Diagnoza wstępna
W podpisanym niedawno zarządzeniu prezesa NFZ dotyczącym świadczeń zdrowotnych kontraktowanych, odrębnie tworzy się podstawy prawne funkcjonowania telemedycyny. Oznacza ono, że lekarz POZ może konsultować pacjenta w czasie telekonferencji z geriatrą lub z kardiologiem przesyłając zdalnie EKG, badania czy wywiad. Każdego pacjenta można skonsultować w drodze telekonferencji nie częściej niż raz w miesiącu ale najwyżej 4 razy w roku. Taka konsultacja wyceniona została na 6 punktów dla kardiologa lub geriatry.
O zapłacie dla konsultującego, czyli dla lekarza POZ – w zarządzeniu i w jego załącznikach nic nie znalazłem. Czy ta okoliczność może zniweczyć, chyba słuszny, kierunek w medycynie? Odpowiem, że jest jedną dodatkową wśród innych okoliczności i że jest możliwa porażka nowego sposobu konsultacji.
Postawiono bowiem wymagania dotyczące sprzętu teleinformatycznego, oprogramowania i ochrony danych, warunków lokalowych, czasu przeprowadzania konsultacji. Wymagania są słuszne, i jak rozumiem, muszą dotyczyć obu stron, czyli konsultującego i konsultanta, a tym samym koszty ich spełnienia będą również obustronne. Korzyść dla pacjenta będzie w wielu przypadkach bezdyskusyjna. Pacjent może zyskać na czasie ze względu na kolejki, a w przypadku konieczności dojazdu na konsultacje – nie poniesie kosztów tego dojazdu. Jednak nie można mieć wątpliwości, że dodatkowy czas musi poświęcić przede wszystkim lekarz POZ i moje pytanie, czy widział ktoś lekarza POZ chwilowo bez zajęcia, jest z gruntu retoryczne. Obciążenie lekarzy biurokracją jest gigantyczne i być może to również przyczyni się do niepowodzenia rozwoju telemedycyny.
Świadomie używam słowa rozwoju, gdyż już obecnie ta forma oceny badań istnieje, np. w radiologii. Ujemna strona tej formy jest niewielka, jak np. brak możliwości uzupełnienia badania dodatkowymi projekcjami. Jednak w przypadku telekonferencji z kardiologiem istnieje niebezpieczeństwo nieprzekazania w wystarczający sposób stanu somatycznego chorego, jego wydolności, co może rzutować na przekazane zalecenia. To może zniechęcać kardiologa do odbywania telekonferencji, a lekarza POZ zniechęcać może przejęcie całkowitej odpowiedzialności. Zapis ustawowy o obowiązku udzielania porady lekarskiej po uprzednim zbadaniu pacjenta, w tym przypadku nabiera szczególnego znaczenia.
Wygląda na to, że prowadzący praktyki POZ mają w ostatnim czasie „pod górę”. Nie otrzymali pieniędzy na podwyżki dla pielęgniarek (jak zresztą szpitale dla pielęgniarek wykonujących procedury wysokospecjalistyczne), nastąpiły utrudnienia w kontynuowaniu i rozpoczęciu szkolenia w ramach rezydentury lekarza rodzinnego. A stało się to za sprawą nowelizacji Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Obecnie Ministerstwo Zdrowia wyegzekwowało przepis mówiący, że specjalizację mogą prowadzić tylko te jednostki, które wykonują daną działalność leczniczą i w sierpniu br. odebrało akredytację dla szpitali województw: lubelskiego, podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, łódzkiego i mazowieckiego. Nagle ubyło 300 miejsc szkoleniowych. Jednocześnie resort zwiększył liczbę nowych rezydentur w tej dziedzinie medycyny. Lekarze będący w trakcie specjalizacji muszą znaleźć nowe miejsce jej odbywania (będą mieli pierwszeństwo), a rozpoczynający specjalizację muszą się liczyć z kłopotami. Jako samorząd lekarski, od wielu lat popieraliśmy i popieramy rozdział lecznictwa szpitalnego od POZ. Uważamy, że szpitale mające w swojej strukturze poradnię POZ wykonują tę działalność gorzej od oddzielnych poradni. Oby tylko nie nastąpiło tworzenie nowych, pozornych poradni podstawowej opieki zdrowotnej.
Janusz Spustek