Lekarze są… fascynujący
To w zasadzie najkrótsza recenzja, jaka przychodzi na myśl po lekturze „Lekarzy”, książki, której autorem jest prof. Marian Markiewicz, nestor lubelskich kardiologów. Profesor może poszczycić się ponad sześćdziesięciopięcioletnią praktyką lekarską.
W tym czasie – dodajmy też okres studiów medycznych – prof. Markiewicz poznał wielu, żeby nie powiedzieć wszystkich słynnych lekarzy, którym, jak pisze w swojej książce: „wypadło pracować w Lublinie”. Profesor jednych znał z sal wykładowych, innych już z pracy w szpitalu, z wieloma przyjaźnił się całkiem prywatnie.

Nie biogramy i życiorysy doktorów są jednak największą urodą tej pozycji – chociaż to od nich autor zaczyna każdą opowieść i zapewne dodają książce wartości. Jednak czymś niepowtarzalnym i bezcennym są anegdoty (często opisujące dziwactwa i przywary bohaterów leksykonu), którymi książka aż się skrzy i dla których trudno oderwać się od lektury. Weźmy choćby pierwszą z brzegu historię: Michał Voit, lekarz, który zasłynął tym, że jako pierwszy w Lublinie chorych na cukrzycę leczył zastrzykami z insuliny. Ale nie tylko. Jak pisze prof. Markiewicz: „nigdy nie pobierał honorariów od księży, zakonnic, studentów i pracowników służby zdrowia”. Miał jednak drobne dziwactwa – po pracy w szpitalu zawsze czekała na niego dorożka, która wiozła go do prywatnych pacjentów, mimo że odległość była bardzo niewielka. Natomiast kiedy Voit został mianowany profesorem nadzwyczajnym zaczął chodzić z czarnym parasolem, nawet w słoneczne dni. Dlaczego? Bo w Austrii taki parasol był dowodem, że posiadacz jest profesorem uniwersytetu.
To tylko przedsmak tego, co czeka czytelników, którzy sięgną po tę pozycję. Dowiedzą się np., że Feliks Skubiszewski zawsze operował w bawełnianych rękawiczkach i nie popierał, delikatnie mówiąc, zbyt wcześnie zawieranych małżeństw; co powiedziała prof. Helena Mysakowska, kiedy w badaniu moczu leżącej na oddziale pacjentki wykryto plemniki; jak poradził sobie z ością w gardle Henryk Florkiewicz i czego odmówił Józef Freytag gestapowcom i dlaczego Antoni Gębala nie lubił dużych mieszkań, a Mieczysław Zakryś trzymał samochody w garażu wyłożonym… dywanem.
Przykłady można by mnożyć, ale po co odbierać przyjemność czytelnikom. Dla mnie wzruszająca jest dedykacja, którą Autor opatrzył książkę: „Wszystkim, co pomagają cierpiącym”.
I zdanie ze wstępu: „Mam więc cichą nadzieję, że przytoczone poniżej fakty i zdarzenia z pracy lubelskich lekarzy dodadzą sił do walki tym, którzy zmagają się z chorobą oraz że będą ich motywować do jeszcze większego wysiłku w zwyciężaniu bólu, braku nadziei i rozpaczy”.
Nie ukrywam, że równie piękną – wyjątek w lekarskich historiach – jest jedyna ale za to jaka – opowieść o aptekarzu z Lublina, niejakim Sztoku vel Stocku, który… no właśnie. Sięgnijmy po „Lekarzy”!
Anna Augustowska
„Lekarze”, Marian Markiewicz, Wydawnictwo Ars Libri.
Książka wydana z funduszy Lubelskiej Izby Lekarskiej,
Lublin 2017.
„Lekarzy” można znaleźć na stronie internetowej
Komisji Kultury www.kultura.oil.lublin.pl
