek. Po latach wygrało Karate Kyokushin (jest to bardzo twarda i kontaktowa odmiana karate), które zacząłem ćwiczyć przed trzydziestką. Zdobywając kolejne stopnie umiejętności, jeździłem nawet na obozy szkoleniowe do Tokio i innych miejsc w Japonii. Z biegiem lat stałem się sensejem, czyli mistrzem-trenerem. Posiadam stopień 3 dan.

  • To nadal nie wszystkie Pana pasje!

Niespełna 10 lat temu napisałem i wydałem książkę (ilustrowaną autorskimi fotografiami) zatytułowaną „Życie, które z łatwością da się zmieścić w pudełku po butach”. Jest to swego rodzaju mieszanka rozważań filozoficznych i naukowych z odniesieniami do muzyki, do tego w klimacie fantasy. Niestety wszystkie papierowe egzemplarze już się rozeszły, ale cała jej treść jest dostępna na Facebooku, ponieważ właśnie tam zrodził się pomysł na jej napisanie.

Na zakończenie dodam, że od kilku lat biorę udział w Lubelskiej Akcji Charytatywnej. Jest to przedsięwzięcie, które zrodziło się w 2012 roku z pragnienia niesienia pomocy. Widowiska, które corocznie odbywają się na dużej scenie Centrum Spotkania Kultur w Lublinie, organizują i realizują ludzie nauki i kultury, lekarze, a także przedstawiciele lokalnego biznesu i polityki.

  • Zapewne ma Pan kolejne plany, czy zdradzi nam Pan jakie?

W 2020 roku w serwisach streamingowych pojawiła się moja płyta zatytułowana „Broken Chain”, a w tym roku, w nowej odsłonie została wydana na CD i winylu. Jeśli chodzi o plany związane z pasją muzyczną, to pracuję nad nowymi utworami, które znajdą się na mojej kolejnej płycie oraz planuję koncerty ilustrowane filmami z moich teledysków.