Dzień z pracy lekarza POZ

Opublikowano: 22 lutego, 2025Wydanie: Medicus (2025) 01-02/2025Dział: 3 min. czytania

PONIEDZIAŁEK

Ostatnio coraz częściej pojawia się w dyskusji problem przyjmowania lekarzy (seniorów, ale nie tylko) przez kolegów w przychodniach, gabinetach i na oddziałach. Liczne grupy zawodowe mają w Polsce różne przywileje, są to m.in.: bezpłatne bilety, deputat węglowy, urlop na podratowanie zdrowia itp. A lekarze nie mogą od wielu lat doprosić się przywileju bycia przyjmowanymi poza kolejnością. Wielokrotnie słyszałam dyskusje oburzonych autorytetów, że nam się to nie należy. Nie umiemy także, poza przepisami ustaw czy rozporządzeń, znaleźć sposobu na pomoc koleżankom i kolegom. Pamiętam sytuację sprzed kilku lat. Od starszej, emerytowanej lekarki usłyszałam, że czeka na protezy stawów biodrowych. Zapisała się do kolejki i będzie miała za dwa lata. Zapytałam, czy rozmawiała z kolegą ortopedą, który wiele lat pracował w sąsiednim gabinecie, o możliwości przyspieszenia, zwłaszcza że ledwo chodzi. Nie zapytała.

Na czym polega problem? Zwykle nie wiemy, że za drzwiami naszego gabinetu czeka kolega lekarz. Nie wszyscy się przecież znamy. Najlepiej by było, żeby przy rejestracji pacjenta pojawiała się informacja, że to lekarz (tak jak w eWUŚ pojawiała się informacja o zaszczepieniu na covid), ale tego się chyba nie doczekamy, chociaż nadzieja zawsze jest. Dyskusja medialna, nawet jeżeli nic się nie zmieni w przepisach prawa, spowoduje, że przypomnimy sobie o tym problemie.

Moim zdaniem wszystkie wybory są ważne, bo definiują nam jakąś rzeczywistość na następne lata. Rzecznicy odpowiedzialności zawodowej i sądy lekarskie to instytucje, do których wpływają skargi na nasze błędy prawdziwe czy też wymyślone przez pacjentów lub ich rodziny. Ważne jest, żeby nas oceniali koledzy znający specyfikę naszej pracy, a nie sędziowie i prokuratorzy niemający zwykle o tym pojęcia. Ale do tego potrzebny jest sprawny samorząd i koledzy, którzy tej trudnej i niewdzięcznej roli sędziego i prokuratora w izbie się podejmą, zarówno na szczeblu okręgowym, jak i centralnym. Praca niewdzięczna, trzeba poświęcić mnóstwo czasu i energii i nie można liczyć, że ktoś z sądzonych będzie wdzięczny. Nieustannie namawiam koleżanki i kolegów do włączania się w pracę samorządu na różnych szczeblach. Chociaż nieźle mi to wychodzi, to ludzi do pracy ciągle mało.

Tymczasem problemów nie ubywa. Koledzy specjaliści w innych dziedzinach nieustannie przysyłają pacjentów z karteczkami, jakie badania ma zlecić i jakie leki wypisać lekarz rodzinny. Dzwonię i pytam, dlaczego sami nie piszą. Odpowiedzi są bardzo różne. Najbardziej mnie denerwują stwierdzenia, że nie będą odpowiadać finansowo za refundację leków, ale pacjenta informują, że ma mieć za darmo. To kto ma za tę refundację odpowiadać? I dlaczego ja?

Z ostatnich ciekawostek. Generyki pradaxy i xarelto (też nie wszystkie) objęte są przy niezastawkowym migotaniu przedsionków 30-procentową refundacją (dla seniorów także). Konia z rzędem temu, kto określi, czy refundacja dotyczy napadowego migotania, czy stałego. Czym ma być to udokumentowane? Wystarczy EKG czy trzeba zrobić echo i wykluczyć wady zastawek? Na pewno za pięć lat zdefiniuje to kontrola NFZ i każe lekarzom zwracać refundację. Do momentu odpowiedzi na te pytania odsyłam pacjentów do NFZ po wykładnię zapisów, bo za miękkie serce już kilka razy zapłaciłam.

Wioletta Szafrańska-Kocuń
Wiceprezes ORL w Lublinie