Hipokrates chyba miał łatwiej
Niemal pięć wieków przed Chrystusem, Hipokrates uczył, że nasze zdrowie zdeterminowane jest przez powietrze – którym oddychamy, wodę – którą pijemy, pokarmy – które spożywamy, glebę – na której uprawiamy rośliny, jak i przez to, co czujemy i jak się zachowujemy w stosunku do innych ludzi. Aż wstyd po tym pisać o dzisiejszej medycynie.
Ukończenie studiów lekarskich lub szkoły medycznej to zaledwie początek długoletniej i ustawicznej medycznej edukacji. Obszarem szczególnej uwagi jest wymóg stałego nabywania wiedzy i umiejętności przez lekarzy, pielęgniarki oraz wszystkich, którzy nawet przez chwilę dotykają chorego lub rannego człowieka. Z roku na rok, a raczej z afery na aferę, potęguje się społeczne przekonanie, iż na lekarzach ciąży moralne i prawne zobowiązanie do bycia na bieżąco z nowinkami wiedzy medycznej i świadczenia swych usług na najwyższym poziomie. Wiedza nabyta w czasie studiów lekarskich resetuje się w dużym stopniu już w momencie, kiedy lekarz odbiera od dziekana swój dyplom.
I wtedy zaczynają się schody
Powinnością każdego lekarza jest uzupełnianie, doskonalenie wiedzy i umiejętności zawodowych, a także przekazywanie ich swoim współpracownikom – czytamy w Kodeksie etyki lekarskiej. Z tym dzieleniem się wiedzą z kursów i szkoleń, które dziś słono kosztują, bywa różnie wśród lekarzy. Tak czy owak, medycy nie mogą osiąść na laurach i lansować swojego wizerunku w formie „leku na całe zło”. To jeszcze jako tako działało na pacjentów za „nieboszczki komuny”. Jej epoka odeszła w niesławną niepamięć, a po niej przyszedł coraz bardziej uświadomiony i oczytany pacjent, dziarsko domagający się informowania go o podejmowanym leczeniu i jego możliwych powikłaniach. Braki we współczesnej wiedzy medycznej mogą stać się dla leniwych i opornych sygnałem do zwijania swojego, wątpliwego lekarskiego interesu.
Obowiązek ustawicznego kształcenia się, aktualizacji wiedzy, zdobywania nowych umiejętności nie jest niczym nowym. To istota lekarskiej profesji. Dopełnienie obowiązku doskonalenia zawodowego lekarza w aż szesnastu rozmaitych formach ma być potwierdzone uzyskaniem odpowiedniej liczby punktów edukacyjnych i udokumentowane w rejestrze prowadzonym przez okręgową radę lekarską. Na uzyskanie 200 punktów edukacyjnych lekarz ma cztery lata. Kolejny deadline to jesień 2016.
Medice, cura te ipsum
Ale komu w Polsce zależy na lekarzu o najwyższych kwalifikacjach? Bynajmniej nie dyrektorom powiatowych szpitali, którzy odmawiając lekarzom delegacji służbowych na konferencje szkoleniowe, dawno uznali, że dokształcanie to prywatna sprawa każdego specjalisty. Kilkadziesiąt tysięcy podpisów lekarzy pod wnioskiem o dwutygodniowy płatny urlop szkoleniowy zostało porwanych przed paroma laty na strzępy przez sejmowe niszczarki. Rynek ubezpieczeń zdrowotnych jest zbyt wąski, aby aktualizacja wiedzy medycznej przez lekarzy spędzała sen z powiek menedżerom korporacji ubezpieczeniowych.
O ile zdrowie stało się w Polsce kategorią polityczną, o tyle kompetentne leczenie nie jest jeszcze częścią polityki finansowej państwa. Popularny w nowoczesnej ekonomii koszt utraconych możliwości, który jest miarą straty związanej
z niewykorzystaniem najlepszych możliwości działania, czy też ulokowania środków nie jest wartością w ocenie dóbr intelektualnych. A przecież wszystko, co rozpoczyna i kończy leczenie chorego człowieka, jest osadzone w wysiłku intelektualnym lekarzy i pielęgniarek. Nasz rodzimy system podatkowy nie sprzyja podnoszeniu kwalifikacji, bo wydatki na dokształcanie zawodowe nie są częścią wydatków biznesowych lekarza i wciąż podlegają opodatkowaniu.
Niemieccy lekarze coraz częściej mają pretensje do swych polskich kolegów, że ci nie rozliczają się okresowo z punktów edukacyjnych, a więc zapewne brakuje im aktualnej wiedzy. Jest więc chyba jakieś źdźbło prawdy w tych zaczepkach, bo w 2012 roku tylko co dziesiąty lekarz w Polsce zadeklarował chęć rozliczenia się. Prawny obowiązek doskonalenia zawodowego lekarzy z wolna zamienia się w martwą literę. Co grozi lekarzowi za niedopełnienie obowiązku edukacyjnego? A co ma grozić? – wzruszają ramionami luminarze samorządu lekarskiego. Zaniepokojonym dramatyczną sytuacją w Polsce zachodnim sąsiadom odpowiadają pięknym na nadobne. W Polsce, podobnie jak w większości krajów Unii Europejskiej, doskonalenie zawodowe jest obowiązkiem etycznym i prawnym, ale niedopełnienie tego obowiązku nie wiąże się z konkretnymi sankcjami. Jeżeli niemieccy koledzy czują potrzebę urządzenia lekarzy w innych krajach tak, jak ich urządziła ich ojczysta biurokracja, dobrze byłoby, aby raczej walczyli z nią u siebie niż ją eksportowali – ripostuje dziarsko samorząd lekarski.
Prawda niejedno ma imię
Czemu więc uzyskanie wymaganego przepisami limitu 200 punktów części lekarzy sprawia taką trudność? Nie mają tych dylematów ci, którzy liczą na zawodowy awans. Ujawnienie takiego braku przed komisją konkursową na ordynatora mogłoby się okazać istotną przeszkodą na drodze kariery zawodowej. W USA czy Australii brak udokumentowania doskonalenia i pogłębiania wiedzy medycznej przez lekarza prowadzi wprost do utraty prawa wykonywania zawodu.
Realizacja obowiązku kształcenia podyplomowego tylko pozornie szwankuje. Lekarze łakną nowości, praktycznych wskazówek, szybkich konsultacji. Szczególnie oblegane są warsztaty doskonalące konkretne umiejętności (np. usg., endoskopia). Koniecznie zakończone certyfikatem, który za chwilę zawiśnie w skromnej poczekalni prywatnego gabinetu. Tłumy dentystów, klnąc w żywy kamień na niebotycznie wysokie ceny kursów, zamawiają je z dużym wyprzedzeniem. Relatywnie wysokie wydatki na doskonalenie zawodowe ponieśli lekarze do 50. roku życia, w tym najwyższe – najmłodsi lekarze. Dostęp do wiedzy medycznej jest zróżnicowany. Oczywiście w zdecydowanie w lepszej sytuacji są lekarze mieszkający i praktykujący w dużych miastach, blisko ośrodków akademickich, gdzie organizowane są konferencje, kursy i sympozja naukowe.
Hipokratesa, którego aforyzmy z lubością przypominają lekarzom współcześni technokraci, znamy z jeszcze jednej rzadko cytowanej mądrości. „Lekarz ma tylko jedno zadanie: wyleczyć chorego. Jaką drogą tego dopnie, jest rzeczą obojętną”.
Marek Stankiewicz
[wpdevart_like_box profile_id=”706373319492041″ connections=”6″ width=”400″ height=”160″ header=”0″ locale=”pl_PL”]