Szaleństwa nie będzie
Szkoda gadać
Dobra zmiana szczęśliwie ukończyła już wiek niemowlęcy. Czy rząd zdecyduje się na przejęcie szpitali od samorządów terytorialnych? To niewykluczone.
Część zarządów powiatowych chętnie wycofałaby się z prowadzenia polityki zdrowotnej. Nie wspominając już o wojewódzkich molochach, w dodatku rozbudowywanych i rozgrzebanych w długoterminowych inwestycjach. Nie mówią o tym głośno, bo to mogłoby się nie spodobać wyborcom. Ale coraz wyraźniej widać, że tracą serce do zajmowania się zdrowiem mieszkańców. Wiecznie tylko jęczą. A dobrego słowa dla skołowanego pacjenta – jak na lekarstwo. Wojewódzkie i powiatowe szpitale stały się prawdziwą kulą u nogi dla ich władców. A miało być tak fajnie. I było, tylko coś się zacięło.
Polityka zdrowotna to wyjątkowo wredna dziedzina. To pięta achillesowa polskich stronnictw politycznych. Póki co, groty krytyki cudownie przez 27 lat omijają tę piętę. Z badań sondażowych wynika, że Polacy najgorsze oceny wystawiają rządowi właśnie za ochronę zdrowia. I nic tu nie pomoże nienaganna reputacja Konstantego Radziwiłła. Samorządowcy z Polski powiatowej dobrze wiedzą, w czym rzecz. Że politycznie bardziej opłacalne jest np. wybudowanie drogi lub przedszkola niż pożyczenie pieniędzy szpitalowi na „wieczne nieoddanie”. Tymczasem centrala przewrotnie umywa ręce i oczekuje, że oprócz dotychczasowych zadań w zakresie zdrowia – będą jeszcze kupowali mieszkańcom świadczenia medyczne.
Od kilku miesięcy nowelizacja ustawy o działalności leczniczej pozwala Polsce powiatowej robić to na takich samych zasadach, jak robi to NFZ. Samorządy mogą zakupić świadczenie, choć nie muszą. Ale jeśli w gminie lub powiecie szpitalowi kończy się kontrakt na operacje czy limit wizyt w przychodni, lokalne władze mogą sprezentować pacjentom zakup deficytowej usługi zdrowotnej. Ale przecież nie kupią, bo nie mają za co. Co więcej, NFZ nie płaci w całości za nadwykonania, a samorządom proponuje się nowe wydatki.
Tak więc zakupowego szaleństwa nie ma. Wprost przeciwnie. Jest oburzenie, bo propozycja rządu rozbudza oczekiwania mieszkańców, którym samorząd nie jest w stanie sprostać. Na razie ani jeden nie zaczął kupować świadczeń. Co gorsza, żaden nie ma tego w planach na przyszły rok. Ani nawet na 2018.
Czy ratunkiem będzie sieć szpitali, o której dziś tak dumnie grzmi minister Radziwiłł? Do zastawionej przez rząd sieci, niczym dorsze w Bałtyku, wpadną tylko te najważniejsze i najlepiej wyposażone kadrowo. Pewnie także spolegliwe zespoły menedżerskie. Tylko zawartość tej sieci, wyciągniętej z morza polskiego odmętu dziadostwa, dostąpi gwarancji finansowania i świętego spokoju. O pozostałe ochłapy reszta szpitali będzie musiała kopać się po kostkach w postępowaniach konkursowych.
Marek Stankiewicz
stankiewicz@hipokrates.org