W celach naukowej korzyści i zdrowia społecznego
Byli młodzi, chcieli udoskonalać ówczesną służbę zdrowia, dokształcać się i wspierać. Sto pięćdziesiąt lat temu kilku lekarzy założyło Lubelskie Towarzystwo Lekarskie. W prowincjonalnym Lublinie takie ognisko pracy, kultury i nauki polskiej było bardzo potrzebne. Co ciekawe, we współczesnym mieście znajdziemy ślady rozwiązań, które członkowie towarzystwa zaproponowali ponad sto lat temu.
O czasie powstania towarzystwa najlepiej świadczy jego pierwsza nazwa: Towarzystwo Lekarzy Guberni Lubelskiej. Rok 1874 był okresem zaborów i trudnym czasem po upadku powstania styczniowego. Dokumenty i publikacje powstawały w dwóch językach: rosyjskim i polskim, a dzieci w szkołach słyszały o Lublinie jako mieście rdzennie rosyjskim.
To nie była bogata metropolia, raczej biedne miasteczko, do którego pierwszy pociąg miał dotrzeć za dwa lata. Nie było wodociągów, kanalizacji, regularnej komunikacji. Telegraf działał w mieszkaniu właściciela cukierni. W miejscu Miejskiego Teatru rosły porzeczki, a pierwsze telefony w trzech szpitalach i jednym prywatnym lekarskim gabinecie miały zadzwonić za… dwadzieścia siedem lat.
Lubelscy lekarze wykorzystali to, że władze w Petersburgu stworzyły wzór statutu dla towarzystw lekarskich.
Historycy wymieniają trzech doktorów, którzy byli wspominani jako inicjatorzy powstania stowarzyszenia i osoby najbardziej zaangażowane w jego powołanie, choć kto był pomysłodawcą, nie wiadomo.
Prezes Kwaśniewski
Pierwszy z nich to Aleksander Janiszewski, wówczas 39-letni chirurg, ordynator Szpitala św. Jana Bożego. Drugi, trzy lata młodszy, to Józef Talko, doktor specjalizujący się w dziedzinie okulistyki, ordynator w szpitalu wojskowym. Trzeci, Michał Jankowski, który zawodowo był związany ze Szpitalem św. Józefa. Z tej trójki jedynie dr Talko wszedł do zarządu powstałego Towarzystwa Lekarzy Guberni Lubelskiej jako sekretarz.
Wybory i pierwsze założycielskie spotkanie odbyło się 4 lipca 1874 r. Była sobota. Panowie zapewne spotkali się w gmachu Rządu Gubernialnego, czyli istniejącego do dziś budynku przy pl. Litewskim, gdzie mieścił się Urząd Lekarski.
Szesnastu lubelskich lekarzy i czterech farmaceutów zebranych na spotkaniu wybrało na pierwszego prezesa dr. Juliana Kwaśniewskiego.
Ten, choć formalnie był gubernialnym urzędnikiem (szefem Urzędu Lekarskiego, stąd zapewne miejsce pierwszego posiedzenia), bardzo zaangażował się w powstanie towarzystwa. Wiadomo, że gdy stanął na jego czele, był tuż po czterdziestce, a za sobą miał 16 lat pracy zawodowej. Siedem lat wcześniej dostał nominację na inspektora Urzędu (Wydziału) Lekarskiego Guberni Lubelskiej.
Kwaśniewski pochodził z Galicji, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak wspominali lubelscy lekarze, miał wprawę w „postępowaniu biurokratycznym” i „umiał postępować z władzami, które go ceniły”. W naszym mieście praktykował w nieistniejącej dziś kamienicy, która stała na rogu Królewskiej i Koziej. Wówczas był to adres: Królewska 200.
U wenerycznych
Ówczesny budynek przy Radziwiłłowskiej 343 był pierwszym adresem Towarzystwa Lekarzy Guberni Lubelskiej. Wtedy mieścił się tam Szpital św. Józefa, czyli dawny szpital dla pacjentów wenerycznych. Dziś w tym miejscu znajdują się placówki ochrony zdrowia będące w strukturze Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie.
To tam przez wiele lat spotykali się członkowie towarzystwa. Trzymali preparaty w powstałym z myślą o nich szpitalnym muzeum i przede wszystkim gromadzili książki.
