Samuraj może być neurochirurgiem

Opublikowano: 23 lutego, 2019Wydanie: Medicus (2019) 03/20194,4 min. czytania

z Michałem Rutkowskim, młodszym asystentem w Klinice Neurochirurgii i Neurochirurgii Dziecięcej SPSK 4 w Lublinie, mistrzem aikido i wielbicielem sztuk walki,rozmawia Anna Augustowska

• Mam problem – a właściwie czuję pewną rozbieżność: neurochirurg uprawia sztuki walki – bo obok aikido trenuje Pan także tajski boks i jujitsu – to świadome ryzyko? W końcu ratowanie ludzi z urazami głowy to specjalność neurochirurgów?
– Wbrew temu, co można sądzić o osobach uprawiających sztuki walki, nie stanowią one grupy szczególnie narażonej na urazy głowy. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że ich nie mają. Bo sztuka walki jest… sztuką a nie przypadkową wymianą ciosów, czy brutalnym biciem.
Osoby trenujące sztuki walki przestrzegają obowiązujących reguł, mają swoisty kodeks. W przypadku boksu stosuje się specjalne ochraniacze. Oczywiście teoretycznie może się coś stać, ale… nie przypominam sobie, aby do naszej kliniki trafił pacjent z urazem głowy odniesionym w czasie treningu np. aikido lub boksu.

• Wróćmy więc do Pana pasji – aikido uprawia Pan od prawie 15 lat, czyli niemal połowę swego życia. Jak to się zaczęło?
– Pod koniec liceum zacząłem interesować się historią Japonii, a odkąd obejrzałem słynny film Akira Kurosawy „Sanjuro – samuraj znikąd” po prostu zafascynowałem się sztukami walki, które wywodzą się z tego kraju. I zacząłem szukać szkoły, w której mógłbym trenować sztukę walki mieczem oraz sztukę walki wręcz samurajów. W Lublinie nie było to łatwe, ale w 1990 roku powstała założona przez Ireneusza Kołodziejaka Lubelska Akademia Aikido propagująca kobayashi ryu.
Kiedy miałem 18 lat zacząłem chodzić tam na treningi i… chodzę do dzisiaj. Od pierwszych zajęć wiedziałem, że „to jest to”! Chociaż od razu też zdałem sobie sprawę, jak trudna i wymagająca jest ta dziedzina. I, że nie ma co liczyć na szybkie sukcesy. Potrzeba co najmniej 5-7 lat systematycznych treningów – ja trenowałem 2-3 razy w tygodniu – aby wypracować schematy ruchowe i wyrobić konieczne nawyki, by poczuć się aikidoką
i móc skorzystać z wyuczonych technik w praktyce.
Bardzo ten sport polecam wszystkim, a lekarzom w szczególny sposób: to doskonała forma odreagowania, pozbycia się stresu a także sposób na uzyskanie zrównoważenia, opanowania umysłu i podniesienia sprawności fizycznej, tak bardzo potrzebnej lekarzom zabiegowcom. To także szkoła samodyscypliny i szacunku dla innych. Chcę też podkreślić, że aikido można zacząć trenować w zasadzie w każdym wieku i bez względu na płeć. W akademii, gdzie trenuję, jest dużo kobiet.

• Dzisiaj ma Pan czarny pas – pas mistrza – wyższego już nie ma. Pora, aby uczyć innych?
– Czarny pas nie oznacza końca nauki – ta trwa całe życie. Bardzo bym chciał kiedyś podzielić się swoją pasją i wiedzą z innymi, ale obecnie nie mam na to czasu. Medycyna jest moją drugą pasją a neurochirurgia, której chcę poświęcić zawodowe życie, to bardzo wymagająca dziedzina. W marcu będę zdawał egzamin specjalizacyjny i na tym się teraz głównie skupiam. Co nie oznacza, że nie trenuję. Boks i aikido – co najmniej raz w tygodniu, także strzelectwo sportowe, które uprawiam od 8 lat.
Nie opuszcza mnie też fascynacja Japonią, jej historią i tradycją z naciskiem na historię feudalnej Japonii i samurajów, japońskich wojowników. Muszę tu zdradzić, że to zainteresowanie zrodziło się z fascynacji japońskim mieczem, czyli kataną, która wg tradycji stanowiła o statusie społecznym i była równoznaczna z duszą samuraja. Kiedyś jej produkcja wymagała tytanicznego nakładu pracy w postaci czasu liczonego w tygodniach i kosztu cennego i niedostępnego w Japonii materiału. Dzisiaj można je na szczęście kupić korzystając ze sklepów wysyłkowych. Najdroższe są oczywiście miecze wykuwane i hartowane ręcznie według starych zasad. Wciąż też mam przed sobą podróż do Japonii.

• A jak zapytam dlaczego wybrał Pan neurochirurgię?
– Moja żona żartując powiedziałaby pewnie, że wybrałem tę specjalizację, bo można operować siedząc. Ja uważam, że to jedna z najciekawszych dziedzin medycyny. Mózg jest fascynujący. Zawsze mnie interesował, już po pierwszym roku studiów przychodziłem do kliniki prof. Tomasza Trojanowskiego, aby zobaczyć jak operuje pacjentów. Dlatego po stażu nie miałem większych dylematów decydując się na tę specjalizację. W 2016 roku obroniłem doktorat na temat „Czynniki wpływające na wyniki leczenia płynotoków po urazach głowy”.
Teraz moim zawodowym marzeniem jest zgłębianie wiedzy na temat małoinwazyjnych metod operowania kręgosłupa oraz chirurgii naczyń mózgu. W Polsce metody małoinwazyjne są jeszcze mało stosowane, ale rozwój tych metod to jak sądzę, tylko kwestia czasu.

• Co najbardziej zadziwiło Pana w ludzkim mózgu?
– Chyba to, w jak niewielkim stopniu go wykorzystujemy – albo mówiąc inaczej – jak niewiele nam potrzeba z możliwości mózgu, aby żyć i funkcjonować. Czasami wydaje się, że pewne operacje, które głęboko ingerują w mózg, pozbawią chorego wielu sprawności, tymczasem nic takiego się nie dzieje. Plastyczność mózgu potrafi być zaskakująca!