(Prze)biegły przebieraniec
Z lekarskiej wokandy
Studiujący orzecznictwo okręgowych sądów lekarskich bez trudu spostrzeże wielokrotne przeplatanie się wątków spraw dotyczących odpowiedzialności zawodowej (etycznej) lekarzy z postępowaniem przed sądami powszechnymi w zakresie deliktów karnych i cywilnych.
Józef M., posiadający specjalizację i doktorat w dziedzinie medycyny ratunkowej, starszy wykładowca w zakładzie patomorfologii pewnej uczelni medycznej, przez jedenaście lat pełnił funkcję biegłego sądowego i wydawał dla sądów, prokuratur oraz policji, opinie obejmujące m.in. rekonstrukcje mechanizmu powstania obrażeń ciała, opierając się na wynikach badań osób pokrzywdzonych i aktach spraw karnych. Fakt, że nie miał do tego prawa z racji braku odpowiednich kwalifikacji, wykrył i zawiadomił o tym odpowiednią Okręgową Izbę Lekarską dociekliwy obrońca mężczyzny, oskarżonego w sprawie o usiłowanie zabójstwa policjanta. Oskarżony, podczas ucieczki skradzionym samochodem, chcąc uniknąć zatrzymania i działając z zamiarem pozbawienia życia pokrzywdzonego, potrącił go kierowanym przez siebie pojazdem, a następnie przejechał kołami samochodu po jego ciele, powodując szereg obrażeń naruszających czynności jego ciała na okres przekraczający siedem dni.
Józef M., w śledztwie oraz w toku postępowania jurysdykcyjnego, wydał opinię w sprawie przedstawiając się za „specjalistę medycyny sądowej, stałego biegłego sądowego” (jak określił się przesłuchiwany na rozprawie głównej). W wydanej opinii wskazał, że „na podstawie opisu zdarzenia przedstawionego przez pokrzywdzonego i stwierdzonych u niego obrażeń ciała należy przyjąć, że celem sprawcy było pozbawienie pokrzywdzonego życia”.
Lekarz może uzyskać tytuł specjalisty w określonej dziedzinie medycyny po odbyciu przeszkolenia określonego programem specjalizacji i złożeniu egzaminu państwowego albo po uznaniu równoważnego tytułu specjalisty uzyskanego za granicą. Czy Józef M. posiadał tytuł „specjalisty medycyny sądowej”? Okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej, po przeprowadzeniu dochodzenia ustalił, że nie miał i skierował sprawę do Okręgowego Sądu Lekarskiego. Ten zaś uznał Józefa M. za winnego tego, że od 1999 r. do maja 2010 r., nie posiadając wymaganych kwalifikacji i nie będąc do tego uprawniony, używał tytułu specjalisty medycyny sądowej, wprowadzając w błąd instytucje, z którymi współpracował i dla których orzekał podając się za biegłego sądowego. Po uznaniu zaś, że czyn ten narusza zasady Kodeksu etyki lekarskiej, ukarał go karą upomnienia. W uzasadnieniu orzeczenia sąd stwierdził, że Józef M. uzyskał jedynie tytuł specjalisty medycyny ratunkowej, co nie dawało mu podstaw do używania tytułu specjalisty medycyny sądowej. Jednocześnie przyjął, że nie zasługiwały na uwzględnienie wyjaśnienia obwinionego o własnym przekonaniu o posiadaniu uprawnienia do posługiwania się tym tytułem ze względu na wielokrotne wydawanie opinii sądowo-lekarskich.
Dociekliwy obrońca oskarżonego, ledwo uprawomocniło się orzeczenie sądu lekarskiego w sprawie jego klienta, skazanego w międzyczasie na dziesięć lat pozbawienia wolności, złożył wniosek o wznowienie postępowania. Argumentował w nim, że wyrok w zakresie ustalenia zamiaru zabójstwa oparty został na opinii sporządzonej przez Józefa M., który nie spełniał warunków do uznania go za specjalistę z zakresu medycyny
sądowej i pełnienia funkcji biegłego sądowego. Obrońca podkreślił przy tym, że wpływ opinii biegłego na wydany wyrok „był oczywisty” nie tylko ze względu na brak formalnych kwalifikacji opiniującego, ale także popełnione przez niego uchybienie, polegające na wkroczeniu w kompetencje sądu przez wypowiedzenie się o winie oskarżonego („celem sprawcy było pozbawienie życia pokrzywdzonego”).
Sąd powszechny, rozpoznając wniosek obrońcy, stanął przed trudnym dylematem, czy Józef M., opiniując w sprawie w ogóle nie posiadał wiedzy i kompetencji do wypowiadania się z zakresu medycyny sądowej, czy też na podstawie wieloletniego doświadczenia i wielokrotnego opiniowania posiadał wiedzę wystarczającą – według procedury karnej – do wydania opinii sądowo-lekarskiej? Ostatecznie w swym orzeczeniu przyjął, że skazanie nastąpiło na podstawie całokształtu zgromadzonego materiału dowodowego, w szczególności opartego na zeznaniach pokrzywdzonego i innych bezpośrednich świadków zdarzenia, które korespondowały z wydaną opinią sądowo-lekarską. Sąd ocenił, że wypowiedź biegłego o winie była nieudolna, ale nie miała wpływu na postępowanie jurysdykcyjne, albowiem wnioski o przypisanym zamiarze działania oskarżonego zostały wyprowadzone ze zgromadzonego materiału dowodowego. W konsekwencji przyjął, że nawet jak najdalsze sięganie do wniosków płynących z wyroku Okręgowego Sądu Lekarskiego, wskazujących na brak pełnej rzetelności Józefa M. w wykonywaniu zawodu lekarza, a także skreślenie go z listy biegłych sądowych, nie dawało podstaw do przyjęcia, iż w sprawie spełnione zostały przesłanki wznowienia postępowania.
Nie wydaje się przy tym, by współpracownicy Józefa M. nie wiedzieli o braku jego formalnych kompetencji w dziedzinie medycyny, którą firmował. Jeżeli tak było, to mamy do czynienia z fałszywie pojętym koleżeństwem i naruszeniem dobrych zwyczajów akademickich.
Jerzy Ciesielski
Autor jest adwokatem w Łodzi,
publicystą i długoletnim współpracownikiem
samorządowej prasy lekarskiej.