Śpiewam od dziecka

Opublikowano: 8 września, 2018Wydanie: Medicus (2018) 08-09/20186,2 min. czytania

Śpiewam od dziecka

z Barbarą Olszewską, kardiologiem, pasjonatką śpiewu chóralnego, rozmawia Anna Augustowska

• Śpiewanie ma się we krwi, czy trzeba je dopiero odkryć w sobie?
– Trudno powiedzieć, pewnie jest tak i tak. Ja śpiewam od dziecka, zaczęłam już jako zupełny maluch. I być może odziedziczyłam pewne predyspozycje po najbliższych. Moja mama grała na siedmiostrunowej gitarze i dopóki choroba jej na to pozwalała, także śpiewała. Jej brat przed laty grał na akordeonie, a teraz jego troje dzieci gra na skrzypcach, pianinie i akordeonie. Brat i siostra są organistami, prowadzą chóry, a brat wujeczny założył orkiestrę dętą. Taka atmosfera w rodzinie sprzyjała umuzykalnieniu. Kiedy miałam 10 lat, mama zabrała mnie na „Aidę” G. Verdiego, do opery. Dorośli byli pewni, że usnę a tymczasem ja słuchałam zafascynowana od pierwszego do ostatniego aktu. Tak więc śpiew zawsze był obecny w moim życiu. A co najważniejsze, ja zawsze lubiłam śpiewać, to było coś bardzo naturalnego.

• Do tego stopnia, że w liceum trafiła Pani do klasy muzycznej?
– Bardzo dużo zawdzięczam tej szkole i naszej nauczycielce muzyki Jadwidze Paciak. Jestem nałęczowianką i tu chodziłam do LO im. Stefana Żeromskiego. Kiedy tam trafiłam, do wyboru były klasy o profilu plastycznym lub muzycznym. Wiadomo, którą z nich wybrałam. To były wspaniałe lata. Nie tylko zdobywaliśmy wiedzę z teorii muzyki, ale słuchaliśmy koncertów, nagrań. Systematycznie były organizowane wyjazdy do opery i operetki w całej Polsce, oczywiście działał też chór, w którym śpiewałam, chociaż co tu kryć, strasznie nie lubiłam chodzić na próby, bo odbywały się na siódmej, ostatniej lekcji, kiedy czułam się zmęczona i głodna, poza tym repertuar był typu „soc-miusic”. O nauce w średniej szkole muzycznej wówczas w ogóle nie myślałam.

• A były jakieś występy solo?
– Tak, prawie na każdej szkolnej akademii. I zawsze zmagałam się ze straszną tremą! Raz też dałam się namówić kolegom z liceum, którzy założyli w naszej szkole zespół rockowy i zaśpiewałam solo „Pieśń Maszy”, wiadomo piosenka radziecka, ale do Zielonej Góry nie pojechałam. Muzyka zawsze miała miejsce w moim życiu, ale nie stała się celem.

• Takim celem stała się medycyna? To był wybór od początku?
– Kiedy teraz o tym myślę, to rzeczywiście tak było. Owszem, jak każdy przed maturą zastanawiałam się nad wyborem studiów, ale u mnie to było raczej pytanie: jeśli nie medycyna, to co? I… nie było innych odpowiedzi, że może politechnika, że prawo, czy architektura. Inna sprawa, że miałam dużo szczęścia, bo dostałam się za pierwszym razem, z bardzo dobrym wynikiem i to nie mając punktów za pochodzenie. Moje marzenie się spełniło, nauka mnie pochłonęła totalnie i przez pierwszy rok studiów niczym innym się nie zajmowałam. Chyba też niewiele śpiewałam.

• Ale już po zaliczeniu kolejnej zimowej sesji…
– …postanowiłam się zakochać – ale nie w medyku! (udało się, mój ówczesny chłopak jest dziś moim mężem) i wróciłam do śpiewu. Poszłam na przesłuchanie do chóru Akademii Medycznej, które prowadziła dyrygentka Ewa Czyżewska (notabene po latach spotkałyśmy się w chórze lekarzy „Continuum”) i zostałam przyjęta do sopranów. Bardzo mi się w chórze spodobało, była wspaniała
koleżeńska atmosfera. Pokochałam śpiew chóralny. Pamiętam jeden z moich występów z chórem AM. Śpiewaliśmy z okazji przemianowania WSI na Politechnikę Lubelską. Na tak ważne wydarzenie przyjechał sam Piotr Jaroszewicz – PRL-owski prezes Rady Ministrów – szycha. Zaśpiewaliśmy „Bogurodzicę” i zakończyliśmy zakazanym wtedy słowem „Amen”. Była afera, jakbyśmy nie wiem co zrobili.

