Dzień z pracy lekarza POZ

Opublikowano: 3 maja, 2019Wydanie: Medicus (2019) 05/20194,4 min. czytania

Wtorek

 

Dzisiaj zaczynam pracę po południu, więc mogłam pospać trochę dłużej. Ale nie wyszło. Obudził mnie koszmar. Śniło mi się, że zeznaję przed KORPUSEM KONTROLERSKIM NFZ. Niepotrzebnie wczoraj wieczorem przeczytałam ustawę o powołaniu tego tworu. Ma być wspaniale, grupa informatyków w centrali NFZ będzie zakładać różne filtry do raportów i wyłapywać błędy lekarzy. Napiszesz CARDURĘ pani Kowalskiej na ryczałt, bo ci „przeskoczy w komputerze” i kontrola! Bo ryczałt tylko przy przeroście gruczołu krokowego a nie przy nadciśnieniu. Różnica dla pacjenta w cenie symboliczna, ale lekarzowi każą oddać 100 proc., jakby pacjent w ogóle nie istniał i leku nie brał. Na pewno dlatego śniły mi się koszmary i teraz mam zły humor.
Na szczęście praca po południu jest łatwiejsza, bo jest mniej pacjentów, którzy w nocy źle się czuli i rano muszą, wg nich, być przyjęci natychmiast, ale jest mnóstwo tych, którzy przychodzą po pracy, czyli ok. 17, bo „coś boli”, „jest temperatura”, bo właśnie skończył się lek na nadciśnienie. Są też oczywiście pacjenci wcześniej zarejestrowani.
Mimo wszystko liczę na większy luz, bo muszę wypisać recepty dla osób, u których mam wątpliwości co do ChPL. To problem, który spędza sen z powiek wszystkim lekarzom, a biorąc pod uwagę, że około 80 proc. leków piszą lekarze POZ, my najbardziej cierpimy na bezsenność. Cedowanie na lekarzy odpowiedzialności, szczególnie finansowej, za poziom refundacji jest bardzo wygodne dla NFZ-u. Wystarczy wychwycić w raportach statystycznych, że refundacji nie towarzyszy konieczne rozpoznanie w poradni specjalistycznej, np. padaczka lekooporna i kontrola gotowa.
Zabieram się do pracy, bo czas leci.
Matka pacjentki długo i bardzo emocjonalnie tłumaczy, że córka (lat 24) ma bardzo rozchwianą cukrzycę i musi stosować
3 glukometry i każdym mierzyć cukier 6 razy dziennie a do każdego potrzebuje innych pasków i oczywiście „refundacja jej się należy”. Liczę w myślach, ile potrzeba na to czasu i trudno mi sobie to wyobrazić. Oznajmiam matce, że piszę paski tylko na jeden glukometr, a resztę może kupić na 100 proc. Jest bardzo niezadowolona. Pewnie złoży skargę do NFZ. Trudno.
Następny pacjent ze schizofrenią paranoidalną, ma tylko kartę informacyjną sprzed 6 lat i na tej podstawie piszemy mu leki. Prośby o zaświadczenie od psychiatry do pacjenta i rodziny (upoważnionej do dostępu do dokumentacji) nie skutkują. Zaświadczenia nadal brak. Pisać z refundacją, czy na 100 proc.? Jak napiszę 100 proc. to nie wykupi leku. Bez leku nie wiadomo, co się stanie z pacjentem. Piszę z refundacją, w razie kontroli będę się tłumaczyć, może zrozumieją? Jest nadzieja.
Insulina toujeo – opakowanie to ok. 500 zł, sporo. Dzięki Bogu diabetolog zawarł w informacji wszystkie potrzebne do napisania (z CHPL) kryteria, piszę więc receptę i zaznaczam na karcie pacjenta, że wszystko sprawdziłam. To pomoże koleżankom już bez stresu i czasu poświęconego na weryfikację wypisać w przyszłości lek.
Rivastigmine – neurolog pisze na refundację, a na moje oko 100 proc. W tej informacji jest zwykła miażdżyca uogólniona, a w takim wypadku 30 proc. nie obowiązuje (opakowanie to ok. 300 zł).
Parę lat temu mieliśmy kontrolę refundacji leków z NFZ. Bardzo sympatyczne panie przez kilka tygodni dokładnie liczyły, ile opakowań leku, ile razy dziennie itd. – u jednego pacjenta wyliczyły, że przez 5 lat było za dużo 19 opakowań nootropilu (pacjent IB, więc refundacja). Dużo? Pacjent lat ok. 90, ciągle twierdził, że gubi leki, a to zostawił u córki, a to u syna itd. I podobnych sytuacji dużo więcej. Efekt – ok. 20 tysięcy do zwrotu nienależnie, wg NFZ, pobranej refundacji. Napisałam odwołanie do prezesa NFZ w Warszawie, czekałam kilka miesięcy. Prezes uznał, że w wypadku ok. 3500 zł rację mam ja a nie panie z kontroli. Sukces? Dyrektor NFZ w Lublinie „domierzył” nam karę umowną identyczną co do drugiego miejsca po przecinku z kwestionowaną sumą. Ręce opadają, ale nie wolno się poddawać.
W wielu wypadkach naliczane kwoty to setki tysięcy złotych, a słyszałam już nawet o zwrocie 3 milionów złotych refundacji w jednej przychodni. Mam nadzieję, że to tylko plotka.
Ostatnio brałam udział w konferencji na temat e-zdrowia na Lubelszczyźnie. Usłyszałam bardzo optymistyczną wiadomość. Ministerstwo Zdrowia (tak twierdził wiceminister Janusz Cieszyński) planuje zdjęcie z lekarzy odpowiedzialności za refundację. To system (co by to nie znaczyło) ma łączyć na platformie P1 lek z ICD-10 sprawozdanymi przez wszystkie przychodnie i szpitale (przypisanymi do konkretnego pacjenta) i określać refundacje dla danego leku. Ciężko mi w to uwierzyć, ale marzenia czasami się spełniają. Może przestanie mnie w snach nachodzić Korpus Kontrolerski NFZ. Przysłowie mówi, że nadzieja matką głupich, ale mówi też, że umiera ostatnia.
Czas kończyć, bo już za oknami ciemno i trzeba trochę pomieszkać w domu. Jutro też jest dzień.
Wioletta Szafrańska-Kocuń