Branżowa biblioteka była tworzona głównie z darowizn. Pierwsza partia – 116 tomów – pochodziła od wdowy po dr. Leopoldzie Krzyżanowskim. Praktykujący przez 20 lat w Lublinie lekarz był zaangażowany w ideę powołania towarzystwa, ale nie dożył inauguracji. Jego książki dały początek dużemu księgozbiorowi. Bardzo szybko zrodziła się potrzeba bibliotekarza na etacie i drukowanego katalogu, który zapewne był rozsyłany zainteresowanym, by wszyscy lekarze wiedzieli, czym dysponują. Pierwsze katalogi były oczywiście dwujęzyczne.
Podobnie stworzono kolekcję preparatów patologicznych, która powstawała równolegle z księgozbiorem. Przed I wojną światową było tam kilkaset okazów umieszczonych w słojach stojących w szafie i na stole. W czasie wojny wiele z nich zniszczono, gdy lekarze stracili swój lokal.
O wyższości eterowej
Tym, czym dla współczesnych lekarzy są: internet, międzynarodowe kontakty, granty i centra badawcze, tym dla XIXi XX-wiecznych było ich towarzystwo. Dziś to dziwi, jak ważne były wówczas demonstracja mikroskopowych preparatów anatomopatologicznych, relacje o tuberkulinie, pokaz pierwszej intubacji. Nie mówiąc o przywiezionych z zagranicy i zaprezentowanych… pierwszych opatrunkach antyseptycznych Listera.
Ale to był Lublin z 1874, 1875 czy 1876 r., a angielski chirurg Joseph Lister eksperymentował z gazą nasączoną karbolem zaledwie dziewięć lat wcześniej. Odkażanie ran, dezynfekcję sal zabiegowych i wyjaławianie narzędzi chirurgicznych dopiero upowszechniano.
We wspomnieniach lubelskich lekarzy można znaleźć informację, że należący do towarzystwa dr Stanisław Dobrucki około 1890 r. wprowadził aseptyczne urządzenia w szpitalu żydowskim, gdzie wówczas był ordynatorem. Dał tym przykład innym szpitalom. Dobrucki, późniejszy prezes LTL, został zapamiętany jako twórca nowoczesnych oddziałów chirurgicznych w lubelskich lecznicach. To on na jednym z posiedzeń pokazał po raz pierwszy sposoby barwienia bakterii i dowodził o wyższości narkozy eterowej nad chloroformem.
Nie dziwią słowa dr. Janiszewskiego, jednego z trójki ojców inicjatorów, który dokładnie 140 lat temu radził kolegom:
Lekarz prowadzący oddział chirurgiczny i chcący otrzymywać dobre rezultaty leczenia, wszystkie opatrunki własnoręcznie zmieniać musi, a w czasie wykonywania operacji, i nie tylko, winien mieć myśl zajętą chorym i oko na niego zwrócone, ale nieustannie na wszystkie strony się oglądać, aby usługujący mu całej jego pracy nie obrócili w niwecz.
Podróże naukowe
Doktor Janiszewski już jako wieloletni praktyk – dobiegał wówczas pięćdziesiątki – pojechał do Wiednia w podróż naukową, by w tamtejszych klinikach zapoznać się z metodą przeciwgnilną ran. Nowinki wprowadzał na swoim oddziale chirurgicznym Szpitala św. Jana Bożego w Lublinie, o czym relacjonował na posiedzeniach towarzystwa.
Gdzie jak nie na spotkaniu członków LTL dwaj lekarze: Kazimierz Jaczewski i Jan Modrzewski mogli po powrocie z zagranicy zademonstrować przywiezione przyrządy Wilhelma Roentgena? Był rok 1908 lub 1909. W efekcie w szpitalach św. Wincentego à Paulo i św. Józefa powstały pracownie rentgenowskie.
– A w godzinach przeznaczonych na demonstracje aparatu Roentgena publiczność w baraku stale była narażaną na uduszenie się – pisał wspomniany dr Dobrucki, który w „Czasopiśmie Lekarskim” w 1901 r. zdawał relację, jak wyglądał dział lekarski na organizowanej w Lublinie Wystawie Rolniczo-Przemysłowej.
Członkowie towarzystwa stworzyli komisję, która zajęła się przygotowaniem medycznej części ekspozycji. Były na niej nowinki właśnie w postaci rentgenowskich aparatów, a także o wzorcowej sali operacyjnej, którą wystawił Szpital św. Wincentego.
Były tam: dwa stoły operacyjne – jeden żelazny ze szklanym blatem, żelazna, przeszklona szafa z narzędziami chirurgicznymi, dwa żelazne stoliki – jeden ze szklanym blatem, drugi z kuwetą na narzędzia czy statyw z trzema rezerwuarami płynów antyseptycznych. Co ciekawe, wszystkie sprzęty powstały w Lublinie, obstalowane przez lekarzy w zakładzie braci Boczkowskich.
