Odeszli…
Maria Mazur-Kołaczyńska (1935–2015)
W dniu 22 czerwca 2015 r., po długiej i ciężkiej chorobie, zmarła Maria Mazur-Kołaczyńska, pionierka przemysłowej okulistyki w naszym regionie. Dyplom lekarza medycyny uzyskała w 1958 r. na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Lublinie. Pochodziła z rodziny o dużych tradycjach medycznych. Ojciec, Stanisław Mazur, był znanym i cenionym ginekologiem położnikiem. Dwa razy pełnił też funkcję dyrektora szpitala przy ul. Staszica 16 w Lublinie. Mąż, Włodzimierz Kołaczyński, był specjalistą radiologiem, a ich syn Marcin jest specjalistą chirurgiem. Brat Marysi, Wojciech (urolog) i siostra Marta (radiolog) – ich współmałżonkowie są również lekarzami. Przed laty mówiono żartobliwie, że uwzględniając rodzeństwo stryjeczne można by założyć szpital rodzinny. Maria Mazur-Kołaczyńska w czasie pracy w Klinice Okulistycznej uzyskała I i II stopień specjalizacji z okulistyki. W 1966 r. rozpoczęła pracę w przychodni przemysłowej, która przekształciła się później w Wojewódzki Ośrodek Medycyny Pracy. Były to czasy, kiedy jeszcze nie było opracowanych norm, standardów, pozwalających na prawidłowe orzekanie o przydatności do pracy. Dzięki jej pracy i wysiłkowi udało się to zrealizować w naszym regionie. Uzyskaną wiedzą i doświadczeniem dzieliła się w czasie prowadzonych szkoleń z młodymi adeptami okulistyki przemysłowej. Przez wiele lat była również biegłym sądowym w zakresie swojej specjalności. Prywatnie była osobą bardzo towarzyską. Wraz z mężem prowadziła ożywione życie towarzyskie, a spotkania u nich to była również okazja do prowadzenia ciekawych rozmów i dyskusji. Niezwykle oczytana nieraz telefonowała z informacją, że ukazała się nowa ciekawa książka. Uwielbiała podróże po kraju i Europie, połączone ze zwiedzaniem ciekawych zabytków i muzeów. Miała duże poczucie humoru, nieraz dość ciętego, a Jej powiedzenia krążyły wśród rodziny i przyjaciół jako ciekawe anegdoty. Była zawsze starannie i gustownie ubrana – ot, po prostu prawdziwa dama.
Odeszła po ciężkich 6-miesięcznych zmaganiach z nieuleczalną chorobą. W rzadkich chwilach przytomności była pogodna i spokojna. Pozostała po Niej luka w rodzinie i u przyjaciół. Upłynie zapewne wiele lat, kiedy będzie można przytoczyć słowa pięknej, ale smutnej piosenki – „wiatr zatarł ślad”… Pamiętajmy jednak, że zmarli żyją wśród nas dopóki o nich pamiętamy. A Marysia zasługuje na to, aby o niej pamiętać.
Rodzina i przyjaciele