Pacjent od dr Google, pacjentka od pani Goździkowej.
Zawód lekarza to zawód wymagający nie tylko empatii, ale przede wszystkim ogromnej, zdobywanej przez lata wiedzy na temat objawów chorób, ich szczegółowej diagnostyki oraz skutecznego leczenia. Lata ciężkich i pełnych wyrzeczeń studiów, a potem wieloletni okres specjalizacji, powodują, że z początkującego studenta medycyny lekarz staje się w pełnym znaczeniu tego słowa „medycznym profesjonalistą”, od którego wymaga się nieustannego dokształcania się.
„Lekarze – bogowie”, tak nas kiedyś postrzegano, głównie przez szacunek do naszej wiedzy i umiejętności oraz długiego procesu edukacji i profesjonalnego szkolenia specyficznego dla naszego zawodu. Co się jednak może wydarzyć, gdy „wszechwiedzący” lekarz staje w obliczu coraz bardziej świadomego pacjenta? I dlaczego aż tak wielu lekarzy nie przepada za zbyt wyedukowanymi pacjentami, którzy często lubią dyskutować, snując niekiedy nie zawsze zgodne z medyczną prawdą teorie, a przy okazji podważając autorytet lekarzy?
Wszystkiemu „winny” jest internet a w nim tak lubiany przez pacjentów „dr Google”. W dzisiejszych czasach nie trzeba skończyć medycyny, by posiąść szczegółową wiedzę na temat swojej choroby. Zdarza się, że dzięki internetowi pacjent wie nawet trochę więcej na temat własnej choroby, niż lekarz, któremu w nawale codziennych obowiązków nie wystarcza czasu na systematyczne doszkalanie się i zapoznawanie z najnowszymi doniesieniami. Wielu lekarzom w codziennej pracy zdarzyło się stracić na chwilę grunt pod nogami z powodu bardzo dobrze wyedukowanego – co prawda zaledwie w jednej jednostce chorobowej – pacjenta. Bo cóż mamy powiedzieć, gdy zostaniemy zapytani o wpływ hipotetycznej, dopiero co wchodzącej w drugą fazę badań klinicznych pertratrabiny na rokowanie w schorzeniu X? Szlachetnie i uczciwe byłoby przyznać się do niewiedzy, ale zwykle boimy że wtedy stracimy w oczach pacjenta autorytet więc część z nas improwizując udaje, że doskonale zna poruszany temat albo mówi np. „że badania nie są zbyt wiarygodne, bo przeprowadzone zostały na zbyt małej liczbie osób”, albo, że „petratrabina zasadzie nie spełnia zasad EBM-u. To zwykle ucina dyskusję.
Warto jednak zadać sobie pytanie czy zjawisko wyedukowanego pacjenta jest zjawiskiem naprawdę dla nas tak niekorzystnym? Bo przecież ten „przeszkolony” pacjent w większości przypadków może pełnić rolę pozytywnego stymulatora, który zmusza nas do sprawdzenia i zapoznania się z najnowszymi trendami i doniesieniami naukowymi. To często dzięki takim pacjentom dużo zyskujemy, zdobywając nową wiedzę, zmotywowani do jej poszerzania. Niestety, zdarza się, że „genialny” dr Google może wyrządzić więcej szkód niż przynieść choremu korzyści. Przykłady można by mnożyć. Nie dawno trafiła do mnie pacjentka, która z powodu nawrotu nadczynności tarczycy po leczeniu radiojodem stwierdziła, że drugi raz nie podda się tego typu leczeniu, bo w internecie znalazła stronę, na której jakiś „autorytet” stwierdził, że lepiej jest pojechać do Czarnobyla, niż poddać się leczeniu I131! Problem polega na tym, że jest spora grupa pacjentów, która do rad udzielanych im przez innych ”wspaniałomyślnych” twórców różnorodnych pseudomedycznych stron i forów, dostosowują się niczym do zaleceń największych medycznych autorytetów. Niektórzy z nich w ciężkiej chorobie, jaka ich dotykała zaczynali pić naftę, wierząc w jej cudowne działanie. Inni mając nasiloną nadczynność tarczycy w przebiegu choroby Graves-Basedowa zaczynali całe ciało smarować jodyną! Jeszcze inni wielokrotnie w cukrzycy typu 1 rezygnowali z podawanej przed posiłkiem dawki insuliny, bo glikemia w ich opinii była zbyt niska, co zwykle kończyło się istotną hiperglikemią poposiłkową.
Niestety, ani dr Google ani przysłowiowa pani Goździkowa nie zastąpią prawdziwego lekarza. No chyba, że Goździkowa poświęci ponad 10 lat swojego życia na przyswojenie ogromnego zakresu wiedzy, zdobycie lekarskiego dyplomu i tytułu specjalisty, a dr Google stanie się czymś więcej, niż tylko wirtualnym tworem i posiądzie jeszcze umiejętność fizykalnego badania pacjenta.
Marek Derkacz