B-boy urologiem
z Oskarem Fiorem, rezydentem urologii, b-boyem, czyli tancerzem breakdance, rozmawia Anna Augustowska
- Urolog tańczący breakdance… Zapytam przekornie: może lepiej było wybrać ortopedię albo rehabilitację?
– Asekuracyjnie? Aby w razie urazu, czy kontuzji móc pomóc sobie i kolegom? Przyznaję, o ortopedii chwilę myślałem ale nie dlatego, że taniec, który jest moją pasją, grozi kontuzjami. Po prostu zawsze – od dziecka – kiedy tylko zdałem sobie sprawę, że chcę leczyć ludzi, chciałem być zabiegowcem. Nie widziałem siebie w innej roli. Chociaż moja mama jest pediatrą i pracuje w poz. I to mamie zapewne zawdzięczam zainteresowanie medycyną (mama bardzo mnie w tym wyborze wspierała). Kiedy więc z rodzinnego Jasła trafiłem do Lublina na studia lekarskie, moim marzeniem była chirurgia. O urologii zdecydował dopiero staż podyplomowy, który odbywałem w szpitalu MSWiA, gdzie przy Oddziale Chirurgii Ogólnej znajduje się także Pododdział Urologiczny. To tu zrozumiałem, że urologia to jest to. Od jesieni jestem rezydentem w Oddziale Urologii Szpitala im. Jana Bożego i coraz bardziej mnie ta specjalizacja wciąga.
Chociaż ortopedia już mi była potrzebna – po urazie więzadła krzyżowego musiałem się poddać zabiegowi jego rekonstrukcji. Muszę też uważać na kręgi szyjne. Nie zniechęca mnie to jednak do dalszego rozwoju artystycznego.
- Urologia ma jednak silną rywalkę, a nawet dwie…
– Taniec i narzeczoną! Cóż, medycyna jest zaborcza. Ale robię wszystko, aby i medycyna, i moja pasja taneczna nie czuły się pokrzywdzone, bo Zuzia, moja narzeczona, też tańczy, więc tu nie ma obaw. Często razem jeździmy na imprezy, czyli bitwy, walki taneczne, gdzie indywidualnie albo grupą tańczymy nie tylko breakdance, ale także inne taneczne style uliczne.
- Zacznijmy jednak po kolei – taniec był pierwszy. Zawsze tylko breakdance?
– Tak się złożyło, że tylko ten, wywodzący się z nowojorskiego Bronxu, taniec fascynował mnie od najwcześniejszych lat. Nie umiem dokładnie powiedzieć, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tancerzy i usłyszałem muzykę, do której tańczą, ale był to zapewne jakiś program w TV i musiało to być dawno, pewnie jeszcze na początku szkoły podstawowej. W każdym razie do tego stopnia ogarnęła mnie ta pasja, że rodzice zaczęli szukać mi nawet domu kultury, w którym byłyby prowadzone tego typu zajęcia taneczne. W Jaśle nie było to takie łatwe – na topie był głównie taniec towarzyski, ale w końcu znalazłem grupę podobnych do mnie zapaleńców i całe liceum dzieliłem między szkołę (klasa biologiczno-chemiczna) a treningi taneczne. Zaczęły się też wyjazdy do innych miast, rywalizacja, podziwianie innych, szukanie inspiracji. Już dziesięć lat intensywnie tańczę. W Lublinie trenujemy 15-osobową grupą o nazwie NBDS Team. Sporą część reprezentacji naszej grupy można było zobaczyć w finale „Mam talent” na początku tego roku. Jestem też częścią ekipy zrzeszającej tancerzy z 3 miast (Warszawa, Lublin, Płock) – Skill Fanatikz Crew.
- Co takiego jest w tym tańcu, że aż tak potrafi porwać? Dla laika to po prostu „taniec-połamaniec”, jakieś mało zrozumiałe gesty, podrygi, wygibasy do hip-hopu.
– Może to tak wyglądać, ale tylko dla osób niewtajemniczonych. Pasjonaci widzą to całkiem inaczej. Przede wszystkim breakdance jest sztuką (tak jak sztuką jest np. balet klasyczny), tylko my tańczymy na ulicy i nie mamy określonej choreografii. Tu liczy się sztuka improwizacji, dobranie „gestów i podrygów” do muzyki. Te gesty każdy tancerz sam opracowuje, wymyśla i stale kombinuje, żeby jak najbardziej być nowatorskim, niepowtarzalnym. W czasie bitwy dwóch tancerzy staje naprzeciw siebie, DJ włącza muzykę – co ważne, nigdy nie wiadomo, jaki to będzie utwór – i rozpoczyna się kilkuminutowe starcie składające się z ok. 30-sekundowych wymian umiejętności między przeciwnikami (tyle trwa jeden interwał). Sędziowie decydują, kto był lepszy, czyli lepiej wyczuł rytm muzyki i miał ciekawsze figury, gesty. Tak w dużym skrócie to wygląda. Plus coś równie ważnego – walka taneczna to bitwa na siłę charakterów. Nie można wymięknąć.
- OK. Pomysłowość i kreatywność w wymyślaniu figur, ale za tym musi nadążyć ciało! Jak się kręci stojąc na czubku głowy albo na jednej dłoni…
– Oczywiście sprawność fizyczna to podstawa. Ten taniec to połączenie akrobatyki z gimnastyką i atletyką. Najważniejsze jest jednak poczucie rytmu. Większość figur wymaga pokonania grawitacji. Dlatego trzeba dbać o kondycję. Ja czasem chodzę na siłownię, wielu tancerzy biega.
- A ile czasu zabierają treningi taneczne?
– Staram się trenować jak najwięcej – jeśli to możliwe, każdego dnia nawet 3 godziny spędzam na sali. Teraz jeszcze mam taką możliwość, ale zaraz zaczną się nocne dyżury w szpitalu, dojdą nowe obowiązki zawodowe itd. i muszę się liczyć, że będzie trudno wygospodarować tyle czasu. Prawie każdy weekend spędzam też na zawodach, jeżdżę po całej Polsce. Doceniam to, że jeszcze życie mi na to pozwala i wykorzystuję ten czas maksymalnie, bo jak porwie mnie praca lekarza, kiedy założę rodzinę… Pasja na pewno nie zniknie, ale mimo wszystko jej intensywność pewnie się zmniejszy.