Czy ciało rzeczywiście jest nieżywe
Przysięgam Panu Bogu, że poruczone mi obowiązki oglądacza zwłok jak najsumienniej wykonywać będę, według wskazówek obowiązującej instrukcji, w szczególności, że z wszelką ścisłością będę się starał sprawdzić, czy ciało osoby przezemnie oglądane rzeczywiście jest nieżywe… Tak zaczynała się rota przysięgi dla oglądaczy zwłok. Było ich dużo więcej niż lekarzy. Jak szacują demografowie, 2/3 przedwojennych kart zgonu wypisywanych na wsiach miało ich pieczątkę.
O istnieniu oglądaczy zwłok nie wie zbyt wiele osób, choć działali jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku. Zwykle gmina podzielona była na dwa, trzy obwody i każdy z tych obwodów miał swojego oglądacza zwłok. Było to ważne, by oglądacz był miejscowy. W świetle przepisów miał maksymalnie 24 godziny, by dotrzeć w miejsce, gdzie zwłoki leżały i je służbowo obejrzeć. W zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie zachowały się trzy instrukcje dla osób, które pełniły tę funkcję. Wszystkie pochodzą z lat 30. ubiegłego wieku.
Międzywojenny, urzędowy oglądacz zwłok działał na podstawie Ustawy o chowaniu zmarłych, która obowiązywała od 1932 r. i obligowała wszystkie gminy Rzeczypospolitej do wprowadzenia na swoim terenie stwierdzania zgonu i jego przyczyny w każdym przypadku śmierci. Bo był to czas, gdy w Polsce zaczął obowiązywać nowoczesny system rejestracji zgonów.
Zgon i przyczyny
W przypadku miejscowości, gdzie był lekarz w promieniu 4 km robił to on. W innych – oglądacz zwłok.
Mogła nim być osoba, która przeszła przeszkolenie w zakresie stwierdzenia zgonu i jego przyczyny. Musiała uzyskać świadectwo (wydawane przez powiatową władzę administracji ogólnej), które upoważniało do wykonywania tych czynności. Kandydaci na oglądaczy składali ślubowanie. To gminy miały fundusz na opłacanie oglądaczy, szkolenie i organizację ich pracy. Na przykład w powiecie chełmskim w latach 30. ubiegłego wieku poradzono sobie zatrudniając na tych stanowiskach głównie felczerów. Zdarzało się, że oglądaczem był sołtys.
Obowiązki oglądacza i konieczność jego pracy tłumaczy jedna z przedwojennych instrukcji: Oględziny pośmiertne mają na celu: stwierdzić śmierć rzeczywistą, a mianowicie, czy była naturalną czy gwałtowną (zabójstwo lub samobójstwo) oraz wyśledzić choroby zakaźne.
Oględziny pośmiertne ma uskutecznić ustanowiony dla pewnej miejscowości lub pewnego okręgu urzędowy oglądacz zwłok osobiście. Ma on wydać kartę pozwolenia na pochowanie ciała po rzeczywiście poprzednio dokonanych oględzinach. (…) Oglądacz powinien oglądnąć całe ciało, odsłaniając je w sposób przyzwoity i przeglądnąć miejsce na którem ciało złożone zostało, lub za życia leżało. Tak postępujący oglądacz może
łatwo przyjść na ślad nienaturalnej śmierci ku czemu zresztą posłużyć mogą znaki obrażenia ciała, plamy krwawe na bieliźnie lub pościeli, ślady wymiocin lub też inne znamiona, po których nietrudno mu będzie powziąć podejrzenie na śmierć gwałtowną.
Zaraza w czasach zaborów
Czytając treść ustawy z 1932 i rozporządzenia z 1933 roku można odnieść wrażenie, że to dopiero wówczas oglądacze pojawili się w naszych wsiach i gminach. Nic bardziej mylnego.
Po pierwsze najstarsza z zachowanych „Instrukcji” pochodzi z 1931 roku. Po drugie lektura dawnych gazet pokazuje, że to o wiele starsze zajęcie.
W lipcu 1916 roku „Ziemia Lubelska” zamieściła obwieszczenie o rozkazie CiK Generalnego Gubernjum, w związku z którym Magistrat wzywał wszystkich zamieszkałych w obrębie miasta Lublina lekarzy i oglądaczy zwłok, aptekarzy, akuszerki, felczerów, fryzjerów. Chodziło o to, by wszyscy przedstawiciele tych profesji zgłosili się wg harmonogramu do Ratusza i zostali wciągnięci do spisu. Oglądacze mieli przynieść oprócz metryki urodzenia, paszportu lub legitymacji także „świadectwo zamianowania”.
Jeszcze starszy ślad prowadzi do historii wsi i folwarków z terenu zaboru austriackiego. Najprawdopodobniej pomysł na obecność i zadania oglądaczy najpierw pojawił się właśnie tam. Władze gubernialne próbowały zaradzić epidemiom i fatalnym warunkom sanitarnym.
Najpierw pojawiły się zarządzenia regulujące pochówki i transport zwłok. W 1806 roku wprowadzono obowiązkowe oglądanie zmarłych przez zaprzysiężonych tzw. oglądaczy zwłok. Tak było na przykład w galicyjskiej wsi Lgota, gdzie pod groźbą kary nie wolno było nikogo pochować, zanim oglądacz nie orzekł, że śmierć nastąpiła w sposób naturalny. Dzięki temu szybko lokalizowano źródła groźnych chorób i wykrywano zgony, gdzie zachodziło podejrzenie morderstwa.
Rok później władze wprowadziły kolejny ważny przepis. Musiało upłynąć 48 godzin między śmiercią człowieka a jego pogrzebem. Dzięki temu wyeliminowano przypadki pochowania kogoś w letargu.
