Dzień z pracy lekarza POZ
PONIEDZIAŁEK
Wypoczęta po tygodniowym urlopie zabieram się do pracy. Urlop spędziłam aktywnie, jak to określa mąż: „na obozie kondycyjnym”. Zdrowa dieta, ćwiczenia 6 razy dziennie, marsz z kijkami 6 kilometrów, basen, pilates. Indeksy glikemiczne śniły mi się po nocach. Na wadze symboliczny kilogram mniej, u męża trochę lepiej, ale też cudów nie ma. Teraz tylko wystarczy utrzymać zdrową dietę, trochę ćwiczeń i ma być dobrze. Czas pokaże, czy będzie.
Mamy obecnie możliwość w ramach opieki koordynowanej wysłać pacjenta trzy razy w roku na poradę do dietetyka i całkiem dobrze się to sprawdza. Ale są też porażki. Ostatnio była pacjentka ze skargą, że dietetyczka daje jej dziwne diety, a ona za swoją emeryturę może kupić tylko to, co najtańsze, a nie wymyślone składniki. Po rozmowie z pacjentką doszłyśmy do wniosku, że jedyne co może zrobić, to jeść mniej (będzie taniej) i więcej się ruszać –codzienny spacer nie kosztuje, zobaczymy, jakie będą efekty.
Pacjenci pokochali koordynację, dostępność do badań i konsultacji specjalistycznych jest coraz lepsza. Jedyny mankament to dla nas więcej pracy i brak czasu na cokolwiek, a sił coraz mniej.
Przeczytałam ostatnio artykuł o nadprodukcji lekarzy i prognozę, że za 8–9 lat będą bezrobotni lekarze. Bardzo trudno w to uwierzyć, patrząc na brak rąk do pracy dzisiaj.
Od lipca ma zniknąć program PROFILAKTYKA 40+, wielka szkoda, bo dużo osób wykonywało te badania przy okazji wizyt np. w Luxmedzie i wielokrotnie wykrywane były choroby, z którymi pacjenci zgłosiliby się może za kilka lat np. cukrzyca, ale też niewydolność nerek czy choroby tarczycy niedające jeszcze objawów. Był to oczywiście kilkuletni pilotaż, ale miałam nadzieję, że przejdzie w stały element umów. Strata, bo koszty programu są dużo mniejsze niż koszty leczenia czy wieloletniego inwalidztwa (czyli renty) osób z późno wykrytymi chorobami. Oczywiście możemy kierować na te badania w ramach umowy POZ, ale nie bardzo to widzę u osób zdrowych, niekorzystających na co dzień z naszych porad.
Profilaktyka dla osób zatrudnionych i zobowiązanych do wykonywania cyklicznie badań w medycynie pracy powinna być z tymi badaniami powiązana. Zostaje jednak cała rzesza ludzi prowadzących działalność gospodarczą, na umowach zlecenie, czy np. rolnicy i dla tych ten program jest bardzo dobry. Może nastąpi otrzeźwienie i coś się w planach zmieni. Zawsze jest nadzieja.
Dzisiaj kolejna awantura z tatusiem, który życzy sobie zaświadczenie o stanie zdrowia i leczenia dziecka i nie zgadza się za nie zapłacić. Tłumaczę, że zaświadczenie to nie dostęp do dokumentacji – kopie dokumentacji może otrzymać pierwszy raz za darmo, a za następne będzie musiał zapłacić, bo takie są przepisy. Plaga wykorzystywania dzieci i ich chorób przez rozwodzących się rodziców nasila się z dnia na dzień. W jednej z przychodni tatuś zażyczył sobie, żeby przed każdym badaniem jego dziecka pytać go o zgodę. Jak to technicznie zrobić? Dzwonić do niego za każdym razem, gdy przyjdzie matka z chorym dzieckiem? A jak nie odbierze? Leczyć? Nie leczyć? Zdania prawników są rozbieżne. Kto poniesie odpowiedzialność, jeżeli coś się stanie? Tatuś czy lekarz? Obawiam się, że lekarz.
Na koniec dnia telefon z policji – zmarł człowiek, samotny, znalazł go brat. Nie wiadomo, gdzie był zapisany do lekarza rodzinnego, wyszedł ze szpitala z kardiologii tydzień temu. Kto ma stwierdzić zgon? Zgodnie z prawie stuletnimi przepisami lekarz, który go leczył w ostatniej chorobie, czyli kardiolog ze szpitala. My nie znamy człowieka, pogotowie do zmarłych nie jeździ. Pat. Mam nadzieję, że niebawem prezydent Lublina powoła koronera i da przykład innym, że można mimo nieżyciowych przepisów!
Wioletta Szafrańska-Kocuń
Wiceprezes ORL w Lublinie