Bezprawne – konsekwencje prawne
W polskich szpitalach coraz częściej dochodzi do działań niezgodnych z prawem. Najbardziej szokujący jest fakt, że prawo łamią ci, którzy powinni stać na straży jego przestrzegania.
Słaba pozycja zawodowa odbywających szkolenie młodych lekarzy sprawia, że często padają ofiarą bezprawnych działań swoich przełożonych. Kilka tygodni temu wydarzyła się bulwersująca historia, która mocno poruszyła środowisko młodych lekarzy w Polsce. Ordynator oddziału, nie bacząc na obowiązujące prawo próbował zmusić młodą lekarkę do pracy w czasie, gdy ta przebywała na zwolnieniu, którego przyczyną był dość poważny uraz.
Ale od początku. Lekarka z powodu złamania lewej ręki, wymagającego zaopatrzenia w opatrunek gipsowy, otrzymała zwolnienie lekarskie. Będąc na zwolnieniu, dzień przed świętem Trzech Króli otrzymała od swojego szefa telefon z informacją, że następnego dnia ma stawić się na dyżur, bo „nie ma kogo wpisać na listę dyżurową!”. Po przekazaniu „polecenia służbowego” ordynator rozłączył się. Próby oddzwonienia i konstruktywnej rozmowy okazały się bezskuteczne, gdyż szef nie odbierał telefonu.
Roztropna dziewczyna nie tracąc czasu, zasięgnęła porady prawnej i na dyżurze się nie stawiła. Następnego dnia od swojego szefa otrzymała SMS o następującej treści (pisownia oryginalna): „Dzień dobry, dlaczego nie stawiła się Pani w pracy? Zdaje sobie Pani sprawę z tego, że nie dopełniła swoich obowiązków? I gwarantuję, że zostaną wyciągnięte konsekwencje prawne”.
Pisząc te słowa ordynator albo nie znał prawa, albo postawił się ponad nim. W dodatku próbował zastraszyć lekarkę. W rzeczywistości młoda lekarka nie stawiając się w pracy uratowała mu przysłowiowe „cztery litery”.
Wysłanie na dyżur przebywającego na zwolnieniu chirurga dziecięcego z ręką w gipsie zakrawa na całkowity brak odpowiedzialności. Dobrze, że dzięki rozwadze młodej lekarki nie doszło do tragedii. Dobrze, że dziewczyna nie dała się zastraszyć. Doskonale znała swoje możliwości, zwłaszcza że do prawidłowego wykonywania procedur zabiegowych wymagała przecież dwóch sprawnych rąk! Opierając się na linii orzeczniczej Sądu Najwyższego
można stwierdzić, że podjęcie pracy w trakcie zwolnienia lekarskiego może zostać uznane w konkretnych przypadkach, przy spełnieniu jeszcze dodatkowych przesłanek, za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych, co skutkować może nawet zwolnieniem dyscyplinarnym w oparciu o przepisy art. 52 kodeksu pracy.
Choć ordynator posiada szeroki zakres uprawnień w zakresie kierowania oddziałem, w żadnym wypadku nie może namawiać swoich pracowników do łamania prawa, a tym bardziej straszyć wyciąganiem konsekwencji prawnych! Wówczas sam działa bezprawnie. Zgodnie ze zdroworozsądkowymi zasadami, w sytuacji jaka zaistniała, sam powinien wziąć odpowiedzialność za oddział i stawić się w miejscu pracy. Aż strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby zastraszona młoda lekarka uległa namowom swojego szefa i stawiła się na dyżurze z ręką w gipsie, a w trakcie jego pełnienia do szpitala np. trafiłoby dziecko z ciężkimi obrażeniami wielonarządowymi.
Artykuł 160 kodeksu karnego jasno precyzuje, że osoba narażająca człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Do tego dochodzą przepisy kodeksu cywilnego, według którego lekarka oraz szpital mogliby zostać pozwani z art. 444 i art. 445 kodeksu cywilnego z tytułu odszkodowania za wynikłe z tego powodu koszty oraz zadośćuczynienia za doznaną przez pacjenta krzywdę. Sprawa z pewnością znalazłaby swój finał w sądzie, a „zdalnie” działający ordynator również poniósłby bardzo bolesne konsekwencje.
Ci, którzy często stawiają się ponad prawem i łamią je, zapominają, że młodzi lekarze w takich sytuacjach skrupulatnie się zabezpieczają, zbierając dowody. Pozostaje mieć nadzieję, że ordynator nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji wobec swojej podwładnej, a jeśli to zrobi, będzie to równoznaczne z końcem jego medycznej kariery i popełnieniem zawodowego seppuku.
Marek Derkacz
marekderkacz@interia.pl