Serial prawie codzienny…
14 października
Podobno uchwałą Sejmu i Senatu niedługo dzień 19 października będzie NOWYM ŚWIĘTEM NARODOWYM i kolejnym dniem wolnym od pracy. Mnie to nie przeszkadza. Ważne, żeby w nowych kalendarzach były wyraźnie oznaczone dni, w których należy pracować, aby się nie pomylić a przynajmniej listę podpisać, chociaż jak tak dalej pójdzie, to nie powinno być to trudne, bo tych dni nie będzie dużo. A z czasem coraz mniej. Widocznie stać nas na to, żeby stać i świętować. W końcu chyba do tej Unii Europejskiej nie po to wchodziliśmy, żeby mieć wątpliwości, że nie będzie nas akurat na to stać. Zresztą na parę innych, nie tylko odświętnych rzeczy też.
16 października
Nie mogę patrzeć na niektóre gęby i niektóre głąby w tej naszej telewizji. Po prostu nie mogę. No, może trzeba się przyzwyczajać, albo może nie oglądać. Ale abonament i tak będzie trzeba płacić. A na gębę, zwłaszcza własną, tego się nie załatwi. I to mnie trochę głąbi… gnębi.
17 października
W społeczeństwie podobno panuje powszechna opinia, że lekarze z tej swojej pracy mają prawdziwe kokosy. A ja wczoraj widziałem na własne oczy jak jeden z doktorów niósł tylko koszyk pomidorów. No, może kokosy w tym roku nie obrodziły, albo w ramach dobrej zmiany coś się zmieniło w zbiorach. Nie wiem, co o tym sądzić. I co ewentualnie zanieść w razie gdyby było trzeba.
18 października
Podobno zamknięto szpital w miejscowości Ryki. Podejrzewam, że spontaniczne reakcje akustyczne mieszkańców, dedykowane pomysłodawcom, będą adekwatne do nazwy miejscowości.
19 października
Rozmawiałem ze swoim kolegą lekarzem, który powiedział, że rezygnuje z prowadzenia praktyki prywatnej (a lekarz bardzo dobry), bo nie jest w stanie zainwestować w koszty wyposażenia gabinetu i naukę wystawiania tych wszystkich e-recept, e-zwolnień, a potem na pewno e-aktów zgonu, e-zaświadczeń o stanie zdrowia, e-wypisów, e-przyjęć, e-Ty!!! (zgodnie z RODO) do wywoływania z poczekalni pacjenta itp. A skończy się pewnie na e-lekarzach, e-pielęgniarkach i w ogóle – Eeee-tam! Chociaż Eee-tam nie jest dobrym stwierdzeniem i jest się czym przejmować, bowiem gdyby to było gdzieś tam, to można by się nie martwić, ale to będzie tu! Ale dzięki temu, jaki wzrost zatrudnienia dla swoich w e-ZUSie. Aż chciałoby się westchnąć – Oj, e-ZUSie! Za co ta kara?!…
21 października
Były wybory. Samorządowe. Pierwsza myśl – jak samorządowe, to po co iść i po co się wtrącać w to, co już jest ustalone. Ale poszliśmy połową sali, bo obywatelski obowiązek, nawet w 50 procentach przede wszystkim i w tym względzie nie ma wyboru. Tam też nie było, ale zagłosowałem. Jak zagłosowałem to moja tajemnica, chociaż myślę, że właściwie dobrana komisja wyborcza wystarczy, by stwierdzić, że wszystkie głosy oddano prawidłowo, czyli tak jak było wcześniej ustalone.
23 października
Wyników wyborów jeszcze nie ogłoszono. Ani oficjalnych, ani tych prawdziwych. Tak myślałem, że to liczenie musi potrwać, bo to czasami uwiarygodnia niewygodną niewiarygodność.
25 października
Ogłoszono wstępne wyniki. Jakie, to już wcześniej wiedzieliśmy. Korekty raczej nie będzie, chociaż dogrywki mogą być, a rozgrywki na pewno. Tylko pewnie później.
29 października
Sąsiad mi powiedział, że na położnictwie była niespotykana sytuacja. Na salę porodową chciał wejść mężczyzna pytając – „Czy ja mogę być przy porodzie mojego syna?”. Położna na to – „Oczywiście jako mąż może pan być. Porody mamy rodzinne”. A on na to – „Ale jako ojciec?!”. Położna – „Przecież mówię – jako ojciec tak!”. A on – „A jak mąż będzie?!”. I tu personel miał dylemat.
3 listopada
Była ciotka. Powiedziała, że u wuja zauważyła na kołnierzyku ślad szminki. Zapytałem – „I co powiedziałaś?”. A ona – „Że chcę taką samą!”. No, dyplomacja w małżeństwie to wielka umiejętność często wynikająca z życiowego doświadczenia a przede wszystkim z reklam w telewizji.
10 listopada
Miałem operację. Miałem, bo miejsce na sali operacyjnej akurat się zwolniło. Nie wiem dokładnie, co mi w końcu wycięli, zgodę podpisywałem na prostatę, ale warto zawsze jednak się upewnić, więc zapytałem o to lekarza.
On na to – „Wycięliśmy to, co było napisane w rozpisie operacyjnym. Pisało, że prostata”. A ja – „To dobrze, że nikt się w tym rozpisie nie pomylił. A jakie dalsze konsekwencje?”. A lekarz – „Żona te drobne niedomagania na pewno wybaczy, w końcu zdrowie przede wszystkim”. Nie mam żony, ale chyba wiem o co mu chodziło. Trudno… Tylko co na to sąsiadka?!…
12 listopada
Mierzono mi temperaturę. Wyszło, że mam 36,6. Powiedziałem, że na pewno mam więcej, bo tak czuję. Usłyszałem, że na pewno nie, bo termometr pokazuje tyle, ile potrzeba, żeby kosztów leczenia nie zwiększać i szpitala jeszcze bardziej nie zadłużać.
13 listopada
Mam taką samą temperaturę jak wczoraj. Czyli kosztów nie zwiększam. Ale czy szpitala nie zadłużam, tego nie jestem pewien. Nie od termometru to u nas zależy.
18 listopada
Zostałem wypisany do domu jako zdrowy i w stanie ogólnym dobrym. Dostałem kartę informacyjną, receptę na leki uspokajające i 30 dni zwolnienia z ewentualnym dalszym jego przedłużeniem (zwolnienia oczywiście). Czyli mam szansę na święta w domu. Pamiętnik zabrałem ze sobą. Może przez jakiś czas nic już nie dopiszę. Ale pewności do końca nie mam.
Irosław Szymański