Miłości dwie: historia i medycyna

Opublikowano: 5 maja, 2015Wydanie: Medicus (2015) 05/2015Dział: 5,8 min. czytania

Lekarz z pasją

z Jerzym Jakubowiczem, zasłużonym lekarzem, a także badaczem dziejów rodów arystokratycznych, rozmawia Anna Augustowska

  • Za chwilę do rąk czytelników trafi Twoja kolejna – dziesiąta już – książka, jak zawsze dotycząca historii. Imponujący dorobek! Jak łączyłeś pracę lekarza z tą, wymagającą czasu pasją?

– Pasje mają to do siebie, że uskrzydlają i dają ogromną satysfakcję, a ja zarówno pracę zawodową, jak i pisarską właśnie tak traktowałem. Pewnie dlatego pracowałem jako lekarz aż przez 56 lat i dopiero ostatnio trochę zwolniłem, ale nadal prowadzę w LIL zajęcia dla lekarzy stażystów i działam w samorządzie lekarskim. Pragnę zaznaczyć, że mój dorobek to nie tylko książki związane z historią rodów i dziejów polskiej dyplomacji. Mam też kilka monografii lubelskich szpitali – m.in. szpitali klinicznych nr 1 i 4, a także Szpitala Neuropsychiatrycznego.

  • Historią pasjonujesz się od dziecka, jednak wybrałeś medycynę. Dlaczego?

– Z prostego powodu – chciałem sobie i rodzinie zapewnić spokojny byt. Drugi powód był równie oczywisty: uprawianie historii w czasach PRL, kiedy była zakłamywana i zmanipulowana przez panujący wtedy system, było dla mnie nie do przyjęcia. Medycyna była w tej sytuacji azylem, w którym schroniłem się z prawdziwym zaangażowaniem. Świadczą o tym cztery specjalizacje, które zdobyłem: chorób wewnętrznych, medycyny pracy, medycyny ogólnej a także medycyny społecznej, która wówczas była wymagana u lekarzy na stanowiskach kierowniczych, a ja przez kilkadziesiąt lat kierowałem dużą przychodnią, działającą przy Lubelskich Zakładach Energetycznych. Z dumą chcę podkreślić, że zbudowałem tę przychodnię od podstaw – z ziemianki, w której zaczynałem pracę, przenieśliśmy się do nowoczesnego, służącego chorym do dziś, budynku przy ul. Garbarskiej. W pewnym momencie mieliśmy tam nawet lepszy sprzęt niż duże, kliniczne placówki w mieście, że wspomnę tylko naszą poradnię okulistyczną.

  • Uchodzisz za wybitnego znawcę historii rodów arystokratycznych. Skąd to ukierunkowanie?

– To była pewna forma ucieczki od brutalnego świata mojego dzieciństwa –
łapanek, przymusowego oglądania egzekucji patriotów. Kiedy byłem małym chłopcem zaczytywałem się w przedwojennym wydaniu 20-tomowej encyklopedii Gutenberga. Wyszukiwałem hasła dotyczące dziejów rodów królewskich i arystokratycznych, śledziłem ich drzewa genealogiczne. To była wielka frajda, która jak widać trwa dla mnie do dzisiaj. I mimo
że korzystam z przeglądarek internetowych np. Google, to zawsze każde hasło sprawdzam jeszcze w innych źródłach, bo nie można polegać tylko na wiedzy internetowej. Moja pasja poznawania historii poprzez badanie losów arystokracji przez większość mojego życia była pasją przede wszystkim czytelnika. Dopiero, kiedy w 1989 roku wziąłem udział w zorganizowanym w Warszawie I Europejskim Kongresie Monarchistycznym, wszystko się zmieniło i zacząłem o nich już nie tylko czytać, ale także pisać.

Tak powstał w Kurierze Lubelskim, przy doskonałej współpracy z red. Wojciechem Kluskiem (moim mistrzem), mój cykl artykułów „Sagi rodów polskich”. Teksty tego cyklu trafiały też do innych wydawnictw, pisałem także dla Rzeczpospolitej, Wprost i Gazety Lekarskiej. Początkowo pisałem o dawnych dziejach, ale stopniowo zacząłem docierać też do współcześnie żyjących potomków Radziwiłłów, Potockich, Czetwertyńskich, Lubomirskich, Zamoyskich itd.

