Pamiętnik znaleziony w szpitalnej szafce

Opublikowano: 31 października, 2015Wydanie: Medicus (2015) 11/20154,9 min. czytania

(serial prawie codzienny)

 

27 lipca

Dzisiaj przyjęty na trzecią kolejną dostawkę pacjent zapytał na wizycie doktora: – „Panie doktorze, czy to prawda, że mycie jajek zawsze chroni przed zakażeniem salmonellą?”. Doktor spokojnie odpowiedział: – „Oczywiście, że chroni. Jeżeli nawet nie zawsze, to zawsze zwiększa uczucie świeżości i polepsza ogólną atmosferę na sali chorych”. I tu się całą salą z doktorem zgodziliśmy. Wieczorem zepsuł się oddziałowy prysznic. Obaw przed salmonellą nie mieliśmy, ale okna na wszelki wypadek uchyliliśmy.

 

29 lipca

Pół nocy mieliśmy bezsenne. Sąsiadowi ząb mądrości się wyrzynał, a jęczał jak przygłup. Cóż, mądrość nie przychodzi łatwo. A czasami w ogóle. Nie mogąc spać pomyślałem sobie, że na listach wyborczych przy nazwiskach kandydatów powinna być adnotacja, komu się ten ząb mądrości wyrżnął, a komu nie. I głosowałoby się tylko na tych, którym się wyrżnął. Być może wtedy jako naród przez kadencję tych wybranych zgryz mielibyśmy mniejszy. Potem się zreflektowałem. Przecież teraz wstawić sobie ząb to każdy głupi potrafi. Z partyjnych lub związkowych pieniędzy zwłaszcza. I bez wyrzynania. No, tego nie wziąłem pod uwagę.

 

30 lipca

W telewizji bez przerwy ci imigranci. Że mili, uprzejmi, ale tragicznie doświadczeni przez wojnę, chociaż nikt chyba ich nie napadł. A wokół te wzniosłe humanitarne hasła, te deklaracje, te obietnice i te zapewnienia, że przyjmiemy, ugościmy, oddamy co mamy i w ogóle. O pracy się nie mówi, chociaż może i niewielka część chciałaby pracować dorabiając do tego, co i tak nic nie robiąc dostanie. W jakich zawodach – nie wiadomo. Może w różnych. Wyobraziłem sobie przykładowo takiego imigranta-taksówkarza. Wsiada klient i mówi: – „Proszę mnie wysadzić pod katedrą”. I co?! Ja w każdym razie bym nie zaryzykował i nie wsiadł, zwłaszcza gdyby taksówkarz zapytał: – „Pod katedrą, czy z katedrą?!”.

 

31 sierpnia

Oglądałem telewizję. Płatną, jak to teraz w szpitalu. Całą salą się złożyliśmy. Był program społeczny i człowiek, któremu trzy razy włamano się do mieszkania. Znerwicowany facet rzucił hasło – „NAJWYŻSZY CZAS OBCINAĆ RĘCE ZŁODZIEJOM!”. Ja byłbym za tym, ale przecież w tym kraju to niemożliwe z uwagi na gwarantowany totalny paraliż i dezorganizację funkcjonowania państwa. Bo jak rękę na pulsie trzymać, jak ręki komuś nie podać na oficjalnych obchodach narodowych świąt? Kiedyś taki jeden drugiemu nogę chciał podać, ale to znany wizjoner był i może to przewidział. A jak poręczyć za kogoś, jak umowę międzynarodową podpisać? A dyplomatyczne powitania? A bruderszafty „U SOWY”? A jak mieć kogoś w garści albo udowodnić, że ręka rękę myje, albo komuś pójść na rękę? Ręczę, że facet tego co powiedział nie przemyślał. Ale dłoń chętnie bym mu uścisnął.

 

7 września

Było referendum. Podobno frekwencja tylko niewiele ponad siedem procent. To ja hemoglobiny mam o jeden procent więcej i według lekarzy mam szansę, że mi wzrośnie. A tym organizatorom-referendarzom już nie. Leczenie by się przydało, żeby broń Boże nie było nawrotu.

 

9 września

Sąsiad spod okna, rozkochany widocznie w ojczystych krajobrazach, zapytał mnie, czy chodziłem po Tatrach. Odpowiedziałem: – „Po ilu?”. Nie zrozumiał. Ja po dwunastu „Tatrach ” też nie bardzo rozumiałem, ale jeszcze chodziłem.

 

11 września

Tacy dwaj z korytarza ucięli sobie pogawędkę i przez przypadek wszystko słyszałem. Jeden mówił: – „Nie masz wrażenia, że na tym korytarzu wyglądamy trochę jak dziady?”. A drugi: – „Nie mam! A nawet jak tak wyglądamy, to poczytujmy to sobie za nobilitację! Niech nas tak kojarzą! DZIADY! Przecież to ponadczasowa, narodowa epopeja a jednocześnie nasza rzeczywistość. Mickiewicz to przewidział! Na to pierwszy: – „Mickiewicz? Adam?”. Na to drugi: – „Przecież nie Ewa! Jaką ty szkołę kończyłeś?!”. A pierwszy: – „Technikum! Męskie!”. Drugi z przekąsem: – „No, to Ewa mogła ci się bardziej kojarzyć! A Mickiewicz był Adam! I odnośnie dziadów miał rację”. A pierwszy: – „Gruźlicę podobno też. I to na stopach. I to akermańskich!”. Na to drugi: – „Na stepach głupku! Na stopach to by było za trywialne. Przecież to wieszcz narodowy i romantyczny był! Na stopach to on mógł mieć pył uciśnionej ziemi ojczystej!”. Pierwszy na to: – „To nóg nie mył?”. A drugi: – „Boże, mył nie mył, ale to przewidział! Więc nie przejmuj się, jak wyglądamy, bo polski romantyzm się skończył i mamy polski realizm. Więc leż, zdrowiej, chociaż nie – wstawaj, bo zaraz obiad!”. A po obiedzie znowu się zaczęło. Ten pierwszy wystękał: – „Boże, czym oni nas tu karmią?! Tak się nie da żyć!”. Na to ten drugi: – „Tu nie ma się żyć, tylko ma się przeżyć, bo to jest szpital! Przeżyjesz, to w domu sobie dojesz!”. A pierwszy na to: – „Tu bym dojadł! Boże, tatara bym sobie zjadł!”. Drugi na to: – „Z jajem?!”. A pierwszy: – „Oczywiście, przecież tatar bez jaja jak bez ręki! Albo pizzę jakąś bym przyjął”. A drugi: – „Pizzę możesz sobie zamówić!”. Pierwszy: – „Tu, w szpitalu?”. A drugi: – „Oczywiście. Teraz wszędzie dowożą. Ostatnio dwóch z konduktu pogrzebowego sobie zamówiło i dowieźli przed pochówkiem. Po prostu dzwonisz, zamawiasz, za pół godziny wchodzi facet z czerwoną torbą… Pierwszy: – „Z wysiłku?!”. Drugi: – „Przecież aż tyle nie będziesz zamawiał. Firmową torbę ma w tym kolorze. Chcesz zamawiać, to zamawiaj. A na razie nie narzekaj i zdrowiej. W końcu dziady to na szczęście jeszcze nie koniec możliwości”.

Irosław Szymański