Dom dla lekarza
Szkoda gadać
Dom za pół miliona złotych lekarzowi rodzinnemu wybuduję od zaraz – oświadczył przed kamerami telewizyjnymi burmistrz Margonina Janusz Piechocki.
Gmina Margonin (woj. wielkopolskie) od trzech lat bezskutecznie stara się o lekarza. Nic dziwnego, że ponad sześć tysięcy mieszkańców ogarnął niepokój i strach o własne zdrowie, bo od października w tutejszej przychodni zamiast dwóch lekarzy przyjmuje tylko jeden! Dotychczas – przez wiele długich lat – w Margoninie dyżur pełniło dwóch lekarzy rodzinnych. Od października na zasłużoną emeryturę odeszła Pani Doktor. No i zaczęły się schody…
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie było nikogo na jej miejsce. Szczególnie zdezorientowało to i przeraziło osoby starsze. Bo nie mogą dodzwonić się do lekarza – telefon nie odpowiada. Recepty są najczęściej przepisywane na trzy miesiące do przodu, aby uniknąć kolejek. Niestety, nie wszystkich pacjentów stać na to, aby zapłacić za leki ordynowane na trzy miesiące z góry. Zresztą taka ordynacja nie jest bezpieczna i zawsze pozostawia wiele do życzenia.
Apele i starania radnych, ogłoszenia w prasie i modlitwy wiernych o pozyskanie lekarza, w skądinąd uroczym miasteczku z plażą nad jeziorem i parkiem wodnym, odbijały się niczym groch od ściany. Ale co może uczynić determinacja odważnego burmistrza, który przez 22 lata poznał realia nowoczesnego biznesu i techniki inwestowania w ludzi. Otóż burmistrz Piechocki oświadczył, że lekarzowi, który zwiąże swoje osobiste życie i zawodowe losy z Margoninem, wybuduje dom o wartości pół miliona złotych na terenie gminy na działce, wybranej przez lekarza i jego rodzinę. Co więcej, dom po latach lekarz będzie mógł wykupić na własność jedynie za 25 tysięcy złotych.
Trzymam kciuki za tego burmistrza, bo podobają mi się ludzie, dla których odwaga i pragmatyzm to skuteczny sposób na rozwiązywanie ludzkich problemów, które lękliwym i politycznie poprawnym samorządowcom ciągle pętają ręce i umysły. Czekamy na naśladowców burmistrza Piechockiego w gminach naszych uroczych wschodnich antypodów Unii Europejskiej, pomiędzy Wisłą, Wieprzem, Sanem i Bugiem.
Gdzie te czasy, kiedy lekarzy tuż po stażu, do pracy w terenie kuszono 4-pokojowym mieszkaniem w gminnym ośrodku zdrowia oraz talonem na poloneza i garażem na auto. A już małżeństwo lekarza z dentystką lub farmaceutką to już było prawdziwe bingo dla mieszkańców gminy. I komu to przeszkadzało?
Marek Stankiewicz
stankiewicz@hipokrates.org