  • Wiele z tych osób znasz osobiście, ba, bywasz u nich w ich rezydencjach, choćby na zamku Montresor.

– To prawda. Tak się złożyło, że moje teksty dotarły do znanego dziennikarza, m. in. rozgłośni Radia Wolna Europa i maltańczyka Macieja Morawskiego, który skontaktował mnie z Izabelą z Potockich hr. d’Ornano (córką wybitnego dyplomaty polskiego Józefa Alfreda hr. Potockiego i Krystyny z Radziwiłłów) i żoną
Huberta d’Ornano, który z kolei jest potomkiem słynnej Polki Marii Walewskiej i marszałka Francji Filipa Antoniego hr. d’Ornano, a co dla nas ważne, urodził się w majątku ciotki w Mełgwi, a pierwsze lata życia spędził w majątku swej ukochanej babki w Trawnikach, skąd przyjeżdżał do Lublina do dentysty, na lody i do kina Rialto (dzisiaj to Teatr Stary). Izabela i Hubert zaprosili mnie do Paryża – to był rok 1998 – ponieważ chcieli ocalić od zapomnienia zgromadzone przeze mnie materiały historyczne i cykl artykułów o sagach wydać w formie książki. Z wielką radością przyjąłem ich zaproszenie! Dzięki ich kontaktom poznałem wielu żyjących członków najznamienitszych rodów arystokratycznych, mogłem poszerzyć zebrane już materiały, otrzymać zgodę na publikację często bardzo prywatnych zdjęć.

  • Przed nami Twoje najmłodsze „dziecko”, owoc kilkuletniej, benedyktyńskiej wręcz pracy, „Wielki świat, wielka polityka 1940–1951”.

– To licząca kilkaset listów korespondencja Józefa Potockiego i Alika Koziełł-Poklewskiego (dwóch dyplomatów), które opracowałem i, co dla mnie najistotniejsze, dopełniłem komentarzami i przypisami. Poprosiła mnie o to Izabela d’Ornano, która chciała, aby listy jej ojca i jego bliskiego przyjaciela dotarły do wszystkich pasjonujących się historią. W przedmowie do tej książki podkreśla, że listy „niosą opinie na tematy polityczne i społeczne, ukazują poglądy dwóch nadzwyczaj uczciwych, inteligentnych i ustosunkowanych gentlemanów, posiadających wyjątkowe wręcz wyczucie polityczne”. Zdecydowanie się z tym zgadzam, tym bardziej że powstawały w wyjątkowo dramatycznych latach II wojny światowej i równie trudnych dla Polski latach powojennych. Moim zadaniem było rozszyfrowanie skrótów, objaśnienie nazw np. rezydencji, czy koligacji rodzinnych a także przybliżenie kontekstu opisywanych zdarzeń i faktów. W książce występuje wiele ważnych i ciekawych osób, wszystkie są autentyczne, a także wydarzeń ze świata polityki, biznesu i życia towarzyskiego. Przypisy, które przygotowałem, pozwalają w pełni zapoznać się z wszystkimi informacjami o tych osobach i wydarzeniach.

  • Część książki jest opracowana w języku angielskim.

– Tekst w języku polskim jest kompletny. Jednak część bohaterów książki to przedstawiciele rodów zagranicznych, a także przedstawiciele świata polityki i biznesu i to dla nich pewne fragmenty książki (około 15 proc. tekstu) powtórzone są w języku angielskim. Dzięki temu książka będzie mogła być czytana (z czego się bardzo cieszę) również m. in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, a nawet w USA. Na tym polega jej dodatkowa wartość.

  • Udało się znakomicie – książka już w czerwcu ukazuje się nakładem zasłużonej oficyny – Wydawnictwa Literackiego.

– A ja zapraszam na jej promocję, która odbędzie się w Warszawie. Mam nadzieję, że weźmie w niej udział Izabela hr. d’Ornano, od lat wspaniały ambasador polskości we Francji.