Przez życie idę z Beatlesami

Opublikowano: 6 października, 2017Wydanie: Medicus (2017) 10/20175,2 min. czytania

z Krzysztofem Janem Wernerem, lekarzem dentystą, który założył w Lublinie Fan Club The Beatles, rozmawia Anna Augustowska

  • Chyba możemy zacząć naszą rozmowę od: „już od dziecka…”?

– …słuchałem muzyki chłopaków z Liverpoolu. To prawda, Beatlesi towarzyszą mi od wczesnej podstawówki. Już wtedy, nie wiedząc nawet czyją śpiewam piosenkę, razem z kolegami z podwórka wyśpiewywaliśmy po rosyjsku „Żołtyj parachod, żołtyj parachod”… Starsi chodzili do kina na słynny wtedy film pt. „Help”, a moi kuzyni nagrywali piosenki Beatlesów, których z nimi słuchałem. Z czasem prawdziwym źródłem informacji o zespole i ich piosenkach stała się audycja Jerzego Janiszewskiego, który w radiowej Trójce prezentował twórczość Beatlesów. Nagrywałem wtedy „puszczane” tam piosenki – miałem dwa magnetofony szpulowy i kasetowy – i w ten sposób kompletowałem dyskografię. Było to szalenie amatorskie, ale też szalenie interesujące.

  • Pewnym przełomem stała się wyprawa do Warszawy na „pchli targ”?

– Byłem wtedy licealistą i moim marzeniem było zebranie kolekcji płyt, które nagrali Beatlesi. W ówczesnych sklepach
muzycznych – a były to późne lata 70. – o czymś takim nie było mowy. Dlatego jeździło się do stolicy na coś w rodzaju dzisiejszej giełdy, chyba to było na Kole, aby zdobyć wymarzoną płytę, oczywiście winylową. Dopisało mi wyjątkowe szczęście, bo zdobyłem w 1978 roku nowy, zafoliowany album „The Beatles at the Hollywood Bowl”, który zawierał piosenki z koncertów z 1964 i 1965 roku w Los Angeles. Moje szczęście było jeszcze większe, kiedy okazało się, że album zawierał wkładkę ze spisem wszystkich płyt i listą utworów Beatlesów! Wreszcie miałem całość wiadomości o dyskografii! Proszę pamiętać, że nie było wtedy Internetu i takiej wiedzy nie mogłem zdobyć kilkoma kliknięciami w komputer. Stąd taka radość ze zdobyczy.

  • Rozumiem uwielbienie dla Beatlesów, ale co właściwie takiego mieli, co było w ich muzyce, czym się wyróżniali, że świat wręcz klęczał przed nimi?

– To były czasy rock and rolla, świat po prostu szalał na tym punkcie, a muzyka Beatlesów po prostu fascynowała. Była nowatorska, wprowadzała nowe
trendy, świeżość. Miała też to, co dla mnie najważniejsze: melodykę, wspaniałe przejścia i prostotę. Łatwo wpadała w ucho, piosenki każdy mógł sobie nucić. Do dzisiaj właśnie tego szukam w muzyce pop, ale co tu kryć, Beatlesów trudno przebić.

  • Ta miłość, beatlemania wręcz, sprawiła, że będąc już studentem stomatologii założył Pan Fan Club The Beatles. Chyba pierwszy w Polsce?

– Podobny klub działał już w Warszawie. Lubelski ruszył oficjalnie 1 października 1982 roku, dwa lata po tragicznej śmierci Johna Lennona i 12 lat po rozpadzie zespołu. Początkowo działaliśmy w klubie osiedlowym „Akord” przy ul. Smyczkowej na Czechowie; później w Lubelskim Domu Kultury przy ul. Pstrowskiego (dzisiaj Peowiaków). Na rozpoczęcie działalności wybraliśmy Międzynarodowy Dzień Muzyki, który przypada właśnie 1 października.

  • I tak kręciło się do…?

– Działaliśmy do 1990 roku. Organizowaliśmy spotkania, słuchaliśmy muzyki, zbieraliśmy gadżety związane z Beatlesami. Ludzie do nas lgnęli. W 1983 roku odwiedził nas John McGrath, mieszkaniec Liverpoolu, który uczył wtedy w Lublinie na UMCS angielskiego. Ta znajomość zaowocowała tym, że napisaliśmy list do oficjalnego muzeum BeetleCity w Liverpoolu (obecnie The Beatles Story, z którym mamy stały kontakt), a John przy następnej wizycie przywiózł nam fantastyczne prezenty, m.in. obok kolorowych pocztówek z wizerunkami muzyków także kamyczki ze słynnej ulicy Penny Lane. W klubie działało wtedy ok. 500 osób. Jednak w 1990 roku z wielu niezależnych powodów zawiesiliśmy działalność. Kończyłem studia, na świat przyszedł mój syn. Musiałem skupić się na innych sprawach. Wciągnęła mnie praca – to był czas przemiany ustrojowej, wiele się działo. Ja zaangażowałem się bardzo w obronę szkolnych gabinetów dentystycznych. Aktywnie działałem i działam do dziś też jako radny dzielnicy Śródmieście.

  • I z tego, co wiem Beatlesi „utknęli” na pawlaczu?

– Tak było. Chociaż stale ich słuchałem, interesowałem się i nigdy nie przestałem śledzić nowinek o losach i karierach dawnych członków Beatlesów. I tak minęło aż 25 lat, aby klub się reaktywował. Sprawił to mój syn Krzysztof Stanisław, którego tak bardzo „zaraziłem” beatlemanią, że trzy lata temu obronił na UMCS pracę magisterską na temat działalności naszego fanklubu. Ta praca zdobyła wyróżnienie w konkursie im. Jana Józefa Lipskiego, który zorganizowała Polska Akademia Nauk w Warszawie.

  • I syn teraz jest prezesem reaktywowanego w 2015 roku fanklubu.

– To już inna epoka. Nie robimy gazetek o Beatlesach, jak w czasach, kiedy działaliśmy na Czechowie, czy w Lubelskim Domu Kultury. Internet zmienił wszystko – mamy już ponad 1050 osób, które należą do klubu. Obecny Fan Club Beatlesów propaguje muzykę rockową i popularną II połowy XX wieku, nawiązuje kontakty z osobami będącymi wielbicielami muzyki Beatlesów, tworzy unikatowe gadżety fanklubowe, buduje panel dyskusyjny między członkami, kształtuje podstawy i realizuje zloty, spotkania dyskusyjne, promocyjne i artystyczne, happeningi, inicjatywy i działania społeczne, a także prezentuje młode talenty i hobby poszczególnych członków. Aby zostać członkiem Lubelskiego Fan Clubu wystarczy dołączyć do grupy facebookowej, a jak ktoś nie posiada konta na Facebooku to można znaleźć nas pod adresem:

https://www.facebook.com/fanclubthebeatleslbn/

  • Jest jeszcze coś…

– Moim i syna marzeniem jest utworzenie w Lublinie miejsca, gdzie wśród zieleni będzie działał na otwartej przestrzeni skwer muzyki rockowej. To miałoby być miejsce także dla polskich grup rockowych, w tym lubelskich! Mamy ich sporo i warto, aby mieszkańcy Lublina o tym wiedzieli i pamiętali.