Tyrani w białych fartuchach
W każdym szpitalu istnieje grupa lekarzy, których „potęga” nie bierze się z wiedzy czy doświadczenia, ale z raniącego swoje ofiary – każdego dnia, najczęściej na porannych raportach – języka ostrzejszego niż skalpel chirurga. Moc złych emocji uderzająca każdego dnia pracy w szpitalu czy na uczelni w innych lekarzy, czy personel pomocniczy, pochodzi również z buty, arogancji i rozdętego do granic możliwości ego. Chłód emocjonalny kojarzy się ich podwładnym z zimnymi murami ponurego prosektorium, a empatia zdaje się przepływać przez ich żyły tak rzadko, jak krew przepływa przez kamienne rzeźby.
Tyrani w białych fartuchach, których cienie padają nie tylko na pacjentów, ale również na ich pracowników. Zaburzeni frustraci, którym omyłkowo dano władzę, nie zdając sobie zupełnie sprawy z ich skrzywionej psychiki. Ludzie, będący całkowitym zaprzeczeniem idealnego obrazu lekarza-mentora, a więc człowieka, który dzieli się radością i szczęściem, uczy, współczuje, rozumie i inspiruje innych.
Jak myślicie, co dzieje się w psychice naszych koleżanek i kolegów po fachu, gdy na oddziale czy w klinice zamiast mentora z gabinetu ordynatora wypełza tyran? Skąd to patozjawisko wzięło się w polskich szpitalach i dlaczego walczyliśmy z nim do tej pory tak niechętnie i zdecydowanie zbyt opieszale?
Badania naukowe potwierdzają, że lekarze, którzy znęcają się psychicznie nad podległymi im pracownikami, mogą cierpieć na zaburzenia osobowościowe, grzebiące ich empatię, która tak naprawdę nigdy nie istniała. Niekiedy są zakładnikami własnych demonów, będąc uwięzionymi w pułapce często nawet kilku uzależnień. Zdarza się nawet, że cierpią na ukrywane lub niezdiagnozowane jeszcze choroby psychiczne.
Każdy z nas, składając przyrzeczenie lekarskie, zobowiązał się strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych. Kodeks Etyki Lekarskiej (KEL), który obowiązuje każdego z nas, w artykule 53. jasno mówi, że lekarze pełniący funkcje kierownicze powinni traktować swoich pracowników zgodnie z zasadami etyki. Są oni także zobowiązani do szczególnej dbałości o dobro chorego oraz o warunki pracy i rozwoju zawodowego podległych im osób. Zaś w art. 58. KEL możemy przeczytać, że lekarz powinien odnosić się z należytym szacunkiem i w sposób kulturalny do personelu medycznego i pomocniczego. Niestety przyrzecznie lekarskie oraz zapisy KEL w rzeczywistości szpitalnej bywają przez niektórych perfidnie łamane, a szacunek do koleżanek i kolegów staje się jedynie niczym nieznaczącym zapisem na papierze.
Czy szef lub szefowa, którzy traktują swoich podwładnych niczym pokonane pionki na szachownicy, powinni nadal mieć władzę nad zdrowiem i życiem pacjentów? Najwyższy czas usunąć te nieetyczne figury ze strategicznych pozycji, które pozwalają im na niemal brutalne i zarazem bezkarne rządzenie innymi ludźmi. Dla wielu lekarzy codzienny kontakt z psychopatycznym przełożonym to nie tylko problem ranionego ego czy poniewieranej godności, ale przede wszystkim kwestia zdrowia psychicznego, które wkrótce może samo stać się ofiarą niekontrolowanej tyranii.
