Dzień z pracy lekarza POZ

Opublikowano: 4 września, 2019Wydanie: Medicus (2019) 08-09/20193,2 min. czytania

Czwartek

Idę dzisiaj do pracy pełna optymizmu. Cieszę się, że za parę miesięcy nie będę musiała pracować 24 godziny na dobę, tak jak niedawno na jakimś ważnym spotkaniu zapowiadał prezes NFZ Andrzej Jacyna. Buńczucznie twierdził, że po wyborach zmusi lekarzy rodzinnych do pracy w nocy i zrobi „porządek z tym towarzystwem”. Póki co Andrzej Jacyna nie jest już prezesem funduszu.

Gorzej, że pomysły zmuszenia lekarzy rodzinnych do całodobowej opieki nad pacjentem, w głowach decydentów w systemie ochrony zdrowia w Polsce pojawiają się jednak cały czas.

Już 15 lat temu zmuszanie lekarzy do opieki całodobowej doprowadziło do powstania Porozumienia Zielonogórskiego. Organizacji, która do dzisiaj skutecznie walczy o polepszenie warunków pracy lekarzy POZ, należących i nienależących do organizacji. Swoją drogą ci wszyscy, którzy nie należą do PZ, być może zgadzają się na całodobową pracę i może powinno im się to umożliwić? Byłby to ciekawy eksperyment.

Nie mam pomysłu,  jak to podpowiedzieć następcom pana Jacyny.

Próbuję sobie wyobrazić lekarza pracującego 24 godziny na dobę, od poniedziałku
do poniedziałku, a przecież są też praktyki jednoosobowe. Kto z nas to wytrzyma? Usłyszymy pewnie, że można kogoś zatrudnić. Od 8.00 do 18.00, już teraz trudno znaleźć osoby chętne do pracy w POZ, a co dopiero w nocy za niewielkie pieniądze, bo budżet NFZ nie jest przecież z gumy. Nie podejmuję się dyskutować po co jest to potrzebne? I jaki to miałoby sens? Lekarz siedzący całą noc w przychodni i czekający na pacjentów, do tego wizyty domowe w nocy i stwierdzanie zgonów?

Lata temu już takie obietnice były. Zorganizowane to zostało poprzez przekazywanie (wraz z pieniędzmi) tego zakresu usług (tzn. od 18.00 do 8.00 i w dni wolne) przychodniom, które chciały dyżurować. Nikt jednak nie postarał się wytłumaczyć pacjentom, że całodobowo jest dostępna opieka a nie konkretny lekarz. Jeden z naszych pacjentów kilkakrotnie pisał więc skargę (i dzwonił) do Kasy Chorych (wtedy tak się nazywał NFZ), informując, że lekarz nie chce mu podać swojego numeru telefonu, a on bardzo często źle się czuje około 3 w nocy i wtedy chciałby uzyskać poradę. Panie z Kasy Chorych pisały do nas pisma, że mamy obowiązek wywiesić na drzwiach przychodni numery do opieki nocnej. Ja odpowiadałam, że taka informacja wisi, a pacjent skarżył się dalej. Dopiero telefoniczna rozmowa z jakąś ważną personą z tej instytucji pozwoliła na wyjaśnienie konfliktu. Pacjent chciał prywatny numer domowy do lekarza, a pani z KCh nawet to nie przyszło do głowy. Niezadowolenie pacjenta było ogromne, czuł się oszukany, bo przecież rządzący obiecywali co innego.

Teraz znów się obiecuje, pacjenci wierzą i czekają, lekarze się boją, że nie dadzą rady tak pracować. Słyszę wokół głosy,
że czas na emeryturę. Kto w takim razie będzie nas leczył w przychodniach, gdzie co najmniej 50 proc. lekarzy jest (na moje oko) w wieku emerytalnym?

Wchodzę do mojego gabinetu, dzisiaj nawet spokój. Jeden pacjent tylko chciał skierowanie na radioterapię i trzeba było trochę czasu, żeby mu przedstawić przepisy ustawy, zarządzenia i rozporządzenia, że lekarz rodzinny jednak na radioterapię nie kieruje. Trochę się zmartwił, bo kiedyś słyszał o DILO i myślał, że to działa. WYTŁUMACZYŁAM, ŻE NIE WSZYSTKO CO MÓWIĄ I PISZĄ TO PRAWDA, powiedziałam, gdzie ma iść, pani pielęgniarka wypisała telefony, po niedzieli zobaczymy, co mu się udało. Czas kończyć, jutro też jest dzień. I to piątek!!

Wioletta Szafrańska-Kocuń