Zawrzyj sojusz z pacjentem

Opublikowano: 31 października, 2015Wydanie: Medicus (2015) 11/20153,8 min. czytania

z Wojciechem Eichelbergerem, dyrektorem merytorycznym Instytutu Psychoimmunologii – IPSI w Warszawie, rozmawia Anna Augustowska

  • Czy zdarzyło się Panu spotkać lekarza, o którym mógł Pan powiedzieć: „to dobry lekarz”?

– Nieczęsto bywam w gabinetach lekarskich, ale tak, spotkałem takiego lekarza.

  • Dobry lekarz, czyli jaki?

– Przede wszystkim to ktoś, kto się nie śpieszy.

Patrzy w oczy, słucha, zadaje pytania, ale też pozwala je zadawać pacjentowi. Nie reaguje irytacją, czy niezadowoleniem, kiedy pacjent ma wątpliwości, dopytuje, szuka wyjaśnień.

  • Nie fuka, kiedy okazuje się, że chory pogrzebał w Internecie i teraz chce skonfrontować tę wiedzę z lekarzem?

– Wręcz odwrotnie, pozytywnie na to reaguje, bo to raczej oczywiste, że pacjent chce jak najwięcej wiedzieć, jest ciekawy i chce sobie pomóc, w końcu to jego zdrowie. Lekarze zbyt często irytują się na „przemądrzałych” pacjentów uważając, że to podkopuje ich autorytet. Tymczasem jest odwrotnie. Zgoda na dialog, rozmowę, w której chodzi o wypracowanie wspólnej strategii walki z chorobą, to najważniejszy etap w procesie leczenia. To jest możliwe pod jednym warunkiem – kiedy uda się zbudować wzajemne zaufanie. Jeśli lekarz despotycznie nie pozwoli choremu na wyrażenie swoich obaw, na zadawanie pytań tylko odgórnie zaordynuje terapię, nie może spodziewać się sukcesu. Nie pomoże choremu, bo ktoś, kto nie zaufa lekarzowi, nie podda się jego wskazaniom. No i straci tego pacjenta, ten chory już nie wróci, poszuka innego lekarza.

  • Ale lekarze nie mają czasu na takie „pogaduchy”!

– To wygodny wykręt, który nie ma potwierdzenia w praktyce. Nawet 15 minut, które zwykle przeznacza się na wizytę w gabinecie, wystarcza, aby zbudować dobrą relację z pacjentem opartą na zaufaniu, czyli mówiąc profesjonalnie zawrzeć sojusz terapeutyczny.

  • Dlaczego w większości lekarze tego nie robią?

– Bo mają trzy podstawowe bariery: nie wiedzą, że to ważne, nie wiedzą, że to możliwe nawet w tak krótkim czasie, wreszcie nie wiedzą, jak to zrobić. Niestety, nikt ich tego nie uczy. Współczesna edukacja lekarzy skupia się przede wszystkim na wiedzy medycznej, pomijając bardzo ważną przecież psychologiczną wiedzę o budowaniu opartej na zaufaniu relacji z chorym człowiekiem.

  • Być może przyczyna tkwi w tym, że na studia medyczne kwalifikuje się młodych ludzi tylko na podstawie ich wyników, jakie osiągnęli na maturze, a to chyba nie wszystko, bo do tego zawodu konieczne są dodatkowe predyspozycje?

– Byłoby wspaniale gdybyśmy 19-latkom wybierającym ten zawód mogli w czasie rekrutacji zrobić test z „predyspozycji do bycia dobrym lekarzem”. Ale jak taką selekcję przeprowadzić? Czy można aspirującemu do roli lekarza już na wstępie powiedzieć: „Nie będziesz dobrym lekarzem, bo boisz się ludzi, nie potrafisz dotykać ich ciała; czujesz niechęć do chorego, który ciągle o coś pyta” itd.? Myślę, że w wielu przypadkach byłoby to przedwczesne.

  • Co więc można zrobić?

– Pomocne byłoby wprowadzenie do programu studiów medycznych zajęć, w czasie których przyszli lekarze będą mogli poznawać siebie, swoje reakcje, mocne i słabsze strony w kontakcie z ludźmi i z pacjentami. Lekarz i pacjent, aby zwalczyć wspólnego wroga, jakim jest choroba, muszą dobrze współpracować. Choć stroną silniejszą zawsze musi być tu lekarz. Ale jak pokazują liczne badania, sama wiedza fachowa (medyczna) nie wystarcza, by szybko i skutecznie leczyć. O sukcesie często decydują kompetencje psychologiczne lekarza, wiedza i umiejętności z zakresu komunikacji, zarządzania dynamiką relacji, czy strategii radzenia sobie z trudnymi reakcjami, a przede wszystkim umiejętność zarządzania stresem. Tego typu wiedza i umiejętności mają znaczący wpływ na proces zdrowienia pacjenta, a także pozytywnie wpływają na bieżącą jakość jego życia (pomimo choroby). Po stronie lekarza zapobiegają wypaleniu zawodowemu, popadaniu w rutynę i zobojętnieniu, chronią też przed destrukcyjnymi zachowaniami np. alkoholizmem, które tak często stają się jedynym sposobem na poradzenie sobie z trudnościami czy porażkami.

  • Zakładamy, że takie programy wejdą do uczelni, a co mogą zrobić lekarze będący już od lat w zawodzie?

– To samo! Mogą uczyć się i zdobywać wiedzę na temat własnej osobowości i reakcji na różne sytuacje zawodowe. Być może zdecydują się na własną terapię, może zaczną uczestniczyć w warsztatach itd. Pamiętajmy, że człowiek zawsze może siebie zmienić, dopracować się swojej lepszej – bardziej funkcjonalnej i szczęśliwszej – wersji, po drodze pokonując wiele różnych ograniczeń. Wystarczy tylko chcieć zacząć to zrobić.