E-igrzyska

Opublikowano: 23 lutego, 2019Wydanie: Medicus (2019) 03/20193,2 min. czytania

Jak wiemy przed cyfryzacją nie ma ucieczki i nikt nie zamierza przed nią uciekać.
Broniliśmy się przed e-zwolnieniami, niektórym udało się nawet odnieść z tej obrony korzyści. No i co? Działają. Podobno jesteśmy zadowoleni z tej formy pracy (przynajmniej tak twierdzi ZUS). Ale czy wszyscy są zadowoleni? Czy lekarze, którzy dzięki błędom systemu muszą wystawiać zwolnienia korygujące, a pacjentowi drukować zaświadczenie o korekcie, bo system przypisał grypie zdarzenie poalkoholowe. Czy na pewno zadowolony jest pacjent, który dostał zwolnienie a kadry w firmie trąbią o jego przypadłości. Kto jest winny? Pan minister? Nie – winien jest lekarz rodzinny, bo to on „pisze” zwolnienia. Ministra z mityczną platformą nie widać, a lekarza jak najbardziej.
Przed nami e-recepty. Widziałem już taką w formie papierowej, ale za to wydruk był z komputera. Na ostatnie posiedzenie Rady Naczelnej zaproszono panią prezes Izby Aptekarskiej i pana magistra farmacji, zajmującego się szkoleniami dla farmaceutów w tym zakresie. Odbyliśmy przyspieszony kurs, jak działa system. Wszystko było pięknie do momentu zadawania pytań. Co prawda odpowiedzi były za każdym razem pozytywne. Pytanie: Czy w tym wypadku pacjent będzie miał problemy z realizacją recepty? Odpowiedź: tak. Pytania były zadawane celnie, dlatego wszystkie odpowiedzi były podobne. Okazało się, że osoba świetnie przeszkolona widzi wiele błędów tworzonego systemu i wstępnie ostrzega nas przed kolejnymi. A e-recepta jest nadal w fazie rozwoju, nie wiadomo, co z niej jeszcze „wylezie”. Tu mamy lepiej, bo najpierw od pacjenta oberwie farmaceuta, a my potem, jak już złość trochę minie. Kto będzie winien? Minister?
Przed nami kolejny etap igrzysk: e-skierowania. Jednostki, w których wprowadzono wewnętrzną formę e-skierowania nadal korzystają z papierowego wydruku, choćby dlatego, że jak padnie system trzeba mieć jakiś dowód na podjęte działania. Jak wiemy kolejki oczekujących na wizyty czy badania diagnostyczne są fikcją, jeżeli dołożymy do nich e-skierowania to będzie radość o poranku. Poszerzą się za to horyzonty lekarzy wystawiających o wiedzę z zakresu struktury organizacji jednostek ochrony zdrowia. Bo to na nich spadnie obowiązek przesłania skierowania i poinformowania pacjenta o miejscu i terminie wizyty lub badania. Takie było założenie systemu. Jest gdzieś pod ręką minister? Nie ma. A lekarz jak najbardziej.
Przed nami już tylko dwie kolejne konkurencje e-igrzysk: e-karty informacyjne i to, czego ministerstwo się przestraszyło, e-dokumentacja.
I teraz pytanie: Komu ma to aktualnie służyć? Kilka niepowiązanych ze sobą e-czynności.
Cisza jak makiem zasiał o IKP (indywidualne konto pacjenta). A to tam miały spływać te wszystkie informacje. Co prawda piewcy sukcesu mówią, że każdy Polak może sobie takie konto założyć. Ale chyba to nie rola obywatela, a państwa, które jest odpowiedzialne za funkcjonowanie i organizację systemu ochrony zdrowia. Ręczę, że gdyby większość Polaków chciała założyć IKP tu i teraz okazałoby się to niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ nie istnieje coś takiego jak Platforma P1. Czytając w myślach i wypowiedziach decydentów najprawdopodobniej ruszy w roku 2022. Na razie system polega na podpinaniu i łączeniu w całość kolejnych e-wtyczek.
Nie ma odwrotu od cyfryzacji, ale zewrzyjmy szeregi i sprzeciwiajmy się stanowczo arogancji władzy. Niech obowiązuje zasada: Nic o nas bez nas. Proste i nic nie kosztuje. W przeciwnym wypadku to na nas spadnie cała złość chorych za wady systemu. Co prawda czasy Sparty już minęły, ale nie pozwólmy obsadzić się w roli posłańca.
Czy jest tutaj gdzieś minister? Nie ma? A lekarz jak najbardziej jest.

Leszek Buk

lbuk@oil.lublin.pl, tel. 601 800 779