– To, co było, mogło dać pojęcie zwiedzającym wystawę, że w Lublinie i guberni lubelskiej są lekarze, którzy wedle sił i możności pracują dla dobra ogólnego – zakończył relację dr Dobrucki.
Operacja łąka
Lubelskie Towarzystwo Lekarskie, zwane niekiedy Towarzystwem Doktorskim, nie było gremium skupionym jedynie na swoim środowisku. Inicjatywy takie jak udział w wystawie, który dziś byśmy nazwali popularyzacją wiedzy, walka z kolejnymi epidemiami czy zrealizowany pomysł na budowę szpitala dziecięcego to nie wszystko.
Pewnie mało kto wie, że to dzięki lubelskim lekarzom można odpoczywać w Parku Ludowym, przebywać na stadionie czy uprawiać pobliskie ogródki działkowe na Rusałce. To ekspertyza czy też opinia, o jaką poprosili urzędnicy, zaważyła na przeznaczeniu dawnych rozlewisk Bystrzycy na tereny otwarte.
Historia sięga początku XX w., kiedy między centrum Lublina a okolicami dworca i przedmieścia Piaski rozciągały się prywatne łąki i torfowiska, na które rozlewała się rzeka. Komunikacja odbywała się jedynie usypanym traktem zamojskim i mostem Lutosławskiego. Miasto potrzebowało drugiej drogi, ale nie doszło do porozumienia z właścicielami gruntów. By móc wystąpić o zgodę na wywłaszczenie, urzędnicy poprosili lekarzy z LTL o ocenę, czy podmokłe tereny mogą być zamieszkane. Ci uznali, że po melioracjach, dokonaniu nasypów łąki nadają się tylko do założenia parku, ogrodów czy przeprowadzenia dróg. Dla ludzi tam nie jest zdrowo.
Gdy dużo później, już w okresie międzywojennym zbudowano planowaną ulicę (dziś al. Piłsudskiego), pamiętano o wskazówkach doktorów. Skrawki niezdrowych łąk nad Bystrzycą mamy do dziś.
Zdrowa pogoda
Do oddalonych od medycyny zagadnień, jakimi interesowali się ojcowie założyciele, należała meteorologia. Na jedno z posiedzeń przyjechał Kajetan Kraszewski, brat Józefa Ignacego, który w swoim majątku miał obserwatorium astronomiczne i stację meteorologiczną. Kraszewski został członkiem korespondentem towarzystwa i miał udzielić wskazówek, jak taką stację zorganizować i prowadzić w Lublinie. Z przyczyn finansowych do tego nie doszło. Ale przez kilka lat, co miesiąc, lekarze dostawali obserwacje ze stacji prowadzonej przy Gimnazjum Lubelskim, a spostrzeżenia te służyły do wnioskowania o wpływie czynników meteorologicznych na charakter panujących chorób.
Statystyka była szeroko stosowana przez członków towarzystwa, nawet efektem było ujednolicenie takich procedur we wszystkich lubelskich szpitalach.
Przeprowadzki i demonstracje chorych
Na zachowanych w Archiwum Państwowym zawiadomieniach o posiedzeniach z lat 20. i 30. ubiegłego wieku niezmienne są: godzina – zawsze o 20.00 – i ramowy porządek obrad – odczytanie protokołu z poprzedniego zebrania, sprawy bieżące, spostrzeżenia z praktyki i… demonstracja chorych.
Już w rocznych sprawozdaniach z początków działalności towarzystwa są relacje z takich demonstracji. Personalia chorych są tam publikowane czasami z adresem zamieszkania osoby, która stanowiła ciekawy przypadek dla lekarskiego gremium. Bywają też szczegółowe opisy wypadku, jakiemu ktoś uległ. Na przykład ile i jakie stracił zęby i w jakim stopniu uszkodził kości, gdy spadał ze schodów.
Bliższy naszym standardom był dr Kazimierz Jaczewski, który jako fotograf amator wyspecjalizował się w robieniu zdjęć swoim pacjentom ze Szpitala św. Józefa. Jak oceniali jego współcześni, było to łatwiejsze do zaakceptowania przez chorych i nie narażało osoby robiącej zdjęcia zawodowo. Nie była to jedynie wewnętrzna dokumentacja. Wystawę prac doktora mogli zobaczyć odwiedzający Wystawę Rolniczo-Przemysłową w 1901 r.