• Chór nie przeszkadzał w medycynie?
– Umiem godzić różne obowiązki i tak było do V roku. Wtedy wyszłam za mąż i rozstałam się z chórem. Może zbyt pochopnie zostawiłam śpiew, ale widać tak miało być. Zajęłam się życiem rodzinnym, stażem i dalszą nauką. Zrobiłam specjalizację z interny I i II stopnia, a ponieważ pracowałam w Nałęczowie, czyli w uzdrowisku, to także z balneologii. W tym czasie do diagnostyki weszła nowa metoda – echokardiografia i to właśnie ta dziedzina stała się moim konikiem, co połączyłam ze zdobywaniem specjalności z kardiologii. U prof. Andrzeja Wysokińskiego obroniłam doktorat z echokardiografii. Ta metoda to była rewolucja w diagnostyce serca. Byłam nią zafascynowana.

• I śpiew został odstawiony do kąta?
– Został! Pochłonęłam mnie praca, obowiązki kierownicze, wychowywanie dwóch synów i opieka nad chorymi rodzicami… aż pewnego dnia natknęłam się na informację, że w naszym nałęczowskim kościele będą prowadzone warsztaty chóralne, zajęcia z emisji głosu itd. Nie mogłam na nie nie pójść! Chłopcy usamodzielnieni, praca stabilna, mąż mnie poparł. I tak przyłączyłam się do tej grupy – chór „Ars Cantica” przy parafii św. Jana Chrzciciela w Nałęczowie.

• A chór „Continuum”?
– To się stało równocześnie – skoro mogę w Nałęczowie, to i w chórze dla lekarzy. I bez obijania się – skoro podjęłam decyzję, to jestem konsekwentna. Nie unikam prób ani występów. Śpiewak musi być w formie, stale ćwiczyć, w przeciwnym wypadku skala jego głosu może ulec zawężeniu, zaś jego siła, zmniejszeniu. Obudził się mój dawny zapał, który sprawił, że znowu zaczęłam śpiewać, chodzić na próby, dbać o swój głos, który, o dziwo, zaczął brzmieć coraz lepiej. Pozbyłam się też tremy, nawet gdy śpiewam solo i wciąż mam ochotę śpiewać.

• W wannie?
– Też! I przy prasowaniu! Zawsze w doborowym towarzystwie z Anną Netrebko, Aleksandrą Kurzak i Cecilią Bartoli.
Kameralny chór „Continuum” pod batutą Tadeusza Tuszowskiego, afiliowany przez Lubelską Izbę Lekarską, działający pod auspicjami Komisji Kultury ORL w Lublinie, zaprasza wszystkich lekarzy do współpracy.
Spotkania chóru odbywają się w każdy poniedziałek o godzinie 18.30 w sali konferencyjnej LIL, Lublin, ul. Chmielna 4. Podczas każdego spotkania prowadzone są przez profesjonalistów zajęcia z emisji głosu.
Chór wykonuje utwory religijne i świeckie kompozytorów polskich i zagranicznych, współczesnych i dawnych. Ma na swoim koncie dwie płyty: „Musica sacra” i „Gdy się Chrystus rodzi”.
W ramach „Muzycznych piątków u lekarzy” – zapraszamy na koncert muzyki
biesiadnej w wykonaniu chóru „Continuum” – 19 października 2018 roku,
o godz. 18.00, w Klubie „U Lekarzy”.
Rok temu, 17 listopada 2017 r., w Klubie Lekarza odbyło się spotkanie z cyklu „Muzyczne piątki u lekarzy”. Gwiazdą wieczoru był chór Lubelskiej Izby Lekarskiej „Continuum”, który zaprosił wszystkich do wspólnego śpiewania piosenek biesiadnych. Były dla wszystkich zeszyty z nutami i tekstami piosenek, był akompaniament na keyboardzie i akordeonie, były ciepłe i zimne przekąski, jak to na biesiadzie. Było oczywiście wspólne śpiewanie, a nawet tańce. Ale przede wszystkim dobry humor.