To był sierpniowy wieczór
Kochlöffel Rudolf Stanisław (1891-1940)
– Pamiętam, że to był wieczór. Letni, sierpniowy. Za dwa tygodnie miała wybuchnąć II wojna światowa. Nie wiem, czy wtedy zdawano sobie z tego w pełni sprawę, miałam 10 lat. Tego wieczoru, kiedy mój Ojciec został zmobilizowany, po prostu się spakował, uściskał mamę i mnie, i wyszedł. Nie wiedziałam, że nigdy więcej go nie zobaczę – wspomina Irena Karczewska, dziś emerytowana dentystka, członkini Lubelskiej Izby Lekarskiej, która dopiero po wojnie dowiedziała się, gdzie i w jaki sposób zginął jej ojciec, znany lubelski lekarz Rudolf Kochlöffel.
Między wojną a wojną
Urodził się 2 sierpnia 1891 r. w Ciężkowicach koło Tarnowa. Już będąc w gimnazjum walczył o Polskę (działał w organizacjach niepodległościowych „Promień” i „Związek Jastrzębi”). Świadectwo dojrzałości uzyskał w 1911 roku i w tym samym roku wstąpił na Wydział Lekarski Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Studia przerwał wybuch I wojny światowej. Od 1 lipca 1914 roku (Rudolf miał zaledwie 23 lata) do listopada 1918 roku służył w wojsku austriackim. Nie był to koniec jego wojennego szlaku. Jak pisze Ludwik Kowieski w swym opracowaniu na temat losów lekarzy, którzy zginęli w Katyniu („Lista katyńska oficerów lekarzy, członków Izby Lekarskiej Lubelskiej” – Lublin 2004 r.), Kochlöffel zaraz po zakończeniu wojny, niemal w dniu odzyskania przez Polskę niepodległości,
wstąpił na ochotnika do wojska polskiego. I już jako żołnierz polskiej formacji walczył na froncie ukraińskim, brał udział w wyprawie kijowskiej i w wojnie bolszewickiej 1920 roku. Otrzymał stopień porucznika.
Wcześniej, jeszcze podczas I wojny światowej służąc w szeregach c. k. armii, był mianowany chorążym sanitarnym w 1915 r., a podporucznikiem w 1917 r.
Irena Karczewska tak w nagraniu dla Archiwum Historii Mówionej w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN”, wspomina ojca: „Już w czasie pierwszej wojny światowej (…) był ordynatorem szpitala. Jeszcze nie ukończył studiów, ale już był na wyższym roku, w związku z czym prowadził szpital polowy. I nawet była taka sytuacja, że kiedy szpital był już rozłożony, namioty stały a chorzy ułożeni w łóżkach, ojciec wyszedł, przeszedł się dookoła i mówi pielęgniarkom: „Składamy szpital!”. „No, panie doktorze, przecież dopiero co położyliśmy do łóżek pacjentów”. „Składamy szpital, rozkaz wojskowy”. I mniej więcej około pół kilometra dalej szpital został znowu założony, chorzy leżeli w łóżkach. Co się okazało. Miał on niezwykłą intuicję. W tym miejscu, gdzie był pierwotny szpital polowy, spadły wszystkie bomby. Tak że gdyby mój ojciec nie miał tej intuicji, to by wszyscy zginęli”.
Kiedy wreszcie mógł wrócić z frontu, w listopadzie 1920 r. ukończył studia medyczne na
Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie uzyskał tytuł doktora wszech nauk medycznych. W 1921 r. świeżo upieczony lekarz został awansowany do stopnia kapitana i przeniesiony do rezerwy. Wrócił wtedy do rodzinnych Ciężkowic, gdzie pracował do 1929 r.