Lektura międzywojennych zawiadomień pozwala prześledzić zmiany adresów miejsc, gdzie odbywały się posiedzenia członków towarzystwa. Począwszy od pierwszej lokalizacji w Szpitalu św. Józefa przy Radziwiłłowskiej, po I wojnie światowej były to: Biblioteka im. H. Łopacińskiego; lokal Czerwonego Krzyża, a potem lokal Towarzystwa Lekarskiego na II piętrze przy ul. Niecałej 3; kolejny własny lokal przy Krakowskim Przedmieściu 20, też na II piętrze; siedziba Państwowego Zakładu Higieny w oficynie przy ul. Hipotecznej 4 czy lokal przy Cichej 6.
Kłody prasowe
Z perspektywy 150 lat trudno znaleźć wady w pomyśle ojców założycieli. Jednak sto pięćdziesiąt lat temu nie wszystko było jednoznaczne.
Fakt wybrania carskiego urzędnika na prezesa był powodem krytyki, z jaką spotkało się założenie Towarzystwa Lekarskiego. Prasa drukowała anonimowe listy i felietony. Tymczasem dr Kwaśniewski musiał po prostu być ceniony przez swoich kolegów. Przez kolejnych 13 lat wybierali go na prezesa.
Jak podkreślają historycy, na całą sytuację z 1874 r. wpłynął fakt, że lubelski „Kurier” o powołaniu towarzystwa dowiedział się po kilku tygodniach z… warszawskiej gazety. Redaktorzy obrazili się na doktorów, pojawiły się sarkastyczne artykuły przypominające lekarskie błędy i sugerujące, że tak opieszale pomagają chorym, jak opieszale zawiadamiają redakcję o powołaniu towarzystwa. Branżowe animozje podobno trwały długo.
To nie przeszkadzało, by pojawiali się kolejni członkowie i członkowie korespondenci. Dziś może ciekawić fakt, że oprócz farmaceutów zapraszano do grona także weterynarzy. Sprawę wyjaśnia informacja z „Kalendarza Lubelskiego na 1875 rok”, w którym wyszczególniono szkoły wyższe. Akademia Medyko-Chirurgiczna w Petersburgu oferowała kurs na wydziale medycznym (pięć lat), na weterynarii (cztery lata), na farmacji (trzy lata).
Jak na ironię dr Kwaśniewski stracił w końcu posadę, zwolniony przez znanego z zacięcia do rusyfikacji naczelnika wojennego guberni lubelskiej gen. Józefa Hurkę. A Szpital św. Józefa, w którym mieli swoją siedzibę i muzeum stowarzyszeni doktorzy, nosił imię na cześć swojego protektora, tego samego rosyjskiego generała, który placówkę ulepszył.
Janka Kowalska
Lekarze z okładki
- Gustaw Doliński, pediatra, położnik, przez ponad 25 lat prowadził w Lublinie praktykę lekarską, latem pracował w zakładzie uzdrowiskowym w Nałęczowie. Sekretarz i bibliotekarz towarzystwa, członek honorowy.
- Aleksander Felicjan Janiszewski, chirurg, ordynator i lekarz naczelny Szpitala Jana Bożego w Lublinie. Jeden z trójki założycieli towarzystwa, został prezesem w 1887 r. i ponownie w 1896 (na 6 lat), członek honorowy.
- Eligiusz Kuszelewski był prezesem w 1895 r., członek honorowy.
- Aleksander Roman Jaworowski, pierwszy naczelny lekarz Szpitala Dziecięcego w Lublinie, przyrodnik, bibliotekarz. Wybrany na prezesa w 1888 (na 4 lata), 1911 (na 2 lata) i 1921 r., członek honorowy.
- Stanisław Dobrucki, chirurg, ordynator w Szpitalu Żydowskim, lekarz naczelny Szpitala św. Wincentego a Paulo w Lublinie. Wybrany na prezesa w 1913 r. (na 6 lat), członek honorowy.
- Stefan Radomyski, sekretarz towarzystwa.
- Aleksander Staniszewski, ordynator Szpitala Jana Bożego, szpitala więziennego i Szpitala św. Wincentego a Paulo w Lublinie. Od 1896 r. skarbnik towarzystwa (przez 26 lat).
- Feliks Głogowski, wybrany na prezesa w 1892 (na 3 lata), członek honorowy.
Wykorzystane portrety lekarzy pochodzą z „Tygodnika Ilustrowanego” z 2 grudnia 1899 r.