Dzień z pracy lekarza POZ

Opublikowano: 4 listopada, 2025Wydanie: Medicus (2025) 11/2025Dział: 3,9 min. czytania

Za oknami ponuro i deszczowo. Dzień krótki i senny, a pracy coraz więcej. Opieka koordynowana idzie coraz lepiej, pacjenci zaczynają coraz częściej robić badania i leczyć się u nas, a nie u specjalistów. Niedoczynność tarczycy, nadciśnienie tętnicze, niepowikłana cukrzyca – z powodzeniem dajemy radę. W razie wątpliwości mamy możliwość doraźnych konsultacji z kolegami specjalistami: kardiologami, diabetologami, pulmonologami, endokrynologami czy nefrologami. Wszystko działa coraz lepiej, ale niestety jest ogromne ryzyko, że NFZ nie zapłaci za świadczenia wykonane ponad limit wynikający z umowy.

Rok temu nie było problemu, a teraz nie ma pieniędzy na nic.

Swoją drogą nie mogę pojąć, jak oni liczą te pieniądze, że nie wiedzą, ile mają i ile wydają. Pacjenci otrzymują informacje o przekładanych planowych zabiegach, lekarze z poradni specjalistycznych ograniczają przyjęcia, bo skończyły się kontrakty.

Tylko my pracujemy pełną parą.

Infekcji dużo, szczepień na grypę i na covid mało. Zamówiłam 150 szczepionek na covid i nie mam szans ich wykorzystać. Jak wyszczepię połowę, to będzie sukces. Inna sprawa, że szczepionki były prawie w połowie października, kiedy duża część ludzi już przechorowała covid.

Z logistyką dystrybucji też był problem. Zamówienia w RARS, a odbiór w sanepidzie. Poprzednio był transport bezpośrednio do nas, co zdecydowanie przyśpieszało dostarczenie i szczepienie.

Mam wrażenie, że u nas im więcej osób coś planuje, tym trudniej o logikę. Przykładem może być program FENIKS, który ma służyć doposażeniu przychodni Podstawowej Opieki Zdrowotnej w sprzęt i wykonanie drobnych remontów. Szpitale mają samorządy wojewódzkie, powiatowe, my w większości wynajmowane lokale i pieniądze tylko z kontraktu z NFZ. O inwestycje więc trudno. Miało być łatwiej. Ci, co podpisali umowy na Feniks, wcale jednak się nie cieszą, sprzęt kupili w większości na kredyt, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. Ciągle coś się nie zgadza w sprawozdaniach, opisach. Np. kolejność znaczków na górze strony albo kolor wydruku. Ja nie mam kolorowej drukarki i co wtedy? Zawsze oczywiście można kupić, ale tylko po to, żeby logo Unii Europejskiej lub programu było w kolorze? To chyba lekka przesada.

Z drugiej strony, słuchając radia (Lublin), słyszę ciągle ogłoszenia o naborach na coraz dziwniejsze szkolenia finansowane ze środków unijnych, nie mówiąc o jachtach i innych swingersach.

Gdzie tu logika? Każdy sprzęt, który znajdzie się w gabinecie lekarza POZ, ułatwi pacjentowi dostęp do diagnostyki i leczenia. USG powinno być standardowym wyposażeniem, a nie wyjątkiem.

Młodzi lekarze chcą się uczyć i robić badania, radiolodzy coraz mniej chętnie zajmują się ultrasonografią. Ale na to potrzebne są pieniądze, bo inwestycja kilkuset tysięcy złotych dla małej, wiejskiej przychodni jest nie do udźwignięcia. Mam nadzieję, że zasady będą uproszczone, bo chętnie bym kupiła trochę sprzętu, ale panicznie boję się biurokracji.

Brak zrozumienia z kolegami specjalistami innych dziedzin ciąg dalszy. Kolega nefrolog odesłał do mnie pacjentkę po skierowanie „rozszerzonego pakietu badań nerkowych” co dwa tygodnie! Bo jest zagrożona niewydolnością nerek. Aż się prosi zapytać, czy kolega nie umie sam napisać? Czy gdzie jest problem? Abstrahując już od formy przekazywania kolegom poleceń za pośrednictwem pacjenta. Pacjentka mieszka w Lublinie, poradnia nefrologiczna w Lublinie, nie ma potrzeby wyręczania się innymi lekarzami.

Następny problem to matka dziecka z postępującą krótkowzrocznością i lekiem robionym z atropiną na ryczałt. Okulista zaleca i wysyła do lekarza POZ po recepty. Problem w tym, że lek o takim stężeniu jest dostępny gotowy i wtedy nie wolno nam pisać robionego na ryczałt. I taką wiedzą powinniśmy dysponować wszyscy. Niepotrzebna awantura, telefony do Rzecznika Praw Pacjenta i rozgoryczona matka, bo zamiast ryczałtu zapłaciła 130 złotych.

Niedawno dowiedziałam się, że w jednym z większych lubelskich szpitali koleżanki i koledzy nie mogą zlecić pacjentowi badań kontrolnych po hospitalizacji, bo nie mają gdzie ich później zinterpretować. Aż mi się wierzyć nie chciało, że jest to możliwe, ale kontrole Rzecznika Praw Pacjenta i NFZ powoli to wymuszają, mam nadzieję, że w końcu skutecznie.

Czas wracać do domu i zobaczyć wnuki, bo w tym tygodniu gdy wracam, to już śpią. Chyba trzeba pomyśleć o priorytetach, w końcu jutro też jest dzień!

Wioletta Szafrańska-Kocuń

Wiceprezes ORL w Lublinie