Dzień z pracy lekarza POZ
WTOREK
Nowy rok – nowe wyzwania! Jedno z nich to nowa karta zgonu – miało być elektronicznie, ale jest papierowo, i to sześć stron. Jedyny plus to normalny format daty, reszta jak zawsze. I dodatkowo musimy wpisywać wykształcenie zmarłego oraz jego stan cywilny (dotąd robił to USC). Nad tym, skąd mamy pozyskać te informacje, nikt się nie zastanawia. I jakie będą tego konsekwencje, też nie wiemy. Czy jeśli nie wpiszemy tych danych, karta zgonu będzie nieważna? Czy urzędnik, mając możliwość i dostęp do tej wiedzy, będzie mógł uzupełnić kartę? Jak zawsze – pożyjemy, zobaczymy.
Koordynacja opieki działa pełną parą i coraz bardziej nam i (co najważniejsze) pacjentom się podoba. Wczoraj zadzwoniłam do pacjenta, bo przysłał e-maila z listą brakujących leków. Znalazłam dwa, które nie były wypisane u nas, w przychodni ani nie widziałam informacji w EDM. Pacjent dostał rok temu roczną receptę od diabetologa i miał leki, a teraz musi jeszcze dwa tygodnie czekać na wizytę i mu zabraknie. ROCZNA RECEPTA OD SPECJALISTY! CZYLI MOŻNA! Umówiłam się z nim od razu, bo dawno nie miał robionych badań. Przeanalizowaliśmy leki i karty informacyjne, napisałam mu skierowanie na brakujące badania, umówiłam go na holter RR i echo serca, bo pod kontrolą diabetologa był, ale z kardiologiem już gorzej, a nadciśnienie ma od wielu lat. Po wykonaniu badań za 10 dni zrobimy konsultację kardiologiczną.
Kolejny przykład: pacjent – zawodowy kierowca, lat 52, z wysokim ciśnieniem zjawił się po skierowanie do kardiologa z polecenia lekarza medycyny pracy. Dostał leki, skierowanie na badania laboratoryjne, holter RR, echo serca, które wykonał w trzy dni, i już jest umówiony na konsultację kardiologiczną. Zdziwiony tym tempem zapytał, dlaczego ludzie w Polsce narzekają na służbę zdrowia. On u lekarza był ostatnio pięć lat temu, gdy miał infekcję, więc nie bardzo miał orientację, ale narzekał jak wszyscy.
Nie udało się na pewno zorganizować szczepień przeciwko COVID-19 nową szczepionką. Najpierw obiecywali, ale nie dawali, zapisaliśmy 300 osób, dostaliśmy 100 dawek. Sprawdzałam stronę RARS co godzinę i udało mi się wreszcie wieczorem zamówić 200 dawek. Bardzo się ucieszyłam, że wszyscy zapisani będą mieli możliwość się zaszczepić. A tu telefon, że dostaniemy tylko 100, bo inni też chcą, my dostaniemy później. Minęły już trzy tygodnie i nic. Nowa Pani Minister pewnie się zastanawia, ile dawek ma zamówić, żeby się nie zmarnowały. Jak to potrwa jeszcze trzy tygodnie, to niech nie zamawia, bo wiosną nikt się nie zaszczepi i wszystkie szczepionki się zmarnują.
Jedna z moich koleżanek, lekarka emerytka ostatnio z sentymentem stwierdziła, że gdyby miała takie warunki pracy i możliwości diagnostyczne trzydzieści kilka lat temu, kiedy zaczynała pracę w przychodni, to byłaby bardzo szczęśliwa. A teraz, kiedy możliwości są, to sił coraz mniej. Dlatego zachęca młodych lekarzy, aby doceniali to, co mają, i nie narzekali za bardzo.
Chociaż muszę powiedzieć, że po jednej mojej wypowiedzi, iż młodzi wolą korporację i godziny pracy od-do, a nie zabieranie pacjentów do domu – oczywiście w przenośni – otrzymałam informację, że to nieprawda. Ja wierzę, że lekarz rodzinny musi się angażować osobiście, bo problemy zdrowotne pacjentów często wynikają z uwarunkowań socjalnych, rodzinnych i materialnych i bez próby pomocy na tych płaszczyznach nie wyleczymy naszych pacjentów. Jest to następna koordynacja, która mi się podoba, ale jej realizacji już chyba się nie doczekam. Chociaż w wielu krajach pracownik socjalny i psycholog w zespole to norma.
Wioletta Szafrańska-Kocuń
Wiceprezes ORL w Lublinie