Miłość czekała w Lublinie
– Poznał moją mamę Julię (z domu Wajsberg), córkę spolonizowanego Żyda Tobiasza Wajsberga, który był m.in. fundatorem kościoła na Kalinowszczyźnie, do którego sprowadził salezjanów – przyp. red.) i to dla niej zamieszkał w Lublinie. Moi rodzice to była wspaniała
para – wspomina Irena Karczewska. – Byli zgodni i wspierający się. Moja matka chciała skończyć nauki medyczne, jednak jej ojciec nie zgodził się na wyjazd córki z Lublina. Tu nie było jeszcze Akademii Medycznej. I dlatego mama skończyła prawo na KUL-u. Po ślubie pomagała ojcu w prowadzeniu gabinetu, który mieścił się w naszym domu przy ul. Chopina. Ja urodziłam się w 1928 roku.
Rudolf nie tylko leczył chorych w swojej praktyce. Był też lekarzem Ubezpieczalni Społecznej. Nikomu nie odmawiał pomocy, biednym pacjentom dawał pieniądze na leki. W 1933 r. przeniósł się na kilka lat do Krynicy, gdzie pełnił funkcję dyrektora sanatorium „Lwi Gród”, po czym ponownie wrócił do Lublina, gdzie przynależał ewidencyjnie do 5 Okręgowego Szpitala Zapasowego. Uczył w Wolnej Szkole Malarstwa i Rysunku w Lublinie, m.in. w roku szkolnym 1934/35 prowadził zajęcia z anatomii.
– Byliśmy szczęśliwą rodziną, kochającą się. Uwielbiałam bawić się z tatusiem. Wszystko skończyło się w sierpniu
1939 roku, kiedy został zmobilizowany i przydzielony do szpitala polowego w Równem – wspomina Irena Karczewska. – Tam dostał się do niewoli sowieckiej i trafił do obozu w Kozielsku. Przysłał tylko jeden list. Mam go do dziś – obok pozdrowień dla nas „przemycił” w nim kilka nazwisk swych współtowarzyszy, dzięki temu mogłyśmy później potwierdzić ich obecność w obozie.
– Tatę wywieziono na śmierć po 9 kwietnia 1940 r. pierwszym transportem i zamordowano przez NKWD. Został zidentyfikowany w Katyniu. Przy zwłokach znaleziono m.in. list, prawo jazdy i dwa pisma.
Irena córka Rudolfa
– Razem z mamą udało się nam przeżyć wojnę, wróciłyśmy do Lublina, skończyłam tu szkołę i za radą mamy wyjechałam do Warszawy, do zawodowego Liceum Techniki Dentystycznej. W 1949 r.
rozpoczęłam studia stomatologiczne w Łodzi. Po ukończeniu studiów wróciłam do Lublina. Zrobiłam specjalizację dziecięcą (pedodoncję) i przez cały czas – blisko 50 lat – aż do emerytury pracowałam z dziećmi w wieku przedszkolnym i szkolnym.
Anna Augustowska
W tym roku mija 79 lat od mordu katyńskiego. 3 kwietnia 1940 r. rozpoczęto likwidację obozu w Kozielsku, a dwa dni później obozów w Starobielsku i Ostaszkowie. Przez następnych sześć tygodni Polacy wywożeni byli z obozów grupami do miejsc kaźni. Zgładzenie polskich jeńców zostało przeprowadzone w tak zwanym „trybie specjalnym”, bez sądów, bez wyroków, na podstawie list śmierci. Funkcjonariusze NKWD mordowali strzałem w tył głowy. Zbrodni dokonano w Katyniu, Charkowie oraz Miednoje. Zginęły wówczas blisko 22 tysiące obywateli polskich, którzy stanowili elitę narodu, jego potencjał obronny, intelektualny i twórczy.
10 lat temu, we wrześniu 2009 roku, w siedzibie Lubelskiej Izby Lekarskiej przy ul. Chmielnej 4, odsłonięto tablicę upamiętniającą nazwiska lekarzy, członków przedwojennej Izby Lekarskiej Lubelskiej, ofiar mordu katyńskiego – widnieją na niej 62 nazwiska. Wśród nich także nazwisko Rudolfa Kochlöffela, który w 2007 roku decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego został awansowany
do stopnia majora.