Wielu lekarzy każdego dnia przychodząc do pracy, myśli nie tylko o ratowaniu życia pacjentów, ale przede wszystkim o przetrwaniu w atmosferze strachu, napięcia. Codziennie żyją i mierzą się z patoklimatem tworzonym przez ich zaburzonych przełożonych. Pamiętajmy, że nerwica i lęk, które są ceną za pracę z psychopatycznym szefem czy zaburzoną szefową, nie powinny być częścią codzienności ludzi zatrudnionych w służbie zdrowia, gdzie sami powinni w pełnym skupieniu a nie w lęku nieść pomoc chorym. Szpitalny brutal, który często wręcz z uśmiechem na twarzy rani inne osoby, daje świadectwo swojej skrzywionej psychiki. Osoba taka w opinii bojących się zabrać głos podwładnych, najczęściej także i pacjentów, nie jest godna określać się mianem lekarza, bo to przez pryzmat takich jak on czy ona zawód lekarza może być i coraz częściej bywa negatywnie postrzegany. Osoba taka, pozbawiona zupełnie kultury i czująca się bezkarnie, potrafi nie tylko bez żadnych skrupułów krzyczeć i obrażać pacjentów, ale także stanowi zagrożenie dla psychiki personelu medycznego, co może być poważnym naruszeniem bezpieczeństwa pacjentów – właściwa opieka nad nimi powinna być przecież najwyższym priorytetem.
Nadszedł już czas, by wyrwać korzenie tyranii z naszego środowiska i jak najszybciej zastąpić je kulturą wzajemnego szacunku oraz zrozumienia. Niech nasze głosy staną się murem obronnym dla tych, którzy cierpią w ciszy pod rządami tyranów w białych kitlach. Niech nasze działania w końcu staną się fundamentem dla zmiany, która przeniesie polską szpitalną medycynę z obszaru strachu i napięcia do oazy wzajemnego szacunku i współpracy. Na szczęście większość osób zarządzających oddziałami i klinikami to wspaniali ludzie, a najlepszym dowodem ich wielkości i autorytetu jest sympatia podległych im lekarzy.
W innych przypadkach zgłaszanie niewłaściwego zachowania przełożonych do odpowiednich instytucji, zajmujących się mobbingiem, w tym również do odpowiednich organów Izb Lekarskich, to nie tylko nasz obowiązek wobec gnębionych i poniżanych w pracy koleżanek i kolegów, ale także wobec pacjentów – ich bezpieczeństwo i dobro leży w rękach tych, którzy zamiast skupić się na właściwym leczeniu, przychodzą i zastanawiają się, jak unikać mobbingu, odbijącego się również na ich bliskich. Najczęściej, co potwierdzają koleżanki i koledzy psychiatrzy, za fasadą zimnej, aroganckiej i agresywnej aury ukrywają się różnego rodzaju zaburzenia, które powinny z marszu dyskwalifikować takie osoby z pełnienia funkcji związanych z zarządzaniem w ochronie zdrowia. Problem ten nie jest tylko kwestią zaburzonej psychiki, ale także staje się źródłem etycznomoralnego kryzysu w polskiej służbie zdrowia.
Wielu lekarzy zastanawia się, czy ordynatorzy i kierownicy ich oddziałów czy klinik, którzy traktują swoich podwładnych jak pozbawionych praw niewolników, zastanawiali się kiedykolwiek nad sensem swojego powołania i tym, jak postrzegają ich inni? Czy mogą bez żadnych oporów codziennie rano spoglądać w lustro? Czy kiedykolwiek mają wyrzuty sumienia? Odpowiedź, choć dla niektórych trudna, to jednak wydaje się oczywista. Przecież większość z nas wie, że osobom z zaburzeniami najczęściej brakuje samokrytyki. Właśnie dlatego nie zawahajcie się ani sekundy, nie zwlekajcie, aby wspólnymi siłami walczyć o warunki do godnej pracy i ukrócić panowanie szpitalnych tyranów! Metod i sposobów jest wiele. Najlepsze są jednak te zgodne z prawem. Resztę rachunku wystawi im za was życie. Wam, dzięki odważnym decyzjom, uda się przywrócić równowagę i harmonię tam, gdzie zbyt długo jej brakowało. A dzięki słusznym decyzjom Wasze oddziały, poradnie i gabinety staną się miejscami, w których w końcu będziecie mogli czuć się komfortowo, a Wasi pacjenci bezpiecznie.
Dr n. med. Marek Derkacz, MBA
marekderkacz@interia.pl