Amoniak i lak
Oto fragment „Instrukcji” dotyczący osób pozornie zmarłych.
„Podejrzenie o pozorną śmierć jest uzasadnione, jeżeli po przytrzymaniu pod nosem ostrej, wonnej istoty, jak chrzanu, octu wyskoku gorczycznego, amoniaku pojawi się najlżejsze drgnięcie powiek, albo ust, lub też, jeżeli wystąpi, choćby przelotne zarumienię policzków, jeżeli się źrenica zwęża za zbliżeniem do oka płomienia świecy, lub gdy się płomień poruszy za zbliżeniem świecy do ust; jeżeli wreszcie woda w naczyniu na klatce piersiowej ustawiona poruszy się na swej powierzchni.
Przy ostatnich doświadczeniach powinien w otoczeniu zwłok panować zupełny spokój. (…) Oglądacz powinien pamiętać, że śmierć pozorna zdarzać się może u topielców, u zmarzniętych, u obwieszonych, uduszonych, od pioruna albo udaru wewnętrznego rażonych, po gwałtownych wyruszeniach umysłowych”.
W czasie kursów oglądacze musieli być szkoleni, jak mają się zachować, gdy osoba pozornie zmarła dawała oznaki życia. „Instrukcja” powołuje się bowiem na wskazówki „o sposobach ratowania pozornie zmarłych, tudzież w nagłem niebezpieczeństwie życia zostających”. Równocześnie należało posłać po lekarza.
Czekając na przybycie fachowej pomocy oglądacz powinien: usunąć przeszkody w oddychaniu, stosować sztuczne oddychanie, rytmicznie uciskać klatkę piersiową, ogrzewać ciało. Stosowanymi wówczas metodami było też nabryzgiwanie zimną wodą twarzy i piersi, wstrząsanie ciałem, podstawianie pod nos amoniaku lub octu.
Autorzy „Instrukcji” przestrzegali przed brutalnymi metodami przywracania pozornie zmarłej osoby do życia. Odradzano silne wstrząsanie ciałem, wlewanie octu lub amoniaku do ust, czy napuszczania gorącego laku na piersi.
Eteryczne, elektryczne
Porównanie tekstu „Instrukcji” z 1931 roku z tymi, które ukazały się w 1936 czy 1939 roku pokazuje ciekawą zmianę cywilizacyjną. Do listy wypadków, które powinny zwrócić uwagę oglądającego, bo pomimo upłynięcia pewnego czasu od zgonu nie wystąpiły znamiona śmierci jest… porażenie prądem elektrycznym. Autor tekstu podkreślił, że w takich razach po dłuższym stosowaniu środków ratowniczych udaje się czasami rażonego przywrócić do życia.
Pod koniec lat 30. ubiegłego wieku zmieniają się też dane, na podstawie których oglądacz zwłok może podejrzewać śmierć gwałtowną – zabójstwo, samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek. Oglądacze byli w nowszych „Instrukcjach” uczulani na zapach, jaki wydzielały zwłoki: alkoholu, gorzkich migdałów (trucizna), eteru.
Eter, kojarzony z dawną służbą zdrowia, bywał przyczyną śmierci na przedwojennej polskiej wsi, bo chłopi używali go mnóstwo. Był zamiennikiem wódki. Pito go na tańcach, weselach, stypach. Od 1923 roku był w Polsce nielegalny, ale nadal używany. Chłopi byli jego najliczniejszymi konsumentami.
Dyfterja albo dezynteria
W myśl „Instrukcji” z 1931 roku oglądacz z chorób zakaźnych miał do wyboru: ospę, błonicę (dyfterję), tyfus brzuszny i plamisty, gorączkę powrotną, cholerę azjatycką, czerwonkę (desynterję), dławiec (krup), płonicę (szkarlatynę), krztusiec (koklusz) i gorączkę połogową.
W 1939 roku lista zakaźna wyglądała tak: dur (tyfus) brzuszny, dur (tyfus) plamisty, czerwonka (dyzenteria), płonica (szkarlatyna), błonica (dyfteryt), grypa (influenza), róża, krztusiec (koklusz), zimnica (malaria, febra), ospa, wąglik (karbunkuł), wścieklizna (wodowstręt).
Karta zgonu oglądacza
Najważniejszą rzeczą, która zostawała po pracy oglądacza zwłok, była karta zgonu. Obszerny dokument różniący się od tego, który w takiej samej sytuacji wypełniał lekarz. „Lekarska” odmiana miała część, którą dało się zakleić. W ten sposób chroniono tajemnicę lekarską.
Wprowadzenie w życie takich kart zbiegało się w czasie z wprowadzeniem w naszym kraju nowoczesnego systemu rejestracji zgonów. Fachowo zwanej ewidencją ruchu naturalnego. Wcześniej była ona niekompletna – świecka działała na terenie zaboru pruskiego, ta w województwach centralnych i u nas należała do parafii wyznaniowych. Automatycznie nie trafiali do niej wyznawcy religii nieznanych. Współcześni demografowie, zajmujący się problemem umieralności i rekonstrukcją danych, narzekają na rzetelność informacji. Prawidłowo było w miastach ponad 100-tysięcznych, takich jak Lublin. Na wsiach około 2/3 kart zgonu wypełniali oglądacze zwłok. Zdaniem fachowców, miało to negatywny wpływ na jakość danych. Problemem była choćby klasyfikacja chorób.
Formalnie funkcja oglądacza zniknęła w 1959 roku, gdy zaczęły w PRL obowiązywać przepisy, wprowadzające nowy typ kart zgonu. Mogli je wypełniać wyłącznie lekarze, pielęgniarki lub wiejskie położne. O oglądaczach zwłok nie ma tam słowa.
Agnieszka Dybek
„Dziennik Wschodni”